Na Antypodach trwa bunt pracowników służby zdrowia. Lekarze nie zgadzają się, by władze departamentów decydowały o warunkach zatrudnienia bez konsultacji ze związkowcami.
Młodzi lekarze w Nowej Zelandii w poniedziałek rozpoczną czwarty, najdłuższy w tym roku protest strajkowy. Pięciodniowa odmowa pracy jest wynikiem niepowodzenia w trwających od 2018 roku negocjacjach pomiędzy Stowarzyszeniem Lekarzy Rezydentów Nowej Zelandii i kierownictwa dwudziestu District Health Boards (DHB), czyli finansowanych przez rząd jednostek administrujących nowozelandzkim systemem opieki zdrowotnej.
Co ciekawe, strajk obejmie wszystkie DHB w całym kraju z wyjątkiem jednego okręgu – Canterbury, gdzie szpital pozostaje pod społeczną i polityczną presją zapewniania pełnego wachlarza usług, gdyż to właśnie tam miały miejsce tragiczne wydarzenia z 15 marca.
Dlaczego lekarze buntują się przeciwko polityce DHB? Głównym problemem jest to, że zarząd DHB chce, aby to dyrektorzy szpitali mieli ostateczny głos w sprawie ustalania warunków zatrudnienia nowozatrudnianym medykom. Dotychczas takie decyzje były podejmowane po konsultacjach ze związkami zawodowymi lekarzy, co zapewniało częściową kontrolę reprezentantów pracowników nad warunkami pracy i zapobiegało ich degradacji.
Kierownictwo DHB chce jednak pełnej kontroli nad procesem zatrudnienia i planowania pracy młodych lekarzy. Decydenci tamtejszych kas chorych, podpierając się retoryką stanu wyjątkowego, na której akceptację społeczną liczą po marcowym zamachu terrorystycznym, zamierzają uelastycznić grafiki pracujących w opiece medycznej tak, by mogli być dyspozycyjni w niemal każdej chwili, jeśli sytuacja będzie tego wymagać.
Obecne przepisy mówią, że młodsi lekarze nie powinni pracować dłużej niż 16 godzin dziennie i ponad 10 dni z rzędu. DHB naciska, aby to dyrektorzy mieli pełną kontrolę nad godzinami i harmonogramem. Rzecznik DHB, dr Peter Bramley, zapewnia co prawda, że DHB nie chce intensyfikować eksploatacji młodych lekarzy ani znacząco zwiększać godzin pracy, a jedynie „usprawnić” obecny model, który według niego miał miał szereg niedociągnięć w opiece nad pacjentem.
W tym celu zamierzają ograniczyć wpływ związków zawodowych, które w obecnej sytuacji są przedstawiane jako czynniki hamulcowe, a więc zagrażające pacjentom. Związkowcy zwracają uwagę, że zakusy na ograniczanie możliwości negocjowania warunków zatrudnienia pojawiły się już w zeszłym roku, a więc na długi czas przed feralnym wydarzeniem z marca, które, według reprezentantów pracowników, służą obecnie jedynie za pretekst do ataku na pozycje związków zawodowych. Akcentują też, że przymuszanie medyków do pracy w nadgodzinach negatywnie odbije się na ich sprawności zawodowej oraz obniży motywacje do samorozwoju.
W najbliższym tygodniu pod szpitalami w 19 okręgach administracji nowozelandzkiej służby zdrowia odbywać się będą pikiety, a lekarze nie będą przeprowadzać operacji, prócz tych niezbędnych do ratowania ludzkiego życia.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…