Niemożliwe było oczekiwać, że dziś jeszcze będziemy znać nazwisko prezydenta Stanów Zjednoczonych, bo nie nastąpiła oczekiwana przez sondaże i media „niebieska fala” głosów na kandydata Partii Demokratycznej Joe Bidena. Liczenie głosów ciągle się nie zakończyło, a kiedy się zakończy, może być łatwo zakwestionowane. Nawet jeśli Biden zyska 270 niezbędnych głosów „wielkich elektorów”, o ostatecznym rezultacie może decydować Sąd Najwyższy, gdzie większość sędziów jest (teoretycznie) oddana Trumpowi.

Trump zdążył już zresztą odtrąbić swe zwycięstwo i zapowiedzieć, że ogłoszenie jego porażki oznaczałoby „oszustwo wyborcze”, a Biden wzywa do cierpliwości, która z pewnością będzie Demokratom bardzo potrzebna. To tylko podnosi napięcie związane z obserwacją częściowych wyników w kilku kluczowych stanach, gdzie archaiczny amerykański system wyborczy kolejny raz ujawnia swe wady. W niektórych miastach doszło już do przemarszów ciężko uzbrojonych grup cywilów, jakby żaden z dwóch obozów politycznych nie miał zamiaru pogodzić się z przegraną. Inni, jak w Portland, wymachując bronią odrzucają obie kandydatury i palą flagi USA. W Waszyngtonie pod Białym Domem czwórka zwolenników Trumpa została zaatakowana nożami, rannych odwieziono do szpitali.

Zagadka wokół wyłonienia szefa imperium podnosi też temperaturę polityczną w wielu krajach świata. Niemcy mówią o „wybuchowej sytuacji”, w Słowenii ogłaszają, że wygrał Trump, a reszta po prostu nerwowo wstrzymuje oddech w oczekiwaniu kolejnych informacji i szykuje scenariusze dyplomatyczne na każdą przewidywalną dziś okazję. W tej chwili oskarżenia o oszustwa wyborcze ze strony trumpistów dotyczą głównie wcześniejszego głosowania za pośrednictwem poczty. Jeśli administracja Trumpa konsekwentnie pójdzie tym śladem (niezależnie od prawdziwości, czy fałszu takich zarzutów), o wyników wyborów zadecyduje Sąd Najwyższy.

Część mediów przypuszcza, że korespondencyjna część głosów powinna wskazać Bidena, gdyż zwolennicy Demokratów mieliby bardziej bać się kowidu, niż Republikanie. Lecz wcześniej głosy oddało ok. 100 milionów ludzi, co jest historycznym rekordem, więc takie wróżenie nie wszystkich przekonuje. Niemal wszyscy podkreślają kolejną porażkę amerykańskich sondażowni, które dawały nawet dwucyfrową przewagę Demokracie. Jedno jest pewne: Ameryka wkroczyła w okres szczególnej niestabilności politycznej.

 

 

 

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…