Nieuchronnie się do niej zbliżamy. III Rzeczpospolita dobiega końca. Starzy przestali ją lubić, a młodzi już jej nie chcą. Czwartej – która materializuje się na naszych oczach – zwyczajnie się boją. Trzeba zatem myśleć co dalej. SLD ma tu szczególny obowiązek, bo nosi na sobie ciężar winy za rok 2005. Byliśmy w NATO, weszliśmy do Unii i partii wówczas rządzącej zabrakło pomysłu co dalej. Zapłaciła przegraną. Przegapiła moment polityczny. Teraz lewica musi pokazać swój pomysł na nową Polskę. Inaczej zejdzie, nie tylko ze sceny.

Aby go znaleźć wrócić musimy do ostatnich 28 lat. Do zjawisk i procesów, które podmyły przyjętą wówczas – i jak się wydaje akceptowaną wtedy przez wszystkich – hierarchię wartości i idei ustrojowych.
Otóż, jak mi się wydaje, była ona poprawną odpowiedzią na problemy wynikające z odzyskania pełnej suwerenności. Cieszyliśmy się (może nie wszyscy) z obalenia komuny, dominowało „kochajmy się”, wydawało się, że wystarczy odrzucić PRL i zaadoptować znane światu rozwiązania ustrojowe i będzie dobrze. Tak jednak nie było. Naturalne dla normalnego społeczeństwa podziały ideowo-programowe zostały zastąpione przez manichejski podział historyczny. Bugaj nie rozmawiał z nikim z SLD, a w tym ostatnim byli i tacy, którzy ścigali się z Balcerowiczem w realizowaniu neoliberalnej polityki. W rezultacie nikt nie kontrolował narastającego rozwarstwienia społecznego, nie zajmował się przemianami w świadomości społecznej. Wystarczyło, że ludzie nienawidzą PRL-u lub tęsknią za nim. O te uczucia toczyła się wtedy walka i niekiedy można odnieść wrażenie, ze toczy się do dziś.

Ten stan rzeczy miał swoje konsekwencje. Elity polityczne, tkwiąc w okopach starych, zakończonych już wojen, nie były zdolne do trzeźwej analizy zachodzących procesów społecznych, do formułowania wizji i prognoz rozwojowych. W zasadzie poza celami rewindykacyjnymi (wejść do NATO i UE) nie formułowano nowych koncepcji politycznych, politykę zastąpiła kultura administrowanie i politykierstwo, malały cele polityki („ciepła woda w kranie”).

W efekcie – odwołajmy się tu do Marksa – nadbudowa nie nadążała za bazą. Zmieniała się gospodarka, tak polska, jak i światowa, zmieniała się struktura społeczna, malały więzi społeczno-gospodarcze i solidarność grupowa, dokonywały się przewartościowania w hierarchii celów i wartości życiowych, a polityka nieustannie wpychała nas w świat wartości wczorajszych. Do tego nastąpiła rewolucja technologiczno-informacyjna, która spowodowała, że elity przestały panować nad komunikacją społeczną. Zabetonowana struktura polityczna spowodowała, że obywatel odkrył demokrację internetową i jego więzi z państwem kolejny raz osłabły.

Dodajmy do tego wymianę pokoleniową, której jesteśmy świadkami. Odchodzi pokolenie powojennego wyżu demograficznego, które z racji życiorysowych i liczebności wywarło potężny wpływ na powstanie i filozofię III Rzeczypospolitej. Inne w nim dominowały doświadczenia, inne kody kulturowe i inne oceny naszej drogi państwowej. Przychodzi nowe pokolenie, w opozycji do starego (to normalne), ale – wydawało się – dość konformistyczne. Ale dotychczasowe elity nie przygotowały kraju do jego przyjścia, nie ma dla niego pracy adekwatnej do jego aspiracji, nie postawiono przed nim zadań, które by mobilizowały. Dotyczy to także rynku politycznego. Zaśniedziałe struktury partyjne zapomniały, ze ważnym zadaniem systemu politycznego są funkcje adaptacyjne, absorbowanie nowych ludzi, ich marzeń i aspiracji. Polska stała się „nie dla Polaków”.
To na tę zmianę zareagował Jarosław Kaczyński. Zaproponował wszystkim sfrustrowanym model świadomości społecznej opartej na więziach narodowych, najszerszych i niekontestowanych. Zaproponował im państwo omnipotentne, które pochyli się nad każdym, w którym to nie praca i zaradność, ale nie kwestionowana wola polityczna będzie wyznacznikiem zmian w strukturze prestiżu społecznego i sytuacji majątkowej. Państwo „sprawiedliwości społecznej”, o silnej redystrybucji budżetowej, której zbuduje nową strukturę społeczną, nowe elity „myślące i czujące po polsku”. To ono stanie się wszechwładnym gestorem polskiego życia społecznego, rozszerzając stopniowo swoje wpływy na edukacje i wychowanie, kulturę i historię. Zaproponował Polakom państwo autorytarne, bo zauważył, że prawie 40% badanych życzy sobie, aby wreszcie przyszedł ktoś, „kto weźmie to za mordę”. To wszystko wynika „z woli suwerena”, a władza jest jedynym podmiotem upoważnionym do „wydobycia” i interpretacji tejże woli. Znacie?

Tak jak lud kupił tę narrację, tak przez ludzi musi ona zostać oddalona. Ale, aby ją oddalić trzeba mieć inną, alternatywna narrację. Ten lud, ci młodzi, którzy w ostatnich dniach lipca wyszli na ulice szukają tej nowej opowieści. W dupie mają dotychczasową politykę i jej bohaterów. Do Schetynv, Petru czy nawet – Włodek nie obraź się – Czarzastego jest im równie daleko, jak do Kaczyńskiego. Gówno ich obchodzi kto miał racje w 1989 roku i okrzyki „Precz z komuną”. Żyją tu i teraz i żyć chcą jeszcze wiele lat. Mają ku temu przesłanki i racjonalną nadzieję. Sami za mało doświadczeni, aby generować nowe idee czekają na podpowiedź, pod warunkiem, że ostateczny kształt odpowiedzi sami sformułują. W ich języku i w obszarze gdzie czują się równi i wolni. Tak jak w internecie. Tego nie zrobi Trzecia Rzeczpospolita, nie zrobi też, choć z innych powodów, Czwarta. To zaproponujmy im pomyślenie o następnej, która będzie Ich.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Seks biznes w Polsce mówi po ukraińsku

Ponad 9 milionów obywateli Ukrainy uciekających przed wojną wjechało do Polski od początku…