Sankcje przeciwko wszystkim, agresywna polityka antyimigracyjna, wycofanie się z Paryskiego Porozumienia klimatycznego, a nawet z Rady Praw Człowieka ONZ… Kolejne decyzje prezydenta Donalda Trumpa przestają powoli budzić zdumienie reszty świata. Wszyscy zdążyli już niejako przywyknąć do tego szaleństwa. Lecz właśnie, czy aby na pewno o szaleństwie mowa?

Ostre słowa i śmieszno-groźne miny, w jakie Trump opakowuje politykę USA, jego nieprzewidywalność, pozwalająca mu czasem dokonać zwrotu o 180 stopni z dnia na dzień – są dla wielu przekonującym sygnałem, że najwyższy urząd najpotężniejszego mocarstwa dostał się w ręce wariata. Jednak uważna analiza światowego układu sił pozwala wyciągnąć wniosek, że izolacjonistyczny kierunek jest raczej wyrazem głębokich sprzeczności trapiących Stany Zjednoczone, niegdysiejszego lidera globalizacji, który porwany przez jej nurt, utknął dziś na pozycji pariasa. Być może pomysły Trumpa są faktycznie pochodną jego nieznośnego charakteru i nieprzygotowania do roli jaką obrał. Jednak fakt, że w roli tej się znalazł i z powodzeniem ją odgrywa, umożliwiły obiektywne czynniki.

Marksizujący ekonomista Thomas Palley podjął się bilansu czterdziestu lat globalizacji z podkreśleniem skutków, jakie ona przyniosła trzem głównym blokom, wokół których zorganizowane są tworzące ją światowe stosunki gospodarcze i polityczne. Są to USA, Chiny i Unia Europejska. Zdaniem autora jedynie Chiny wyszły na globalizacji jednoznacznie zwycięsko. Stany Zjednoczone i Europa, w interesie których ten światowy proces miał przebiegać, uległy samooszustwu: podczas gdy ich rodzime kapitały zdołały rzeczywiście zdominować świat i zwielokrotnić zyski, sprowadziły jednocześnie na kraje pochodzenia palące problemy społeczno-polityczne.

Bal na Titanicu

Starcie demostrantów z policją. Ateny, 1 maja 2010 r./Flickr

Mimo, że nieprzerwanie jest kontynuowana neoliberalna polityka gospodarcza, pojawili się aktorzy polityczni kwestionujący zastane status quo w postali liberalnej demokracji. Nie są to już tradycyjnie pojęte partie lewicowe – jedynie w Wielkiej Brytanii socjalistycznego ducha odzyskuje Partia Pracy pod wodzą Jeremy’ego Corbyna. W charakterze ruchów antyestablishmentowych występują partie prawicowo-populistyczne, które wraz z ksenofobicznymi hasłami przyjęły za swój wyróżnik gospodarczy nacjonalizm wyrażający się w protekcjonizmie i izolacjonizmie. Najwyrazistszym tego przykładem jest brytyjski UKIP, który w kampanii łączącej antyimigrancki rasizm z niechęcią do UE doprowadził do decyzji o brexicie. Sankcje, wymierzone przez Trumpa przede wszystkim w Chiny, lecz uderzające przy okazji w partnerów europejskich, są pokłosiem bliźniaczo podobnej tendencji. Uwspólnienie rynków, z których pośrednio i bezpośrednio zyski czerpać mógł zachodni kapitał, doprowadziła w krajach wysokouprzemysłowionych do wyraźnego spadku udziału płac w PKB, plagi bezrobocia, niepewności zatrudnienia i spadku jakości miejsc pracy, deterioracji usług publicznych, głównie służby zdrowia, i drastycznego wzrostu kosztów utrzymania mieszkań – czyli do bezpośrednio odczuwanego przez dużą część populacji spadku poziomu życia. Klasa rządząca mierzy się właśnie z politycznymi konsekwencjami ekonomicznego scalania świata w “globalna wioskę”.

Kończy się bal na Titanicu. Globalizacja okazała się bonanzą dla kapitału, lecz przegrała w oczach ludzi. Mija 10 lat od krachu na amerykańskim rynku finansowym w 2008 r., który wprowadził świat na drogę historycznej recesji, a końca jej nie widać. Był to przełomowy moment w dziejach globalnego neoliberalizmu, dramatycznie dowodzący, że coś poszło zdecydowanie nie tak. Kolejne rekordy letnich temperatur i pustynniejące obszary rolnicze to efekt globalnego ocieplenia – wielkiej systemowej porażki światowego kapitalizmu, który okazał się zdecydowanie bardziej przemysłowy niż chcieli go widzieć prorocy jego kognitywnej ery. I wreszcie wielkie migracje rozsadzające porządek bogatych społeczeństw, które w ten sposób ponoszą konsekwencje pokornego asystowania Stanom Zjednoczonym w ich niekończących się wojnach. Eskapady te miały zabezpieczyć globalną dominację gospodarczą Zachodu, tymczasem ich spektakularne porażki stały się wyłącznie dowodem nietrwałości jednobiegunowej konstrukcji świata.

Trump, czyli przedśmiertne konwulsje imperium

Sytuacja USA jest symptomatyczna dla całego świata zachodniego. Doktryna ekonomiczna, na jakiej oparto globalizację nie przewidywała po prostu, że zasada maksymalizacji zysku, którą rządził się nieskrępowany ruch kapitału po całej ziemi, nie będzie szła w parze z maksymalizacją produktywności. Nie szła, bo doskonale można było zarabiać na płaceniu jak najmniej za żywą pracę – dlatego musieli istnieć przegrani Konsensusu Waszyngtońskiego. Wielkim przegranym okazała się klasa robotnicza krajów wysokouprzemysłowionych, bo dezindustrializacja – odpływ miejsc pracy w przemyśle za ocean – doprowadziła równocześnie do rozpadu zorganizowanego ruchu robotniczego. Globalne asymetrie sił wytwórczych i nierównowagi handlowe przyniosły hipertrofię kredytu i kapitału fikcyjnego, destabilizujące życie gospodarcze. Dlatego Donald Trump, starający się dziś “zawracać globalizację kijem”, skutecznie gra na sentymencie powszechnej tęsknoty za pewnymi miejscami pracy w przemyśle. Reindustrializacja jednak nie nastąpi,ntak jak nie dojdzie do odwrócenia globalizacji. Zmieni się po prostu jej biegun – już się przesuwa na Wschód.

Flickr

Siła antyestablishmentowa, za którą chce uchodzić i uchodzi Trump, ma powód, by podgrzewać tendencje izolacjonistyczne. Elity skupione wokół obu partii politycznego duopolu, należące do finansowych beneficjentów globalizacji, opowiadają się za jej kontynuacją na dotychczasowych warunkach. Natomiast ich elektoraty i społeczeństwo amerykańskie ogółem oczekuje przynajmniej złagodzenia jej skutków. Prezydent chętnie gra tą kartą, bo może liczyć na łatwy poklask, winą za ciężką dolę Amerykanów obarczając czynniki zewnętrzne – głównie Chiny. Globalizacja występuje bowiem w tym wyobrażeniu jako gospodarczy atak wrogów zewnętrznych, mimo, że faktycznie oznaczała złupienie większości społeczeństwa przez rodzimy górny 1 procent.

Trump zaostrza wojnę taryfową z Państwem Środka: suma nałożonych przez niego sankcji sięgnie niedługo równowartości 200 mld dolarów. Nie może ona przenieść Stanom nic dobrego, bo substytucji importu z Chin nie da się przeprowadzić ani szybko, ani pewnie w ogóle, w ramach panującego modelu gospodarczego opartego na hegemonii kapitału finansowego zafiksowanego na krótkoterminowym zysku – a Trump ją nawet dodatkowo utrwala. Dlatego dalsze kroki izolacjonistyczne i nieudolne agresje imperialistyczne – za którymi również opowiadają się zarówno Republikanie jak i Demokraci, bo jest to przede wszystkim rozpaczliwa metoda ratowania tonącego petrodolara – będzie można firmować jako politykę dumnej i rozpaczliwej walki z zagrożeniami zewnętrznymi. Dopóki metoda ta, która jest de facto zamiataniem rzeczywistych problemów globalizacji pod dywan, nie doprowadzi do realnej katastrofy gospodarczej na miarę Wielkiego Kryzysu, będzie sprawdzać się w formule polityki spektaklu, której Trump jest mistrzem. Wydaje się, że dopóki Amerykanie nie zaczną faktycznie głodować, lub na własnej skórze nie odczują skutków wojny, będą w stanie wierzyć w doktrynę “Make America great again” i cieszyć się każdym bezskutecznym cłem nałożonym na Chiny lub każdą niszczycielską interwencją na Bliskim Wschodzie.

Chiny już panują

Państwo Środka tymczasem rośnie i będzie rosło w siłę, mimo, że samo nie uniknie strukturalnych zagrożeń związanych z rosnącym zadłużeniem i ryzykiem “baniek” finansowych. Thomas Palley uważa Chiny za jedynego realnego zwycięzcę globalizacji. Napływ zachodniego kapitału odbywał się tam na szczególnych zasadach, a skala chińskiego boomu zapewniła Pekinowi pozycję kluczowego ogniwa w światowym łańcuchu towarowym.

W przeciwieństwie do wielu krajów Afryki, Ameryki Łacińskiej i Azji, w których procesy globalizacyjne doprowadziły do spustoszenia lokalnych gospodarek przez import z krajów zamożnych, chińskie rządy zachowały aktywną rolę w kapitalistycznej modernizacji, wykorzystując jej potencjał do stworzenia podstaw silnej gospodarki krajowej i ram instytucjonalnych służących akumulacji kapitału w granicach kraju, a nawet ekspansji rodzimego kapitału nie tylko do krajów azjatyckich, lecz i Afryki. Gigantyczna inicjatywa Pas i Droga, zwana też nowym Jedwabnym Szlakiem, to największy obecnie na świecie projekt infrastrukturalny, mający dać chińskiej gospodarce zupełne panowanie nad wschodnią częścią globu.

Współczesny Szanghaj/Wikipedia Commons

Gospodarcze zwycięstwo Chin nad Stanami Zjednoczonymi, praktycznie nie do przewidzenia u zarania globalizacji, przejawia się w kilku wymiarach. To nie tylko przeniesienie miejsc pracy w przemyśle, więc i źródeł wzrostu produktywności, z zachodu na wschód, lecz wyłonienie się nowego bieguna światowego układu sił, który sukcesywnie pozbawia USA politycznych i militarnych wpływów w rejonie Pacyfiku. Do rangi mitycznego zagrożenia dla Ameryki urosły już kilkubilionowe rezerwy dolarowe, które Pekin zgromadził dzięki nadwyżce handlowej. Na razie Chińczycy nie skorzystają z możliwości pogrążenia dolara, bo nie opłaca im się niszczenie własnych rynków zbytu. Nie są zainteresowani wojnami handlowymi, bo mogą śmiało skupić się na realizacji własnego potencjału.

Ekonomista John Ross przytacza dane MFW, by uzmysłowić skalę dominacji gospodarczej, jaką w nadchodzących latach zyska Wschód nad Zachodem. Strefa G7 doświadcza dziś wolniejszego tempa wzrostu PKB niż miało to miejsce po Wielkim Kryzysie lat 30. XX wieku. Do 2023 r. przeciętne roczne tempo wzrostu PKB w obszarze G7 wyniesie 1,7 proc., podczas, gdy wynik Vhin sięgnie 5,9 proc. G7 zostanie ostatecznie przyćmione przez obszar Azji objęty Szanghajską Współpracą Gospodarczą (SCO): do 2013 r. wzrost gospodarczy G7 wyniesie w sumie 11,1 bln dolarów, a w SCO – 12,2 bln. Różnica jest jeszcze wyraźniejsza, w zasadzie przygniatająca, jeżeli przyjmie się inną miarę. Kurs juana jest obecnie sztucznie zaniżony w stosunku do dolara. Jeżeli przyrost PKB w SCO oszacuje się w bardziej urealniony sposób, stosując parytet siły nabywczej, to we wspomnianym przedziale czasowym wyniesie on aż 23 bln dolarów! Wschód już zyskał imponującą przewagę. Planowana przez Trumpa przeciwwaga w postaci współpracy USA z Indiami w rejonie Azji nie ma szans.

Smutek Europy

Na coraz bardziej peryferyjną rolę skazuje sama siebie Unia Europejska. Rachityczny wzrost gospodarek zdemolowanych polityką cięć to jedno. Przede wszystkim jednak Europa nie ma i nigdy nie miała żadnego ambitnego projektu geopolitycznego. Pod tym względem, nawet doświadczając ciosów gospodarczych w postaci amerykańskich ceł, Unia wydaje się kurczowo trzymać USA. Świadczy o tym nieustanne wsparcie całej UE dla imperialistycznej polityki na Bliskim Wschodzie i polityczne ataki na Rosję, obwinianą już nie tylko za kolaps Ukrainy, lecz nawet za same tendencje odśrodkowe w Unii. Fakt, że poszczególne kraje UE skłaniają się do złagodzenia sankcji wobec Rosji i zacieśnienia z nią współpracy gospodarczej, ale ciągle potrzebują straszaka w postaci NATO, dowodzi braku poważnych atutów w rozgrywce o przyszłość.

facebook.com/Europe says OXI

Być może największym przejawem słabości Europy jest to, że doznaje narastających trudności z opanowaniem fali migracji z Bliskiego Wschodu, bezpośrednio spowodowanej imperializmem USA, która rodzi napięcia wewnętrzne zagrażające elitom rządzącym, a mimo to nie zamierza wystawić za to Amerykanom żadnego rachunku. Docinki wobec Trumpa ze strony Donalda Tuska nie zaowocowały decyzjami politycznymi. Miernota UE wynika dodatkowo stąd, że sama stanowi przykład globalizacji w pigułce. Podział: centrum-peryferia i pełna gospodarcza dominacja niemieckiego kapitału, który żyje z zadłużania krajów zależnych, powodują polityczne tendencje odśrodkowe, uniemożliwiające Unii jednolitą i zdecydowaną politykę zewnętrzną.

Gdzie w tym wszystkim ludzie?

Zwycięzcą globalizacji są Chiny i Pekinowi sprzyja utrzymanie neoliberalnej globalizacji na dokładnie tych zasadach, jakie obowiązywały dotychczas, podczas gdy u siebie w kraju KPCh będzie rozwijała ściśle regulowany, popytowo zrównoważony kapitalizm legitymizowany pseudomarksistowską ideologią. Hegemonię w regionie zyskają pewnie na wiele dziesięcioleci. Europa może liczyć wyłącznie na cud. Stanom Zjednoczonym fundamentalnie opłacałaby się kontynuacja globalizacji na starych zasadach, gdyby można było “wyciąć” z niej Chiny. To jednak fantazja.

Realnie nie da się również odwrócić procesów dyfuzji gospodarczej, bo zerwanie trwałych już łańcuchów wymiany towarowej groziłoby wyłącznie katastrofą. Burżuazja USA jest beneficjentem strat, jakie poniosło społeczeństwo i obecną agonię amerykańskiej hegemonii będą starali się przedłużać w nieskończoność na zasadzie “po nas choćby i potop”. W sytuacji wypalenia krajowej bazy przemysłowej i braku perspektyw na dalszy rozwój jedyne środki, jakie USA mogą obecnie skutecznie przedsiębrać, to gra na osłabienie przeciwnika, celowe powodowanie szkód. Stąd wojny handlowe Trumpa, sankcje i próby destabilizacji dotychczasowego układu światowego. Prezydent liczy na to, że może odbudować autorytet USA, dzięki rozchybotaniu stosunków międzynarodowych, doprowadzeniu do kryzysu. Wtedy będzie mógł nakazać wybór starym sojusznikom Stanów Zjednoczonych: idziecie z nami czy z Chinami i Iranem? Naraża tym samym własny kraj na wielkie ryzyko, bo on sam, jako miliarder, zapewni sobie dowolnie wygodną przyszłość.

Strajk w China Airlines, 2016 r./Wikipedia Commons

Dotyczy to oczywiście całej jego klasy społecznej. Widać zmiany, jakim ulega układ światowy. O ile jednak globalizacja była w rzeczywistości rozgrywką między światową klasą rządzącą a klasami pracującymi poszczególnych krajów, o tyle nadanie jej kierunku korzystnego dla ludzkości, będzie wymagało zdecydowanej aktywności politycznej mas gotowych do zakwestionowania fundamentów globalnego systemu kapitalistycznego. W chwili obecnej ich nie ma. W Europie i USA ludzie na razie odreagowują traumę globalizacji, płynąc z prądem tendencji izolacjonistycznych. Pilna uwaga należy się proletariatowi chińskiemu, który budzi się do podmiotowości we wzbierającej od lat fali walk klasowych. Kierunek, jaki chce modernizacji kraju nadać Partia, mimo, że sama znajduje się de facto po drugiej stronie barykady, może sprzyjać ambicjom buntującym się ludziom pracy.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Trafna diagnoza i dostrzeżone Chiny. Celne przypomnienie o Titaniku, tyle, że chybiona argumentacja. Europa nie dlatego przegrywa, jak w przykładzie z Wysp Brytyjskich, że stawia na ksenofobię. Otóż jest wręcz odwrotnie. Państwa byłych kolonizatorów pamiętały, że ich bogactwo pochodziło z kolonii. Po wojnie Niemcy ściągały gastarbajterów, zresztą tradycyjnie od końca XIX wieku, ale z sąsiednich krajow słowiańskich, Polski, Jugosławii. Sytuacja zmieniła się diametralnie, kiedy cale rodziny emigrantów z Turcji zaczęły osiedlać się i korzystać z socjalu. Podobnie socjal ściągnął ludność z dawnych kolonii francuskich. Na polityce socjalnej przewrócił się Związek Sowiecki, kiedy szybciej następował wzrost ludności nierosyjskiej, zachęcanej do posiadania licznego potomstwa. Tyle, że poprawność polityczna źle to widzi.
    Źle widzi, jeśli się powie, że cały ten kolorowy bal na Titaniku, te różnobarwne kolory, parady półnagusek i podobnych mężczyzn, to spóźniona fala dzieci kwiatów , wzmocniona przestarzałymi hasłami o rzekomym wyzwoleniu kobiet. Warto przeprowadzić badania socjologiczne, co czują po przejściu na emeryturę kobiety, ktore nigdy nie zawarly małżeństwa, nie zaznały macierzyństwa, a doszly do wieku, kiedy pozostaje samotność. Dotyczy to również mężczyzn. I nie ma w tym przykładzie żadnego podtekstu, krytyki, czy nawracania na co? Ot, smutna konstatacja starzejącego się mieszkańca w centrum , czyli jak nam dziś z Brukseli tlumaczą, krańca Europy. Jednak to oni, w Holandii, Belgii i Francji są geograficznie i społecznie na faktycznym krańcu kontynentu. Nic dziwnego, że Anglicy przypomnieli sobie, że mieszkają na Wyspie.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Argentyny neoliberalna droga przez mękę

 „Viva la libertad carajo!” (Niech żyje wolność, ch…ju!). Pod tak niezwykłym hasłem ultral…