Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej przyjrzy się sytuacji, w jakiej znaleźli się listonosze ze spółki-córki InPostu, którzy bezowocnie czekają na zaległe wypłaty. W sierpniu zamiast pieniędzy otrzymali wypowiedzenia, a ich firma została sprzedana za podejrzanie niską kwotą.
Zapowiedź interwencji w sprawie listonoszy pozostawionych na lodzie przez dotychczasowego pracodawcę padła z ust wiceszefa resortu pracy Stanisława Szweda. – Ministerstwo zajmie się tą dziwną transakcją – powiedział w rozmowie z portalem Money.pl odnosząc się do sprzedaży spółki Bezpieczny List firmie Tenes One za jedyne 10 tys. zł. Polityk przyznał jednak, że widzi niewielkie szanse na rozwiązanie sprawy zaległych wypłat na poziomie roszczeń wynikających z umów pomiędzy stronami. To kwestia nie kodeksu pracy, a wymiaru sprawiedliwości – powiedział Stanisław Szwed.
Pod koniec sierpnia br. roku ponad 1200 listonoszy świadczących pracę dla InPostu za pośrednictwem firmy Bezpieczny List usłyszało, że ich spółka została sprzedana, a oni stracili pracę. Do dziś nie otrzymali wynagrodzenia za ostatnie miesiące pracy. Okazało się również, że w tygodniach poprzedzających zwolnienie zatrudnieni byli przymuszani do pracy w ponadnormatywnym wymiarze. – W lipcu co drugi dzień pracowałam po 12 godzin, w tym w weekendy. Zmusiła mnie do tego kierowniczka. Z dnia na dzień dostałam wypowiedzenie. Dowiedziałam się o tym mailem w sobotę. Nie miałam umowy o pracę, więc odprawa mi nie przysługuje – wyznała była pracownika Bezpiecznego Listu, której były pracodawca zalega 2,9 tys. zł.
Podejrzenia budzi nie tylko śmiesznie niska kwoa, za którą właściciel InPostu Rafał Brzoska sprzedał swoją spółką ale również podmiot, który został nowym właścicielem. Jest nim firma Tenes One, która nie posiada nawet biura, a w polu adresowym widnieje ulica Domaniewska 47/10, gdzie zarejestrowane są inne „wirtualne spółki”. Z danych w KRS wynika, że firma ma zastanawiająco szeroki zakres działalności: od budowy dróg i autostrad przez sprzedaż obuwia, płodów rolnych po muzykę i sport. Bezpieczny List został przejęty bez żadnego majątku. Jedyną „zawartością” firmy byli pracownicy oczekujący na wypłatę zaległych pensji. „Powyższa okoliczność oraz fakt, że Bezpieczny List rozpoczął zwalnianie pracowników, nasuwa przypuszczenie, że spółka została sprzedana bez żadnego majątku, jedynie po to, by bezkosztowo zwolnić pracowników” – napisali w zawiadomieniu do Państwowej Inspekcji Pracy działacze partii Razem, która zajęła się sprawą po otrzymaniu licznych sygnałów od pracowników.
Podobnego zdania są związkowcy. – Od nowego właściciela listonosze zamiast wyrównania dostają wypowiedzenia. Jeśli do tego dołożymy śmiesznie niską kwotę 10 tys. zł, za jaką został oddany Bezpieczny List, cała sprawa wydaje się etycznie niezwykle śliska. To ewidentna próba pozbycia się zobowiązania wobec pracowników – powiedziała money.pl Maria Świetlik z Inicjatywy Pracowniczej.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…