Ceny spadają, a pensje rosną w imponującym tempie. Wskaźniki podane przez Główny Urząd Statystyczny zaskoczyły nawet największych optymistów. Jeśli doliczyć do tego największy w historii III RP transfer socjalny – program „Rodzina 500+” – okazuje się, że dochody Polaków i Polek dokonały w ostatnich miesiącach największego skoku od czasów transformacji ustrojowej.
Średnie wynagrodzenie w Polsce w lipcu wyniosło 4291,85 zł – ogłosił GUS. Oznacza to, że zarobki w ubiegłym miesiącu były o 40 zł wyższe niż w czerwcu i aż o 200 zł wyższe w porównaniu z analogicznym okresem w roku ubiegłym. Tempo wzrostu wyniosło w skali rocznej 4,8 proc. Analitycy, których opinie zebrała agencja ISBnews prognozowali 3,7- 4,8 proc., a zatem realia potwierdziły oczekiwania największych optymistów.
Korzystna tendencja jest wzmacniana przez zjawisko deflacji. Ceny w Polsce spadają od ostatniego kwartału 2014 roku, co jest najdłuższym takim trendem w historii III RP. Deflacja w lipcu wyniosła 0,9 proc. Analitycy zwracają uwagę, że w ten pozytywny pejzaż wpisuje się również zadowolenie obywateli z uruchomienia programu wsparcia dla rodziców. – W czerwcu dynamika realnego funduszu płac, na którą składają się zmiany wynagrodzenia, zatrudnienia oraz inflacji, wyniosła blisko 10 proc. W lipcu, ze względu na nieco mniejszy przyrost wynagrodzeń było to około 9,2 proc., nadal bardzo dużo – zauważa w rozmowie z PAP Przemysław Kwiecień, główny ekonomista Domu Maklerskiego XTB. – Ta miara dochodów rośnie w zbliżonym tempie od kwietnia, czyli od momentu kiedy dodatkowo ruszył program 500+. W efekcie, dochody Polaków niemalże eksplodowały – dodaje ekspert.
Nieźle wygląda również sytuacja na rynku pracy. W sektorze prywatnych przedsiębiorstw zatrudnienie było o 3,2 proc. większe niż w lipcu 2015 r. Łącznie w firmach nad Wisłą pracuje 5 mln 761 tys. 700 osób. Warto też przywołać dane Ministerstwa Rodziny Pracy i Polityki Społecznej według których bezrobocie wynosi 8,6 proc., czyli jest najniższe od 1991 roku. Najniższa stopa bezrobocia (na poziomie 5,3 proc) utrzymuje się w województwie wielkopolskim, najwyższa w województwie warmińsko-mazurskim (14 proc.).
Przestrzegamy jednak przed nadmiernym entuzjazmem w odbiorze powyższych danych. Obliczenia GUS nie uwzględniają bowiem przedsiębiorstw prywatnych zatrudniających poniżej 9 osób. Przy ustalaniu średniego wynagrodzenia nie są brane pod uwagę osoby zatrudnione na podstawie umów cywilnoprawnych, a takich może być w Polsce nawet powyżej 3 mln i 20 proc. wszystkich pracujących, co jest najwyższym wskaźnikiem w Unii Europejskiej.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
A redaktor Nowak znów, że 500+ to „największy program socjalny”. Zapisz się Pan do PiS-u i pomóż pisać nowy socjalny program partii. Może dołożysz coś, Panie Szanowny, do Narodowego Programu Zatrudnienia, żeby przedsiębiorcy dostali więcej pieniędzy na dotowane przez NPZ stanowiska pracy…
No ale to akurat jest największy program socjalny. Nie tylko w minionym ćwierćwieczu, a jeśli widziałeś większy – wskaż go.
To nie jest w ogóle program socjalny. Program socjalny kieruje się do biednych, by wyszli z biedy. 500+ jest rozdawnictwem w najgorszym kapitalistycznym charakterze, bo pod pozorem właśnie programu socjalnego wtłacza się kasę do kieszeni wszystkich klas. Biedni wcale nie otrzymują więcej, chyba że mówimy o ubogich rodzinach z ponad dziesiątką dzieci. Ale i takim 500+ nie pomaga wyjść z ubóstwa, a to z prostej przyczyny – to nie taki jest cel programu. Raz się pani premier wygadała, że wcale nie chodzi o poprawienie wskaźnika dzietności ani ulżenie rodzinom, ale o podziękowanie dla tych rodzin i Matek-Polek, za, jak myślę, coś w rodzaju zwiększania potęgi narodu, jak by to określił konserwatysta. Poza tym, jak można nazywać programem socjalnym 500+, jeżeli korzysta z niego np. milionerka Łukomska-Pyżalska i za szóstkę dzieci pobiera miesięcznie 2500 zł? To tak samo socjalny program jak wspomniane wyżej dotowanie kapitalistów, by tworzyli miejsca pracy, na których pracownicy będą dostawać wynagrodzenie z budżetu państwa, a nie od właściciela firmy.