„Sędziowie mówiący: zabierze mnie Pani tego tłuka!”, „Do mnie! Podniesie to! Przyniesie mi akta!” ”To kultura pracy podnieś, podaj, pozamiataj i się nie daj Boże nie wychylaj”, „Biurokracja spod znaku 12 tabelek w rozliczeniu miesięcznym po co to komu?”, „Patologia, patologia, tyle mam do powiedzenia”. Tak mówili o swojej pracy pracownicy wymiaru sprawiedliwości. Dołączyłem do nich w Czerwonym Miasteczku przed ministerstwem Zbigniewa Ziobry. Miasteczko stoi w tym miejscu już od 120 dni, teraz, na kilkustopniowym mrozie, też.
Wchodzę do jednego z czerwonych namiotów. Witają mnie herbatą i kawą, w dobrych humorach. Nie tylko mnie zresztą, dosiadają się do nas również i przechodnie. Kim są? Członkami związku zawodowego, który od 30 września 2021 roku okupuje skrawek trawnika na Placu na Rozdrożu. To jeden z najdłuższych protestów w historii polskiego sądownictwa.
W wymiarze sprawiedliwości pracują jako starsi sekretarze sądowi, kierownicy oddziałów, wydziałów egzekucyjnych czy cywilnych, główni specjaliści do spraw biurowych. Reprezentują wszelkie grupy pracujące w sądownictwie.
O co walczą?
Nasze postulaty są proste, mówią.
Chodzi między innymi o uproszczenie procedur i zmniejszenie biurokracji, którymi przeładowane są polskie sądy.
– Mamy ponad kilkanaście programów informatycznych, służących do wymiany i archiwizacji wszelkich informacji, obsługujących różne działy sądownictwa oraz orzecznictwa. Currenda, OrCom, SLPS, NOE-SAD, PESEL-SAD, Portal Informacyjny, Portal Orzeczeń, Sędzia, Kurator3, ReCourt, ZSRK, MKS… jeszcze pewnie kilka, by się znalazło – wyliczają uczestniczki protestu.
Po chwili dodają, że doszło ich jeszcze trochę w trakcie pandemii. Mowa o programach służących do nagrywania rozpraw, przeprowadzania rozpraw zdalnych (program SCOPIA, JITSI) do obsługiwania części wymiaru sprawiedliwości w warunkach pracy zdalnej lub też zmianowej.
– Jeśli tych programów jest aż tyle, to człowiek, aż się w tym gubi. Co ma zrobić ktoś w pierwszym miesiącu pracy?. Skupia się głównie na tym, żeby to wszystko jakoś skleić. Bogiem a prawdą to całość działa tylko i wyłącznie dzięki ludziom. Bo co, jeśli program się zepsuje? Jeśli nie dotrą jakieś informacje? Nagle trzeba wszystko robić ręcznie i przepisywać, katalogować, a to robią ludzie. My. Nietrudno się domyślić, jak wpływa to na jakość funkcjonowania całego systemu.
Obsługa programów jest niezbędna do przeprowadzania spraw sądowych, na przykład system losowego przydziału spraw sędziom.
– Prawda jest taka, że jeśli coś pójdzie nie tak, to potem każdy sędzia, czy ktokolwiek ponad nami, patrzy na nas. Że to nasza wina. Bo my mamy jakąś tajemną władzę nad tymi programami. A prawda jest taka, że są one dla nas często podobnie niezrozumiałe, jak i dla innych.
Pandemiczna „sztuka” zarządzania
Do tego dochodzą coraz to nowe obowiązki. Nie tylko pracownikom ZUS-u czy Krajowej Administracji Skarbowej pandemia i nowe formy zarządzania przyniosły coraz to nowe powinności.
– Nagle wiele rzeczy się pozmieniało. Zapanował niemały chaos. Oprócz nowych programów, Ministerstwo zechciało również przykryć spadającą liczbę spraw w sądach. Co więcej, zarządzenia dot. wniosków nadania klauzuli wykonalności prawomocnemu orzeczeniu są teraz rejestrowane jako nowe sprawy do procedowania, co sztucznie zwiększa ilość wpływających spraw do sądu, co obciąża dodatkowo pracowników.
Absurdów jest jednak jeszcze więcej. Procedura rozwodowa została niedawno przedłużona ustawą. Celem jest zapewne zmniejszenie liczby rozwodów. Pary mają udawać się na mediacje. Co z tego, że teraz na pierwszą rozprawę rozwodową czeka się rok.
– I do kogo potem ludzie mają pretensje? Jak Pan myśli? Oczywiście, że do nas. Sprawy się ciągną, dat kolejnych rozpraw nie ma. Przychodzą do sądów i krzyczą, na nas, nie na ludzi z ministerstwa czy na sędziów. A co my możemy zrobić? Mamy związane ręce.
Jedna z moich rozmówczyń pracuje w wymiarze sprawiedliwości ponad 45 lat. Wspomina, że kiedyś sprawę rejestrowało się w jeden dzień. Dziś zajmuje to czasem ponad 2-4 dni. A przecież często jest tak, że pracujących gonią terminy.
Dzban wodę nosi, dopóki ucha nie urwie
Jednak programy i ogólny chaos administracyjny to nie wszystko. W sądownictwie po prostu brakuje rąk do pracy. Często robić nie ma komu, a raczej jest tym, którzy ledwo mają już na to siły i czas.
– Głównym problemem jest brak ludzi. Coraz to kolejne obowiązki spadają na zatrważająco małą liczbę osób. Od noszenia i dźwigania akt, mówię o wózkach ważących często ponad 20 kilogramów, po zajmowanie się masą pracy administracyjnej.
Do tego często nowy pracownik, który się zderzy z panującą kulturą pracy zwyczajnie odchodzi.
– Ludzie nie chcą pracować za te zarobki, zjadane w dodatku przez inflację, w takich warunkach, z taką liczbą obowiązków. Nie chodzi tutaj przecież tylko o ich ilość, ale też o ciężar jakościowy. Przecież każda nasza pomyłka może przyczynić się do jakiegoś nieodwracalnego błędu. Czyjejś tragedii.
Te zarobki, to znaczy ile?
– Żeby zrozumieć naszą sytuację, trzeba się cofnąć do lat 2009-2016, kiedy to rząd PO-PSL, ze względu na kryzys „tymczasowo” zamroził nasze wynagrodzenia. W 2016 roku dostaliśmy zawrotne podwyżki w kwocie od 20 do 40 zł brutto. W 2018 roku pracownicy powiedzieli dość i również wychodzili na „śniadania sądowe”, aż w końcu w grudniu 2018 roku masowo zadbali o swoje zdrowie, co spowodowało paraliż sądownictwa w całym kraju. Nasz związek zawodowy rozpoczął procedury sporów zbiorowych w większości sądów, były demonstracje i akcje pod Ministerstwem Sprawiedliwości. Walka ta doprowadziła do uzyskania 1000 zł brutto podwyżki w 2019 roku. Ale trzeba zaznaczyć, że przez 10 lat nie było jakichkolwiek podwyżek dla pracowników sądów. Więc wywalczone w 2019 roku środki jedynie zaczęły zasypywać wcześniejsze gigantyczne zaniedbania w tym zakresie.
Obecne płace w sądzie na stanowiskach wspomagających (czyli zdecydowana większość pracowników), zgodnie z rozporządzeniem, zaczynają się od poniżej najniższej krajowej, tj. 2.600 zł brutto (sic!) do 8.400 zł brutto. Nie ma przy tym żadnych ministerialnych wytycznych, którzy pracownicy, na jakich stanowiskach i po jakim stażu pracy mają uzyskiwać pensje zbliżone do wyższej granicy widełek. Powoduje to niesamowite nierówności w wynagradzaniu w różnych częściach kraju, ale również w obrębie jednej apelacji czy nawet jednego zakładu pracy. Większość pracowników zarabia pensję w wysokości bliższej dolnej granicy widełek, czyli minimalnej krajowej. Również sam awans nie powoduje automatycznie podwyżki. I tak, jeśli ktoś z tytułu doświadczenia uzyskuje tytuł starszego sekretarza, czy starszego asystenta, dostaje jedynie dłuższy napis na pieczątce i więcej obowiązków. Nie idzie za tym podwyżka, bo nie ma na to środków.
Stąd też postulat 12 proc. podwyżki i powiązania jej ze średnią krajową. Ludzie z Czerwonego Miasteczka przekonują: w przeliczeniu na pieniądze wcale nie jest to dużo.
– W moim przypadku wyniosłoby to niecałe 450 zł na rękę – mówi mi uczestniczka protestu.
Protesty wybuchły w momencie, gdy rząd, w czasie procesowania ustawy budżetowej, zapowiedział zamrożenie płac w budżetówce. Dzisiaj (w czwartek 27 stycznia) Sejm będzie głosował nad przyjęciem bądź odrzuceniem senackiej poprawki do budżetu. Poprawka nr 4 mówi o zwiększeniu budżetu na wynagrodzenia pracowników sądów i prokuratur o 390 mln zł. Od weekendu pracownicy sądów i prokuratur wysyłają maile, dzwonią i odwiedzają posłów w ich biurach, by przekonać ich, żeby jej nie odrzucili.
– W przyszłości chcielibyśmy jednak by nasze wynagrodzenia były powiązane ze średnią krajową bądź wynagrodzeniami sędziów, tak by co roku były waloryzowane. Obecnie musimy się o to ciągle dopominać. To nie jest normalna sytuacja. My chcemy pracować, nie protestować. Chcemy zająć się sprawami naszych współobywateli. Chcemy, by do pracy w sądzie przychodziły nowe osoby i żeby nie odchodziły te, które już tutaj pracują. Obecne braki kadrowe i ciągła rotacja pracowników tę pracę uniemożliwia.
Gorszy sort
– Przy sędziach czujemy się często jak ludzie gorszego sortu. Przynieś, podaj, pozamiataj! Kiedyś usłyszałam komunikaty typu: Do mnie! Podniesie to! Przecież tak nie da się pracować.
Moi rozmówcy to pracownicy z różnym stażem. Najczęściej poważnym, dwucyfrowym. Zgadzają się: sytuacja ta nie jest nowa.
– Mobbing w sądownictwie był prawie zawsze. Kwestia nowa to jego skala. A ta wynika z sytuacji sądownictwa. A raczej jego kondycji.
Z ich perspektywy sprawa jest dość prosta. Jeśli jest takie ciśnienie wokół całej struktury sądownictwa, od mediów, po polityków, a co dopiero interesantów, którzy są niezadowoleni tym, jak długo sprawy trwają, to nie może być normalnie.
– Jeśli cała struktura jest niewydolna,jeśli często ludzie pracują ponad siły, to niedziwne, że się na sobie wyżywają. Nadmierne obciążenie pracą sędziów przekłada się na obciążenie pracowników wydziałów. Inna rzecz: jeśli jest relacja władzy, to ludzie jej nadużywają. Mi sędzia kiedyś powiedział wprost: pani przygotuje projekt wyroku, a ja idę na obiad. Pomimo tego, że to nie jest mój obowiązek!
W tym kontekście również wkracza kwestia pandemii.
– Kiedyś dostałam telefon, że mam sędzi przynieść zapalniczkę na wyższe piętro. Bo boi się do nas zejść, bo wirus.
Ale nawet, gdyby wirusa nie było, swoje robi zwykłe lenistwo.
– Raz siedzę sobie u siebie w pokoju i słyszę, stuk, stuk, stuk. Obcasy. I znowu stuk, stuk, stuk. Kilkanaście razy. Domyśliłam się, że to moja koleżanka z pokoju obok. Idę do niej i widzę, że ona płacze. Sędzia dzwoni do niej co chwila z informacją, co ma przynieść, jakie dokumenty. Więc jako kierownik sekretariatu idę do sędziego i pytam: „Czy wie pani, że mamy tutaj jakieś standardy pracy!? Powinny iść one z góry do dołu, a nie na odwrót!”. Po tej sytuacji wszystko się zmieniło. Na następny dzień sędzia przyniosła kwiaty. Kultura pracy była odtąd inna.
Według pracowników nie jest to czasem kwestia po prostu mobbingu, a często ogólnego podejścia sędziów do pracowników sekretariatów.
– Często zachowują się niewłaściwie, wszelkie niepowodzenia i humory przenoszone są na grunt pracy. W moim sądzie jest sędzia, co potrafi przyjść i zwalić z rana połowę akt na podłogę. I kto to podnosi? Jak pan myśli? Pierwsza osoba, która nawinie się jej w gabinecie!
Jednak, jak słyszę, nie wszędzie jest tak źle. Kwestia ludzka. Jak to z ludźmi, bywa różnie.
– To nie tak, że każdy sędzia jest zły z natury. To też są ludzie. Mają presję, mają obowiązki. Jednak często po prostu stosują filozofię spychologii. A potem ta praktyka schodzi w dół, na innych pracowników, i tak bez końca.
– U nas latają takie słowa jak cwel, tłuk i inne. Wystarczy użyć wyobraźni. Byleby się nie wychylać. Ludzie mają rodziny, kredyty i dzieci. Co mają zrobić? Postawić się?
Kiedyś był to powód do dumy
Co z tego, że z tych ludzi stworzony jest wymiar sprawiedliwości? Ministerstwo tego nie widzi, dialogu żadnego nie ma. Z nikim z KNSZZ AD REM Zbigniew Ziobro nie rozmawiał, nawet jego przedstawiciele się nie pofatygowali do czerwonego miasteczka. Przez kilka miesięcy. Od początku trwania protestu najdłuższego w historii sądownictwa.
– Kiedy kilkanaście lub i więcej lat temu szłam do pracy w sądzie, to byłam z tego powodu dumna. Taka ważna instytucja, taki obowiązek, prestiż. A teraz? Często wstyd mi się przyznać, gdzie pracuję. Odbiór wymiaru sprawiedliwości jest negatywny.
Pomimo takich słów morale wśród protestujących jest jednak wysokie. W księdze wsparcia są setki, jeśli nie tysiące wpisów poparcia, od przypadkowych ludzi, którzy przychodzą wesprzeć koczujących przed Ministerstwem Sprawiedliwości. W końcu do walki przygotowują się też pracownicy ZUS-u i Krajowej Administracji Skarbowej.
– Nawet jeśli czerwone miasteczko się zwinie, to, to co tutaj reprezentujemy – nie zginie!
***
Wszyscy bohaterowie reportażu pozostali zanonimizowani na ich własną prośbę. Pochodzili oni z placówek położonych w Warszawie, Koszalinie, Szczecinie oraz w innych miastach.
Pamiętajcie o obozach
Czas na szczerość, co w dzisiejszej Polsce raczej szkodzi, niż pomaga. Przyjechał otóż do …
Sędziowie bez względu kto ich wybierał stary KRS czy obecny neoKRS wyczuleni są na swoją prawa, poszanowanie swojej godności. Gorzej już to wygląda o te same wartości wobec innych grup społecznych. Na dole tej drabiny znajdują się pracownicy sądów. Zwroty bezosobowe Ej ty już nikogo nie dziwią , brak poszanowania godności praw pracowniczych już nie wspomnę
Muszę stwierdzić, że kultury osobistej, empatii , szacunku dla innych naszych sędziów w dużej części trzeba uczyć