Parotygodniowy konkurs piękności właśnie się kończy. Wieczorem zamkną się urny wyborcze, a już w poniedziałek rano z ciemnych kątów politycznych jaźni wypełzną różne upiory, dotychczas starannie przydeptywane w obawie przed rozgniewaniem wyborców. Wojna na Ukrainie, wybory prezydenckie, konwencja antyprzemocowa czy spór o in vitro – to tylko zasłona dymna, sztuczna mgła rozpylona przez środowiska rządzące i nijakie po to, żeby ukryć to, co naprawdę ważne. I nie jest to jedynie moja opinia, lecz również bardzo niezależnych ekspertów. Takich, którym na niczym już nie zależy, poza tym, żeby się tanio napić. Ze wszystkich zastępczych tematów tylko in vitro się liczy. In vitro po łacinie znaczy bowiem – w szkle. A jak w szkle, to wiadomo.
Na horyzoncie majaczy popierana przez ministerstwo zdrowia, snująca się po Unii Europejskiej koncepcja walki z alkoholizmem poprzez ograniczenie punktów sprzedaży i wprowadzenie ceny minimalnej gorzały. 32 złote za pół litra!
Jako sztandarowy przykład walki z wódą przytacza się państwa skandynawskie. Alkohol można kupić tam jedynie w niewielu punktach i w określonych godzinach. Na stacjach benzynowych czy w marketach gorzały nie ma. Pomysł głupi jak cholera. Bo jeśli faktycznie komuś nie uda się kupić kolejnej butelki, to nie przestanie on być alkoholikiem.
Mieszkałem kiedyś w Szwecji. Bardzo uważnie przyglądałem się temu zjawisku, zjawisku ograniczonej prohibicji.
Podczas, gdy my kupujemy ilości detaliczne ze świadomością, że w razie czego można dokupić, zapobiegliwi Szwedzi alkohol kupują w ilościach hurtowych. Muszą mieć zapas, bo gdy zabraknie w trakcie imprezy, to już nigdzie nie dokupią. A z zapasem jak z zapasem: żaden pijak nie powie dość, gdy na stole gorzała. Natura alkoholika jest taka, że pije, dopóki jest. Nie wspomnę o kwitnącym przemycie i powszechnej produkcji. Tak, tak, Szwedzi pędzą bimber.
Zatroskanym zjawiskiem podpowiem nieśmiało: jak tak naprawdę można sobie z tym poradzić. Trzeźwe życie musi być równie atrakcyjne jak to na bani. Przede wszystkim należy zwalczyć nędzę, głód, bezdomność i bezrobocie. I całą energię wkładaną w walkę z patologiami skierować na walkę z ubóstwem. To jedyny sposób. Tylko wtedy okaże się, że narkomania i alkoholizm to zjawiska śladowe i marginalne. Walka z alkoholizmem przez podnoszenie cen wpędzi więcej pijących w szpony denaturatu. Znam się na tym jak mało kto, jestem bowiem ogniskową większości nałogów wymyślonych przez człowieka. Co już czyni mnie ekspertem.
Układ domknięty: Tusk – Trzaskowski
Wybór pomiędzy Panem na Chobielinie a Bonżurem jest wyborem czysto estetycznym. I nic w ty…