Śmierć 18-letniego Lorenzo Parelliego w trakcie stażu uczniowskiego w Castions di Strada (Udine-Włochy) poruszyła i tak już rozgrzany do czerwoności włoski lewicowy ruch studencki i uczniowski. Co się dzieje z włoską edukacją? I jakie z tego nauki dla polskiej lewicy?

Lorenzo Parelli zginął w prywatnej fabryce Burimec. Został uderzony przez dźwigar, stalową belkę w kształcie litery T o wadze 150 kilogramów. Belka spadła na niego i zabiła na miejscu. W ostatni dzień bezpłatnego uczniowskiego stażu.

Lorenzo odbywał bezpłatny staż, bo we Włoszech kolejni ministrowie edukacji podkreślają: główną funkcją szkoły jest przygotowanie na wejście na rynek pracy. Neoliberalna filozofia myślenia o oświacie nie pozostawia złudzeń. W społeczeństwie z bardzo niskim poziomem wysokiego wykształcenia, mniejszym niż 20 proc., ogromna większość uczniów dowiaduje się jeszcze w szkole średniej, że ich przyszłością jest praca w niskopłatnych usługach, małym warsztacie lub fabryce. Zaczynają na stażu, który jest już częścią systemu edukacji, darmowym lub w najlepszym razie marnie opłacanym.

18-letni Lorenzo Parelli.

Śmierć 18-latka jest czubkiem góry lodowej. Jak dużo jest takich wypadków? U ilu osób bezpłatny staż kończy się uszczerbkiem na zdrowiu? Tego nie wie nikt.

A przecież i to nie wszystko: we włoskich technikach, zawodówkach i liceach brakuje nauczycieli, a nawet porządnych klas i pomieszczeń użytkowych. Czasem braki te prowadzą do katastrofy: taką były niewątpliwie ogromne liczby zachorowań wśród uczniów i nauczycieli w czasach pandemii, gdy nie było szans na bezpieczne warunki do nauki w stacjonarnych szkołach.

Co robią w odpowiedzi młodzi Włosi i Włoszki? Walczą!

To właśnie organizacje uczniowskie, w których grupują się rówieśnicy naszych licealistów i uczniów ostatnich klas podstawowych jako pierwsze wyszły w czasie ostatniego kryzysu na ulice, a co więcej, zaczęły również okupację szkół. W samym Rzymie było ich od listopada do początku lutego ponad 80. I nie chodzi tylko o licea humanistyczne, jak można byłoby myśleć stosując polskie kalki wyobrażeniowe na temat lewicy, ale też technika i szkoły zawodowe.

Organizacje młodzieżowe z Włoch nie mają zbyt dużych nadziei związanych z parlamentarną lewicą. To pokłosie wielkiej zdrady włoskich komunistów i socjalistów, którzy od lat 80. przeszli na pozycje farbowanych liberałów, czy wręcz konserwatystów. Stąd niezależność, a wręcz autonomiczność organizacji młodzieżowych względem polityki głównonurtowej. Nie dają się one wciągnąć w często bezpłodne działania partyjnych klik czy związkowej biurokracji. Oczywiście są tego też i negatywne konsekwencje, jakimi jest wręcz powszechna blokada medialna ich aktywności, która łamana jest tylko w wypadku jawnej, ostrej krytyki ich poczynań.

Ich autonomiczność ukazana została w ostatnich miesiącach, gdy rząd Mario Draghiego, gabinet jedności narodowej, który legitymizuje między innymi postkomunistyczna Partido Democratico, ogłosił podwyżkę wynagrodzeń nauczycielskich o 12 euro miesięcznie. W momencie, gdy włoskiego nauczyciela rzadko kiedy stać na wynajem (!) mieszkania. Mowa o zarobkach oscylujących od 1000 euro miesięcznie – kiedy wynajem pokoju w Rzymie to wydatek minimum 400 euro. To właśnie młodzi działacze i działaczki jako pierwsi wyszli wtedy na ulice, a nie związki zawodowe!

Podobnie jest w Polsce: system edukacji coraz bardziej kuleje, upadek jakości kształcenia już wydaje się nieunikniony.

Państwowa ochrona zdrowia, po kilku zawałach i udarach, jeszcze jakoś funkcjonuje – oświata już tylko drepcze w stronę totalnej neoliberalizacji. Edukacja z narzędzia wyrównania kapitałów społecznych, stanie się miejsce przygotowującym do bezmyślnej pracy, albo też prawicowej indoktrynacji. Polskie zawodówki i technika już dawno idą w tym kierunku, również oferując staże czy praktyki w prywatnych przedsiębiorstwach. Jakie gwarancje mają polscy uczniowie, że żaden z nich nie podzieli strasznego losu Lorenzo Parellego? Brzmi to strasznie, ale żadne.

A zatem: wnioski.

Polskie partie lewicowe i związki zawodowe powinny coraz większą uwagę poświęcać właśnie przygotowaniem infrastruktury wokół szkolnej, która przygotowałaby grunt do upolitycznienia uczniów i studentów. Na długoletnie tradycje lewicowej aktywności, jak we Włoszech, nie ma co liczyć. Co nie znaczy, że sprawa jest stracona. Trzeba po prostu do szkół i na uniwersytety wejść, poprzez związki zawodowe czy organizacje pozarządowe, i zacząć robić robotę.

Wyjść do ludzi, a nie robić konferencje prasowe o bananowych raperach złapanych z jointem.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Panie Wojtku! Przecież to wszystko nad czym pan boleje, jest DZIAŁANIEM CELOWYM prowadzonym przez establishment krajów kapitalistycznych! Bo jakim prawem jakiś parweniusz ma zająć dziecku (choćby tępawemu jak marny scyzoryk) bankiera, miliardera, polityka wybrane mu przez rodzinę miejsce pracy o wysokich dochodach, czy też _ nie daj bobrze! Miejsce na studiach mu zająć??? Buduje się szklany sufit dla plebsu, chroniąc klasę posiadaczy. Niegdyś taką pozycje dawał tytuł szlachecki lub arystokratyczny – dziś tej samej promocji służy krawat z uczelnianego bractwa i dyplom renomowanej uczelni… Nowe wraca…

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…