Rząd chce, aby osoby wysoko zarabiające wpłacały do budżetu większe kwoty z tytułu składek emerytalnych. Wpływy z tego źródła mają być przeznaczone na załatanie dziury budżetowej po obniżeniu wieku emerytalnego. Rozwiązanie wydaje się logiczne i sprawiedliwe, ale bogatym oczywiście się nie podoba.

Jeremi Mordasewicz - ekspert konfederacji Lewiatan / wikipedia commons
Jeremi Mordasewicz – ekspert konfederacji Lewiatan / wikipedia commons

Zmiany nie będą żadną rewolucją. Rozwiązania proponowane przez ministerstwo pracy, rodziny i polityki społecznej zakładają po prostu wprowadzenie progresji do systemu składek emerytalnych. Obecnie najbogatsi obywatele przestają odprowadzać należności z tego tytułu po przekroczeniu w roku rozliczeniowym progu zarobków 120 tys. zł brutto, czyli ok. 10 tys. zł brutto miesięcznie. Przykładowo, jeśli Kowalski do września danego roku wygenerował już dochód powyżej 120 tys. to system przestał pobierać z jego pensji składkę emerytalną. Takie rozwiązanie było czymś w rodzaju emerytury maksymalnej –  zabezpieczenie państwa przez wypłacaniem horrendalnie wysokich świadczeń w przyszłości.

Obecnie PiS potrzebuje jednak środków na realizacje swojego flagowego programu socjalnego – Rodzina 500+ (22 mld zł rocznie), a także na pokrycie kosztów obniżenia wieku emerytalnego, co nastąpi w październiku przyszłego roku i będzie oznaczać potrzebę pozyskania dodatkowych kilkunastu miliardów złotych.  Sięgnięcie do kieszeni dobrze sytuowanych obywateli jest więc krokiem racjonalnym. Jakie rozwiązanie proponuje rząd? Pierwszy wariant zakłada, ze po przekroczeniu progu 120 tys. zł brutto podatnik płaciłby dalej równowartość składki w formie, księgowaną jako podwyższony podatek VAT. Drugi rozważany pomysł jest najbardziej zbliżony do obecnie funkcjonującego, z tą różnicą, że osoba po osiągnięciu progu płaciłaby dalej identyczne składki emerytalne, które nie wpłynęłyby jednak na podwyższenie przyszłej emerytury. Byłoby więc to rozwiązanie wprowadzające 100 proc. rekwizycji składkowej dla zarabiających powyżej 120 tys. zł brutto.  Jest też trzecia opcja – bogaci płacą składki przez cały rok, nie obowiązują żadne progi, a ich świadczenia będą powiązane ze zgromadzonym bogactwem. Taki wariant oznaczałby jednak konieczność wypłacania wysokich emerytur.
Informacja o zmianach w przepisach składkowych wywołała popłoch u reprezentantów interesów ludzi bogatych. Jako pierwszy zapłakał Jeremi Mordasewicz. – Gdyby dziś chciał je znów realizować, będzie to oznaczało katastrofę. Przez wiele lat ludzie słyszeli, że obowiązuje zasada: ile sobie odłożysz, tyle na starość dostaniesz. Zabierając ludziom część składki, zerwiemy z tą zasadą. Dojdzie do tego, że już nikt nie będzie wierzył w nasz system emerytalny – alarmuje ekspert „Lewiatana”. Ciekawą poradę dla rządu ma natomiast Łukasz Wacławik z Wydziału Zarządzania krakowskiej AGH, którego zdaniem oszczędności należy szukać tak, by bogatym nie zrobić krzywdy. – Na częściowym ograniczeniu przywilejów emerytalnych górników, wojskowych, policjantów, sędziów, prokuratorów, rolników można by od razu zyskać ok. 10 mld zł rocznie. Tylko że taka decyzja wymaga odwagi. Niestety, po stronie rządzących jej nie widzę – snuje swoje rozważania Wacławik, cytowany przez „Gazetę Wyborczą”.

 

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Ze składki emerytalnej obywatela X powinna być finansowana wyłącznie emerytura obywatela X. Wszystkie inne rozwiązania to złodziejstwo. I tak, im człowiek więcej zarabia, tym większy płaci podatek dochodowy. Widać socjalistycznemu rządowi to za mało i chce jeszcze raz łupić obywatela.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…