„Panie, mój dziadek sprzedawał, ojciec sprzedawał. Koń jest starszy, na wymianę, to co mam z nim zrobić?” – słyszymy w filmowym reportażu Pawła Kurka z Polskiego Radia. Słowa te wypowiada jeden z handlarzy, którzy nie kryli się z tym, po co przyjechali na Wstępy – targi końskie do Skaryszewa. To zadziwiające, że pomimo iż z filmu jasno wynika, że ani weterynarze ani samorządowcy nie są w stanie skontrolować, dokąd naprawdę po targu pojadą zwierzęta (do czego sami się po przyciśnięciu do muru przyznają), w innych mediach kwitnie festiwal prawdopośrodkizmu i odcinania się od skrzeczącej rzeczywistości poprzez branie jej w nawias („obrońcy praw zwierząt twierdzą, że…”). Czytamy o wzmożonych kontrolach, zaostrzonym regulaminie i burmistrzu, który odmienia „tradycję” przez wszystkie przypadki.
No i tradycji staje się zadość. Niechlubnej, okrutnej tradycji.
„Panowie, róbcie to, co robicie, tylko z szacunkiem” – mieli usłyszeć handlarze od służb porządkowych. W tym roku oczami i uszami „Vivy!” w Skaryszewie był aktywista Paweł Artyfikiewicz, z którym rozmawiałam po zakończeniu imprezy. Pijaństwo, szarpanie koni, sznurkowe kantary oznaczające skazanych na śmierć – którzy pojadą tam, gdzie od początku mieli trafić – tyle że zapewne przez większą liczbę pośredników. „Niewiele się zmieniło, bardziej dbają o pozory” – mówi Paweł. W tym roku „Viva!” zaprosiła zewnętrznego świadka – Aleksandrę Przesław, aktorkę i instruktorkę jeździectwa. „Wydaje mi się, że jechała tam, żeby potem móc nam powiedzieć, że trochę przesadzamy” – zdradza mój rozmówca. Wracając z targów nagrała jednak filmik, w którym stwierdziła, że jedynym sposobem na zaleczenie przyczyn, a nie objawów tej choroby, jest po prostu zakazanie targów końskich, nie tylko w Skaryszewie, ale w całym kraju.
Czy trzymając z „Vivą!” jestem nieobiektywna? Jestem jak cholera. Ale po prostu nie widzę innej drogi ukrócenia tej przemocy niż likwidacja jarmarku. Wprowadzone obostrzenia nie są przejawem „realizmu”, pomogły po prostu opakować kupę tak, by udawała cukierek, z zastrzeżeniem, że nie odpowiadamy za to, co ukaże się po odwinięciu papierka.
Oczywiście, na targach była jeszcze cała masa innych prozwierzęcych organizacji – między innymi te, które organizują zbiórki i wykupują konie od handlarzy (zwykle drożej niż pozostali kupcy). Ciśnie się na usta odwieczne pytanie: skoro w Skaryszewie jest teraz tak pięknie, że kwitnie jedynie handel do szkółek jeździeckich i terapii dla chorych dzieci, po co aktywiści je wykupują? Przed czym zamierzają je „ratować”? Powiedzmy to głośno: targi w Skaryszewie powinny przejść do historii, nawet jeśli miejscowi uznają to za „kapitulację” przez „ekooszołomami”.
„Ta klaczka to jeszcze może być matką, a te ogierki no to co, na rzeź” – rozmówca dziennikarza Polskiego Radia nie ma nawet problemu z pokazaniem twarzy. – „Panie, gdyby Włochy nie kupowały, to co my byśmy z tego mieli?”.
Syria, jaką znaliśmy, odchodzi
Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …
„Oczywiście drobny rolnik indywidualny w niczym tu nie przeszkadza, gdyż taki nie przyczynia się do wzrostu nierówności społecznych.”
Jeśli mowa o socjalizmie, to owszem, prywaciarz przeszkadza, ponieważ tworzy fałszywą i reakcyjną tożsamość. Natomiast z czysto ekonomicznego, neutralnego, punktu widzenia również przeszkadza, gdyż nie będąc w stanie utrzymać się na rynku, staje się pijawką na ciele społeczeństwa. I tak oto Czesi mają ok. 2,5% zatrudnionych w rolnictwie, a my… 12%. O rozmiarach tego finansowanego przez podatników skansenu niech świadczy fakt, że nawet zacofana Ukraina nie ma takiego odsetka rolników.
„cztery bardzo bogate rodziny skupiają, kontrolują około 70% produkcji”
Koncentracja niesie za sobą mnóstwo zalet, chociażby efekt skali i tym samym niższe marże. Groźna jest w tym przypadku tylko prywatna własność (żądza zysku), a nie sama koncentracja. Dlatego świadomy antykapitalista nie będzie dokonywał regresu, tylko opowie się za potężną własnością państwową.
„Czy ja muszę przytaczać jak dzisiejsze, kapitalistyczne supermarkety traktują takiego małego rolnika?”
Gdyby mały rolnik miał głowę na karku, połączyłby siły z innymi i żył jak człowiek. Ale nie, skrajnie reakcyjna tożsamość nakazuje rządzenie na „swoim”, bo przecież współpraca i dopuszczenie kogoś do głosu to śmiertelna potwarz! Niech więc piją piwo, które sami sobie nawarzyli. Mam nadzieję, że wreszcie znajdzie się taki odważny, co zlikwiduje przynajmniej KRUS.
Tak się składa, że to kraje byłego bloku wschodniego, jakoś tak przypadkiem, mają większy procent zatrudnionych w rolnictwie, porównując z krajami zachodniego kapitalizmu. Nie jest tak, że przypadkiem zaświadcza to o klęsce komunizmu?
Równie dobrze, można by się zachwycać spadkiem ilości pracowników przemysłowych, ale przynajmniej zanim nastąpiła globalizacja, i exodus fabryk do krajów trzeciego świata, pensje pracowników ciągle rosły ze wzrostem wydajności pracy. Można by zaryzykować stwierdzenie, że wtedy bezrobocie nie istniało. Widać wyraźnie, spadek pozycji pracownika, stagnacje płacowe. Silna klasa średnia, robotnicza i chłopska, to była gwarancja dobrego popytu na rynku wewnętrznym, czyli wydajniejsza gospodarka. Teraz wyniki krajów zachodu nie robią już takiego szału. Wspomniany przez pana efekt skali, nie ma takiego znaczenia, jak nie ma kto kupić. Ubożenie mas, współcześnie, jedną z największych bolączek świata zachodniego.
„Czesi mają ok. 2,5% zatrudnionych w rolnictwie, a my… 12%”
Czesi zaczynali od znacznie niższego poziomu w 90-tych.
„Ukraina nie ma takiego odsetka rolników”
Patrzę na dane i widzę co innego, ale istotne jest, że u nas ładnie spadło, licząc od lat 90-tych a Ukraina stoi w miejscu. Powinien być pan zadowolony.
„[rolnik] staje się pijawką na ciele społeczeństwa”
Tak się składa, że nawet Stany Zjednoczone, co tych rolników mało mają, utrzymują subsydia rolnicze. Jak to określił pewien centrowy (keynesistowski?) ekonomista, są one głównie dla dużego biznesu i na eksport. Nie może być tak że globalizacja przypadkiem „zadziała”, że tania siła robocza, będzie konkurowała z zachodem. Zachód rozwali dotacjami dla swoich.
Nie jestem ekspertem od rolnictwa, ale myślę, że dotacje rolnicze są w każdym rozsądnym kraju. Tu gra może się toczyć o ich jakoś, a nie o to czy są. Dlaczego mam od razu skreślać argounię? Wolę postraszyć ich obszarnictwem i dużym biznesem, próbować szerzyć idee lewicowe, także na wieś.
„prywaciarz przeszkadza, ponieważ tworzy fałszywą i reakcyjną tożsamość”, „skrajnie reakcyjna tożsamość”
tego typu gadki to już były, ludzie się zburzyli, a biurokracja państwowa nie potrafiła zbić ilości rolników, skoro to takie istotne. Mi samozatrudnieni i spółdzielcy pracy, nie przeszkadzają.
„Tak się składa, że to kraje byłego bloku wschodniego, jakoś tak przypadkiem, mają większy procent zatrudnionych w rolnictwie, porównując z krajami zachodniego kapitalizmu. Nie jest tak, że przypadkiem zaświadcza to o klęsce komunizmu?”
Odsetek rolników jest ujemnie skorelowany z poziomem rozwoju gospodarczego. Trudno oczekiwać, że wysoko zmechanizowane i zautomatyzowane rolnictwo będzie potrzebować tylu osób, co w przypadku dominacji prac ręcznych itp. Oczywiście są anomalie typu Polska, gdzie rolnik to posiadacz ziemi, a nie utrzymujący się ze sprzedaży artykułów rolnych. Tylko czy w takim razie każdy dojeżdżający do pracy właściciel auta nie powinien być uznany za biznesmena branży transportowej i korzystać z przywilejów dla przedsiębiorców? :)
„zanim nastąpiła globalizacja, i exodus fabryk do krajów trzeciego świata, pensje pracowników ciągle rosły ze wzrostem wydajności pracy.”
Wzrost płac został wymuszony groźbą importu rewolucji w stylu bolszewickim. Radzieckie czołgi nad Łabą były wystarczającym kijem. Owszem, można przyznać rację, że globalizacja obniżyła płace, ale przecież nie każde stanowisko da się wyeksportować, a stagnacja dotyczy całej gospodarki.
„nawet Stany Zjednoczone, co tych rolników mało mają, utrzymują subsydia rolnicze”
Skoro USA mają niewielu rolników, to musi oznaczać, że rolnictwo jest w tym kraju dużo mniej atrakcyjnym zajęciem dla przeciętnego człowieka niż w Polsce. Zapewne m.in. przez wielokrotnie większe bariery wejścia. Moja krytyka nie dotyczyła samych subsydiów itp., lecz pozostałych – nieuzasadnionych – przywilejów, a także utrzymywania skostniałej struktury. Duże podmioty są dość odporne na wahania koniunktury, a zatem, jeśli życzymy dobrze polskiemu rolnictwu i kierujemy się rachunkiem ekonomicznym, powinniśmy dążyć do koncentracji na roli.
Tutaj też widać, jak bardzo przełomowym i wyprzedzającym swoje czasy pomysłem było powołanie PGR… Zwłaszcza biorąc pod uwagę skutki obszarnictwa i brak tradycji spółdzielczych. Niestety, ostał się tylko 1 w Kietrzu na Opolszczyźnie, którym swego czasu zachwycała się nawet GW…
„Odsetek rolników jest ujemnie skorelowany z poziomem rozwoju gospodarczego. „
Tak, jak pisałem wcześniej – kraje komunistyczne miały większy odsetek rolników, niż liberalny zachód. To oznacza, że bolszewicki komunizm przegrał gospodarczo z zachodem. Pośrednio sam pan to przyznaje, nie mogąc przestać pisać o tym rolnictwie. Z gorszą gospodarką, komunizm także, nie byłby w stanie wytrzymać ciągłego wyścigu zbrojeń.
Nie udało się dogonić zachodu, a towarzysze ciągle swoje: partia bolszewicka, PGRy i inne.
A ja mówię: czas na nowy plan!
„Tak, jak pisałem wcześniej – kraje komunistyczne miały większy odsetek rolników, niż liberalny zachód. To oznacza, że bolszewicki komunizm przegrał gospodarczo z zachodem.”
Po pierwsze, komunizmu nigdzie nie było, a po drugie, realny socjalizm nie przegrał, tylko został zdemontowany od środka. Gdyby partie były wolne od reakcjonistów, gospodarki socjalistyczne wygrałyby rywalizację, co zresztą przewidywali nawet liberalni zachodni ekonomiści. Przed erą Gorbaczowa sądzono, że ZSRR do 2000 r. stanie się największą gospodarką świata. Dla laika może to być zdumiewające, ale gospodarka radziecka wzbudzała podziw tęgich głów ekonomii przynajmniej od lat ’30.
Nie należy zapominać, że większość Bloku Wschodniego przeszła przyspieszony rozwój, który nie byłby możliwy w innym ustroju w tych samych warunkach geopolitycznych. Europa Zachodnia miała za sobą kilka wieków rozwoju kapitalizmu (w tym akumulację pierwotną!), rewolucję przemysłową i urbanizację, a Wschód nie zdążył nawet na dobre wejść w kapitalizm. Kiedy gospodarki Zachodu były w fazie industrialnej, na Wschodzie przemysł dopiero raczkował, a wraz z nim tzw. robotnicy oderwani granatem od pługa. Zmiana struktury społecznej po prostu wymaga czasu.
Kolego Fałkspałsie, nie znasz Kolega dziejów Oyczyzny Naszey Lubey, oj nie znasz. To na naszym zbożu, na naszych surowcach tuczyły się owe wieki rozwoju kapitalizmu w Westlisie Jweropa. To o nasze zboże żarli się Szwedzi i Prusacy, o nasz przemysł bili Angole i Niderlandczycy (a raczej, by go zarżnąć; i się wreszcie udało!). Byliśmy gospodarczą kolonią tych krajów. A szczyt tego przypadł w czasie powstania styczniowego, gdy to właśnie owa „cywilizowana” Jewropa stwierdziła, że to w ich interesie jest ta ruchawka, bo niszczy polską gospodarkę, a i destabilizuje Rosję, więc wszelkimi metodami ją podtrzymywała. I trudno się dziwić, że komuna musiała zmusić społeczeństwo do rozwoju? I się udało.
Tak się składa, że nie zaprzeczam, że gospodarki centralnie planowane miały swoje początkowe sukcesy. Pierwsze pięciolatki (czy inne latki) wiązały się, ze szybką industrializacją w krajach w których były stosowane.
Z drugiej strony, pod koniec życia „realnych socjalizmów”, jak mówiliśmy wcześniej, strukturą zatrudnienia w rolnictwie odstawały od zachodu. Trzeba by się zastanowić, czy pomimo, pierwszych sukcesów, późniejsze plany, potrafiły jeszcze skutecznie popychać kraj do przodu. Gwarantować odpowiednią strukturę zatrudnienia, innowacyjność w zakładach pracy, czy inne pozostałe oznaki zdrowego życia gospodarczego.
Kluczowy problem jest natomiast inny.
Kraje komunistyczne nie potrafiły wyprodukować wystarczającej ilości dóbr konsumpcyjnych. Gdy ludzie poczuli się mocno biedni w porównaniu z kolegami na zachodzie, zburzyli się i wcale się im nie dziwię. Jeśli w kraju zindustrializowanym, występuje niedobór dóbr konsumpcyjnych, źle musi świadczyć to o efektywności pracy, co musiało być kolejną zmorą systemu.
„realny socjalizm nie przegrał, tylko został zdemontowany od środka.”
Nie moja wina, że partie typu bolszewickiego same porozwiązywały swoje „republiki ludowe”. Najwidoczniej dyktatura partyjna, zdradzieckim wrogiem ludu…
TO zwyczajna ekonomia produkcji! Ceny skupu i tak są marne, cała różnica pozostaje w kieszeniach pośredników. Nie darmo wlazły w to po całości zagraniczne koncerny.
A szanowne tumaństwo z VIWY i innych ,,animalsów” wrzeszczy ZAKAZAĆ!!!
Najwidoczniej do pustych łbów nie dociera podstawowa prawda – to wszystko interes, i będzie się on kręcił niezależnie od zachciewajek i zdrowasiek jakichś ,,,działaczy”, jedynie zwierzaki mocniej po grzbietach oberwą.
Ale cóż… obrońcy w swej obronie tak się zapamiętali, że nie liczą się ze stratami na jakie narażają hodowców (bo to nie ich problem).
Jak widać zdolność do logicznego i skutecznego działania – również.
Należy UCYWILIZOWAĆ sprzedaż na rzeź, a nie zakazywać.
Skoro nie wiecie jak – to zrzucić się i wykupić te zwierzaki ZA SWOJE! a nie narażać innych na straty w imię waszych (niezrozumiałych dla rolników) ideałów.
Zgadzam się. Według mnie na tym właśnie polega różnica pomiędzy obrońcami PRAW zwierząt – ci chcą żebyśmy to my za to płacili a obrońcami ZWIERZĄT którzy wykupują konie przeznaczone na rzeź i sami je utrzymują. Mogłaby jeszcze autorka artykułu odpowiedzieć dlaczego obrońcy PRAW zwierząt chcą chronić tylko prawa koni a świń czy krów już nie? Rozumiem że obrońcy ZWIERZĄT wybierają sobie co chcą ratować i to robią – cześć i chwała im za to.
Roszczeniowi prywaciarscy rolnicy i wszystko jasne.
Tia… Normalny biznes. Krowy dojne kiedy ich mleczność spada – również idą do rzeźni. Nioski po drugim przepierzeniu – również. Dziś może i wcześniej bo zmiana upierzenia to przerwa w produkcji na 14-20 dni, a karmić trzeba, oświetlać kurniki… to nie roszczeniowość panie FO-PA, to EKONOMIA!
Pełna zgoda, że to najprawdziwsza ekonomia. Jednak z rolnikami istnieje takie zawirowanie, że chociaż są prywatnyni przedsiębiorcami, którzy – co oczywiste – w imię zysku dopuszczają się haniebnych praktyk (okrucieństwa wobec zwierząt, zatruwania środowiska, fatalnego traktowania pracowników oraz importu migrantów), to pomimo tego znajdują zrozumienie u znacznej części lewicy… Już nawet prawa strona nie jest tak naiwna i ma dość nacjonalizacji kosztów, strat i ryzyka przy jednoczesnej i pełnej prywatyzacji zysków.
Celem socjalizmu jest budowa społeczeństwa egalitarnego – zarówno pod względem politycznym jak i ekonomicznym. Oczywiście drobny rolnik indywidualny w niczym tu nie przeszkadza, gdyż taki nie przyczynia się do wzrostu nierówności społecznych.
A teraz taka powtórka z niepodległościowego / międzywojennego PSLu, a przynajmniej lewej części:
„Ziemia polska musi się stać własnością tych, którzy ją własnymi rękami uprawiają. Wielka własność ziemska musi być rozparcelowana między chłopów polskich, w pierwszym rzędzie bezrolnych i małorolnych. Dotychczasowym właścicielom ziemskim należy zostawić najwyżej trzysta morgów.”
„Nasza walka zwrócona jest przeciw klasom uprzywilejowanym, obszarnikom, bogaczom, kapitalistom, pańskim sługusom z inteligencji, bo oni to pomagają do utrzymywania pańskiej niewoli nad ludem, oni przeszkadzają zapanowaniu demokracji ludowej w Polsce wyzwolonej i zjednoczonej.”
I to są postawy mas chłopskich, które trzeba wspierać. Z tego co wiem, większość produkcji spożywczej w USA znajduje się w rękach bardzo wąskiej grupy ludzi – cztery bardzo bogate rodziny skupiają, kontrolują około 70% produkcji, jeśli mnie pamięć nie myli. Monopolizacja rynku nie jest niczym nowym. Rolnicy chcą walczyć tylko z biznesem zagranicznym? Proszę bardzo, tylko co jak nastąpi monopolizacja polskiego rynku spożywczego? Stracicie ziemię, zostaniecie na bezrobociu – znów pójdziecie strajkować, jak nie będzie co do gara włożyć? Taka walka jest bezsensowna, musi nastąpić walka o społeczeństwo egalitarne.
Fundamentem gospodarki planowej nowego typu są uspołecznione sklepy wielkopowierzchniowe, znajdujące się pod ścisłą demokratyczną kontrolą lokalnej rady wspólnotowej. Takie rady mają tendencję do budowy gospodarki lokalnej. Czy ja muszę przytaczać jak dzisiejsze, kapitalistyczne supermarkety traktują takiego małego rolnika? Damy ludziom demokrację, demokratyczną kontrolę nad gospodarką, a oni gospodarkę lokalną wykreślą sobie sami. Nikt nie jest tak głupi by sam siebie na bezrobocie wywalić.