Trudno sobie wyobrazić bardziej populistyczną i osobistą kampanię wyborczą niż ta, która właśnie kończy się w Stanach Zjednoczonych i którą – mimo wszystko chyba na szczęście – wygra Hillary Clinton. Przeważyła w niej kwestia, której jeszcze rok temu nikt by takiego znaczenia nie przypisał. Przeważyło deptanie godności połowy społeczeństwa, czyli kobiet.
– Donald uważa, że umniejszanie kobiet dodaje mu wielkości – stwierdziła wczoraj Hillary Clinton. – Obraża ich godność, ich poczucie własnej wartości. Nie sądzę, żeby istniała kobieta, która nie doświadczyła tego uczucia. Wiemy, w jaki sposób Donald myśli o kobietach i jak się wobec nich zachowuje – powiedziała kandydatka Demokratów. Nie mam do Clinton zbyt wiele sympatii i nie jestem w stanie uznać jej za obrończynię praw kobiet, trudno jednak w tym miejscu odmówić jej racji. Co więcej – trudno nie zauważyć, że zgadza się z nią większość społeczeństwa. Od czasu opublikowania nagrań, na których słychać, co Trump myśli o kobietach, nie było w USA żadnego sondażu, w którym wygrywałby z kandydatką Demokratów.
Trump może twierdzić, że ujawnienie się dziesiątej już ofiary molestowania z jego strony to kampania polityczna jego rywalki i zaklinać się, że żadnej z nich nigdy nie widział na oczy – ale nagrania ze słynnym „grab them by pussy” („łapię je za cipki”) są bez wątpliwości autentyczne, całkiem publicznie słyszano też, jak kandydat republikański omawiał seksualną atrakcyjność swojej córki. Każda kobieta – zaczynając od Hilary Clinton, a kończąc na ofiarach wojen, w wywołaniu których wzięła udział – wie, jak to jest, kiedy mężczyzna próbuje wykorzystać swoją władzę i pozycję do tego, żeby ją seksualnie molestować, albo sama się z tym spotkała, albo widziała to swoim najbliższym otoczeniu. Bardzo łatwo jest zobaczyć w Donaldzie Trumpie takiego mężczyznę już tylko na podstawie tego, jaki stosunek do kobiet wyraża w swoich oficjalnych komunikatach, przez co tym bardziej wiarygodne są taśmy czy zeznania tych, które twierdzą, że je molestował. O Trumpie wiadomo też, że wobec kobiet, których nie uważa za obiekty seksualne, potrafi być wulgarny i agresywny: wystarczy przypomnieć uwagi o domniemanym miesiączkowaniu przeprowadzającej z nim wywiad Megyn Kelly, która śmiała zadawać mu niewygodne pytania albo o tym, jak obraził standuperkę Rosie O’Donnel („ta jej paskudna, nalana twarz”). Nie jest to oczywiście ani pierwszy polityk, który ma w sobie coś z obleśnego wujka z wesela, któremu w tańcu ręce zawsze zjeżdżają za nisko, ani pierwszy, który nie jest mistrzem kultury osobistej. Jednak z jakiegoś powodu to Trump ze względu na swoją mizoginię i seksizm poniesie tak ogromną porażkę – już wiadomo, że przegra nadchodzące wybory.
Oczywiście – osobisty stosunek do kobiet prezydenta Stanów Zjednoczonych nie jest jego najważniejszą cechą. Nie tylko o tym zresztą rozmawiali Trump i Clinton. Żadne z nich nie zaskoczyło – zadziwiające było co najwyżej to, że była to zdecydowanie najbardziej merytoryczna z debat, które odbyły się do tej pory, o ile w ogóle można mówić o merytoryce w wykonaniu Donalda Trumpa. Kandydat republikański twierdził, że będzie lepszym prezydentem niż Clinton, bo w przeciwieństwie do niej jest szanowany przez Władimira Putina; pytany o swój stosunek do Rosji w kontekście bombardowania oblężonego Aleppo przez rosyjskie i syryjskie wojska gładko schodził na zagrożenie, płynące rzekomo ze strony uchodźców i wszelkich migrantów; opowiadał o tym, jak demokratka chce wyrywać z macic i zabijać dzieci w dniu porodu. Clinton leciała standardową i irytująco obłudną w amerykańskich warunkach linią liberalnego centrum; mówiła o tym, jak nie pozwoli rozdzielać rodzin przez deportację – co dzieje się w rządzonych przez Obamę Stanach Zjednoczonych każdego dnia; wyrażała współczucie wobec ofiar wojny na Bliskim Wschodzie, która nie wydarzyłaby się, gdyby nie polityka, którą sama prowadziła jako sekretarz stanu. Oglądając tę debatę – tak samo zresztą jak zawsze, przy starciach Clinton-Trump, miałam wrażenie, że z jednej strony widzę duże, nieobliczalne dziecko, które dopuszczone do władzy może nam w ciągu dwóch dni zgotować trzecią wojnę światową, a z drugiej doświadczoną, wyrachowaną i nie mówiącą szczerze ani jednego słowa polityczkę, po której rękach – chcemy o tym myśleć czy nie – spływa krew Iraku, Afganistanu i Libii.
Clinton nie wygra tych wyborów dlatego, że Amerykanie i Amerykanki chcą, żeby została ich prezydentem, chociaż z pewnością w obliczu tego, co dzisiaj pogrąża Donalda Trumpa jej płeć dodaje jej punktów. Społeczeństwo, a zwłaszcza jego żeńska część, po prostu bardzo nie chce, żeby rządził nią kandydat Republikanów. Okazuje się, że za nieliczenie się z połową swoich wyborców się płaci – że kobieca godność ma swoje granice i że na pewnym poziomie osobistej obrazy ma ona kluczowe znaczenie przy wyborach politycznych. Być może to tylko przypadkowa zbieżność wydarzeń, ale ciężko nie zauważyć podobieństwa sytuacji Trumpa i Kaczyńskiego – dwóch prawicowych polityków, których zaskoczył fakt, że kobiety poza układem rodnym maja też mózgi.
Para-demokracja
Co się dzieje, gdy zasady demokracji stają się swoją własną karykaturą? Nic się nie dzieje…
Kierunek upadku umysłowego tego portalu jest gimnazjalno-liberalny. Redaktorka uważa, że serial-zbrodniarka jest lepsza od seksisty. Nie można wyobrazić sobie większego seksizmu. Płeć (seks) padł tej biednej redakcji na mózg. Podszywają się pod lewicę niczym kiedyś SLD, ale wylądują gdzieś koło PO, jeśli wcześniej nie padną.
Otóż to. Tutejszy przekaz, jako żywo, wpasowuje się w zjawisko, na które trzeba zwracać szczególną uwagę, ponieważ tumani i oduracza naiwnych i dobrodusznych w swej ufności do tzw. „postępu” admiratorów tegoż, mianowicie SOJUSZU GLOBALISTÓW Z LIBERALNĄ LEWICĄ. Poparcie dla polityka z tak mroczną i krwawą biografią jak Clinton zakrawa na groteskową paranoję i dowodzi totalnego braku rozeznania zagrożeń wynikających z realizowanego, nawet kosztem wojen, przez jej gigantyczne zaplecze finansowo-medialno-militarne, planu cywilizacyjnej rewolucji znanej jako New World Order.
clinton to 3WŚ
Droga lewico, z czym się na łby pozamienałaś, że promujesz tę psychopatkę i podżegaczkę wojenną? Odsyłam tu: http://wolnemedia.net/to-hillary-nie-trump-jest-prawdziwym-zagrozeniem-dla-swiata/
Działający link: http://mediumpubliczne.pl/2016/10/john-pilger-hillary-trump-prawdziwym-zagrozeniem-dla-swiata/
To nie jest lewica.
Według stałego czytelnika – Andy`ego – portal jest nawet fałszywką mającą dobić lewicę. Jest w tym coś.
Ja osobiście kilkukrotnie apelowałem o usunięcie napisu „strona startowa polskiej lewicy” ponieważ w moim odczuciu portal od dawna stara się tę lewicę skompromitować.