Dawno już żadna publikacja nie wydała mi się równie oburzająca, jak obszerny wywiad z komandosem Tomaszem „Borysem” Borysiewiczem, który płacze rzewnymi łzami nad swoim losem w weekendowej odsłonie portalu gazeta.pl. Borysiewicz to jeden ze sprawców „incydentu” w Nangar Khel. Pamiętacie, jaki wyrok usłyszał? Dwa lata w zawieszeniu. Za „niezrozumienie rozkazu i nieostrożne obchodzenie się z bronią”. Gwoli ścisłości – to ten, który strzelał z moździerza. Do ludzi. To ten, który pobił innego żołnierza w stołówce w Bielsku, bo nie podobało mu się, że tamten czyścił buty przy pomidorowej. „Krew nie woda” – bronili go wówczas koledzy z jednostki.
„To tak, jakby oskarżyli mnie o kradzież samochodu, bo widać na monitoringu, że przechodziłem w pobliżu. Podczas procesu okazało się, że nie umiem kraść i że nie miałem z tym nic wspólnego, więc skazali mnie za to, że idąc koło tego auta, rzuciłem niedopałek” – wyznaje gazecie.pl pokrzywdzony komandos. No tak, był jeszcze jeden, który strzelał z broni maszynowej. Był dowódca, kierujący całą akcją. A to jemu świat zawalił się na głowę! Mógł przecież zabić… a nie, czekaj.
„Długo się zastanawiałem, czy przypominać o sobie światu, czy się o coś upominać” – skromnie kręci młynka palcami pod koniec obszernego tekstu, w którym konsekwentnie zapomina wspomnieć, że jest 40-letnim emerytem, pobierającym wojskowe świadczenie (wzmianka pojawia się na dole strony przy krótkim biogramiku, od redakcji portalu, przysłowiowym drobnym druczkiem pod gwiazdką). Za to bardzo wiele mówi o honorze, który nie pozwolił mu zostać w armii. I jeszcze więcej o tym, jak poniżających prac musi chwytać się po tym, jak pewnego dnia w 2007 roku tak skutecznie chwycił za moździerz, że po wszystkim do piachu poszło 6 ludzkich istnień. „Wszędzie domagali się zaświadczenia o niekaralności” – ubolewa, choć za chwilę okazuje się, że jednak nie wszędzie. „Biorę cokolwiek, za 20-30 złotych za wykonaną pracę. Przeprowadzki, odprowadzanie samochodów. Szkolę młodzież czy bankowców z sytuacji kryzysowych. Uczę pierwszej pomocy. Ale to nie są zajęcia, z których można wyżyć, często robię to pro bono, bo lubię się dzielić swoją wiedzą” – to chwyt retoryczny doprawdy mistrzowski ze strony przeprowadzającej wywiad redaktor Angeliki Swobody. Oto dorabiający do emerytury były najemnik, czekający na zatarcie wyroku i rozważający procedurę ułaskawienia, jak za dotykiem czarodziejskiej różdżki zamieniony został w przymierającego głodem skazańca, z którego zrobiono kolejnego Wyklętego.
Nie pierwszy raz zresztą. Edyta Żemła w „Zdradzonych”, ale też w publikacjach „Wprostu” konsekwentnie szła w stronę udrapowania skazanych za Nangar Khel w szaty tragiczne. „Ma za sobą 16 lat służby. Przeniósł się do Warszawy. Zaczął nowe życie, ale w środku został żołnierzem” – czytamy o „Borysie”. Ci, którzy zginęli od oddanych strzałów, mieli – warto o tym pamiętać – dramatycznie mniej szczęścia. Ci ludzie to niewinne niczemu ofiary – i to jest fakt niezależny od zawiłości procesu, od specyfiki akcji, od wszelkich okoliczności, na które powołuje się komandos. Pisanie dziś o ich śmierci, że jest równoznaczne z rzuceniem niedopałka jest karygodne, a publikacja w tym duchu – jest głęboko nieetyczną próbą relatywizowania okrucieństwa wojny. W takich chwilach milczenie nie jest złotem. Jest o wiele cenniejsze niż złoto.
Assange o zagrożeniu wolności słowa
Twórca WikiLeaks Julian Assange po kilkunastu latach spędzonych w odosobnieniu i szczęśliw…
Ojejku, jejku – Weronka dowiedziała się że jak na wojnie żołnierze strzelają, to mogą nawet kogoś ZABIĆ!!!!!
To już nie gimbaza.
To przedszkole.
szczurza prostytutko, szkoda, że ciebie nie zabił
Droga Weronciu!
Lepiej garami się zajmij, bo na armii znasz się jak ja na balecie.
Ci żołnierze to ofiary działań Antoniego Maciarewicza jako likwidatora służb wywiadu i kontrwywiadu wojskowego, który w owym czasie praktycznie przestał istnieć. Brak właściwego rozpoznania, brak danych wywiadowczych z otoczenia…
I charakter tej wojenki.
Zadam Ci (i innym krytykom) pytanie:
Co byś zrobił w sytuacji:
Masz w garściach SWD, twoim zadaniem jest likwidacja zagrożeń patrolu w którym uczestniczysz. Przejeżdżacie przez osadę, ot kilka domów w niewielkiej odległości od drogi.
Nagle z jednego z nich wybiega dziewczynka w wieku 10-12 lat i pędzi w stronę pojazdów i żołnierzy. Spoglądasz przez optykę i widzisz, ze ma w dłoniach dwa granaty.
Co zrobisz?
Zastrzelisz? Tak mówi regulamin.
Będziesz czekać do ostatniej chwili ryzykując poranienie kolegów?
Będziesz potrafić z tym żyć? Bo jedna jak i druga decyzja będzie kosztować kogoś utratę życia czy zdrowia.
A po powrocie do kraju co zrobisz z pajacem który z zastrzelenia potencjalnego zabójcy zrobi zarzut ,,on zamordował dziecko”. Dasz w mordę? Czy będziesz spoglądać przenikliwie jak krowa na pociąg???
Talibowie atakujący patrole nie mieli umundurowania. Kryli się po lokalnych wioskach.
Jeżeli z jakiejś wiochy w stronę konwoju padły strzały – żołnierze wg obserwacji odpowiedzieli ogniem.
I takie działanie w strefie walk, jest również zgodne z regulaminem.
Na wojnie partyzanckiej giną również cywile. szczególnie gdy jest taka jak w Afganistanie gdzie ludność silnie wspiera Talibów, a ci nie noszą umundurowania, lub stosują maskowanie przebierając się w rządowe.
W takiej sytuacji KAŻDY UZBROJONY CZŁOWIEK jest automatycznie uznawany za wroga i w odległości groźnej dla patrolu (jeżeli nie potrafi się zidentyfikować) likwidowany. Jeżeli odłoży broń – zazwyczaj pozwala mu się podejść na kilkanaście metrów i każe ściągać łachy, aby sprawdzić czy nie ma na sobie ładunku wybuchowego.
Powinnas Weronciu pojechać w rejon walk. Po pozbieraniu do czarnego worka resztek kilku kolegów i zmyciu z twarzy resztek mózgu strzelca w twoim Humwee – może zrozumiesz czym jest wojna partyzancka…
tak się też tłumaczyli chłopcy z SS, polaczku…
skorpion, mówiących tak jak Ty osądzono w Norymberdze…..
typowy polski bandyta, gdyby nie był w wojsku to mordował by na ulicy lub gwałcił dzieci , pozdrawiam P.Weroniko
skorpion, mówiących tak jak Ty osądzono w Norymberdze…..
A ty w wojsku byłeś? Chyba niekoniecznie bo bredzisz jak Piekarski na mękach.
Znasz takich, którzy wrócili z misji wojskowych na które wysłała ich Polska?
Bo ochotników to mieli do wypraw na Wzgórza Golan.
Do Afganistanu ,,trochę” chętnych brakowało.
No to wybierający karierę w armii dostawali dictum – jedziesz na ochotnika, albo zapomnij o przedłożeniu kontraktu i awansie.
I jeszcze jedno.
Proces norymberski (w świetle obowiązującego wówczas prawa) był nielegalny. Stworzono więc nowe – z mocą wstecz.
Prawo karne ma do siebie to, że w normalnych warunkach działa dopiero w odniesieniu do czynów które popełniono po jego wejściu w życie.
Ot taki chichot historii. Chcąc być w zgodzie z prawem – potraktowano je instrumentalnie – jednak nikt nie pytał o to głośno przez ponad pół wieku.
aż dopiero dziwka o nicku skorpion zapytała
Niech powie jaką kasę dostał za misję, wtedy opadnie zasłona tragizmu i zrobi się śmiesznie.
W końcu poszedł do wojska, bo … nie miał nic przeciw zabijaniu. I to jeszcze za pieniądze.