Trzymałam kciuki za sekretarzy sądowych. Szczere, mocno zaciśnięte kciuki. Wiem, z czym się wiąże ta praca i mylą się wszyscy, którym się wydaje, że polega na bezmyślnym przekładaniu papierków. Spróbujcie przez tydzień poradzić sobie bez pani Kasi, która wypisuje zawiadomienia o rozprawach.
Od dzieciaka wycierałam się po sądowych salach i korytarzach. Moja matka zabierała mnie ze sobą do pracy, bo umiałam względnie nie przeszkadzać. Zawsze była to niesamowita przygoda. Z czasem zaczęłam rozumieć coraz więcej z rozmów kuratorów, sekretarzy, protokolantów. Dorosłam i zaczęłam dostrzegać sińce pod oczami, zmęczenie, rozgoryczenie zamiast radości, kiedy pracownikom rozdawano paczki na święta. Kilkanaście dni temu zobaczyłam na Facebooku zdjęcie protestującej ekipy, stojącej pod tym samym sądem, gdzie panie z sekretariatu pokazywały mi-przedszkolakowi, jak wygląda maszyna do pisania.
Wzbiera we mnie fala bezradnej złości, kiedy myślę o tym, jak ich potraktowano. Rozumiem ich słuszne oburzenie na związki zawodowe, dzielę poczucie porażki – i nie wierzę, że kontynuacja rozmów w styczniu przyniesie jakąkolwiek systemową zmianę na lepsze. Ale najbardziej chce mi się wyć, kiedy czytam, jak ich wszystkich – i pracowników, i związkowców, ograło ministerstwo Ziobry – obwieszczając, że pieniędzy na podwyżki dla roszczeniowych sekretarzy trzeba będzie poszukać z kieszeni sędziów.
Tak właśnie zabija się zawodową solidarność tasakiem. Sędziowie w znakomitej większości popierali postulaty protestujących. Jasno więc dano im do zrozumienia, że taka postawa nie popłaca: nie wstawiaj się za „niższą kastą”, bo ona przyjdzie w nocy i cię zje. Trzymaj z nami, z władzą, a jak taki jesteś wrażliwy na los sekretarki Krysi, to oddaj jej swoją kilometrówkę i zapierdalaj autobusem albo tankuj za swoje.
Wiceminister Wójcik „has a dream”: zlikwidować dodatek mieszkaniowy dla sędziów, kilometrówkę, obniżyć wysokość dodatków funkcyjnych dla przewodniczących wydziałów w sądach. Wiceszef resortu mówił również o planowanej „likwidacji funduszu pożyczkowego na cele mieszkaniowe w sądach”. Mam nadzieję, że przy okazji swojego antysędziowskiego zacietrzewienia nie zabije po drodze funduszy socjalnych dostępnych dla ogółu załogi.
Przy okazji ministerstwu udało się upiec na tym ogniu jeszcze jedną pieczeń. Wskazać paluchem „Iustitię”, „Themis”, Ogólnopolskie Stowarzyszenie Sędziów Sądów Administracyjnych, Stowarzyszenia Sędziów Rodzinnych w Polsce i Forum Współpracy Sędziów – i zakrzyknąć: to przez nich zabieramy wam teraz dodatki. To przez nich musicie zostać przymusowymi Robin Hoodami! Mam osobiste przesłanie dla pana wiceministra – jego istotę doskonale oddaje ten krótki cytat ze znanego wszystkim filmu „Ck Dezerterzy”: „Nie ma w słowniku ludzi kulturalnych słów, które mogłyby dostatecznie obelżywie określić pańskie postępowanie”.
Układ domknięty: Tusk – Trzaskowski
Wybór pomiędzy Panem na Chobielinie a Bonżurem jest wyborem czysto estetycznym. I nic w ty…
Teraz już wiadomo, dlaczego niejaki Piskorski, słynny chińsko-rosyjski szpieg, już trzeci rok nie może się doczekać procesu siedząc za kratami… po prostu pracownicy sądów są przepracowani i za mało zarabiają. Być może sytuacji zaradzi kaucja 300 tysięcy złotych, jakiej sąd domaga się za wypuszczenie człowieka, którego – jak sam przyznaje – nie potrafi osądzić, bo sprawa jest zbyt skomplikowana. O ile ktoś z takiej kasy wyskoczy w ciągu 14 dni.