Rosyjska Federalna Służba Nadzoru Komunikacji, Technologii Informacyjnych i Mediów bierze pod lupę popularną aplikację randkową.

Tinder został umieszczony na specjalnej liście podmiotów, które zobowiązane są – na wniosek organów ścigania – do udostępnienia danych zarejestrowanych tam użytkowników. Stało się to w poniedziałek, 3 czerwca. Rosskomnadzor wydał komunikat, w którym zdefiniował aplikację jako „narzędzie upowszechniania informacji”. Oznaczenie Tindera w taki sposób skutkuje zobowiązaniem podmiotu zarządzającego usługą do przechowywania wszystkich treści wytworzonych przez użytkowników przez okres sześciu miesięcy oraz do ujawniania ich danych osobowych. W razie gdyby śledczy natrafili na informacje zakodowane, konieczne też będzie udostępnienie kluczy deszyfrujących.

Okoliczność jako taka wydaje się cokolwiek zabawna; na dodatek Rosskomnadzor wzbudził powszechną wesołość i zażenowanie obwieszczając swoje postanowienia na portalu społecznościowym Twitter. Informację o podjętych działaniach ozdobił memem. Widać na nim sylwetkę mężczyzny i napis „Jak poznaję dziewczyny”. Po prawej stronie, opisanej jako „Na żywo” mężczyzna mówi „Witaj, jestem Witiusza!” (zdrobnienie od imienia Wiktor), a po lewej „W internecie”, „Cześć laska!”.

Internauci nie zostawili na służbach prasowych Rosskomnadzoru suchej nitki. Niektórzy twierdzili, że urząd naruszył prawa autorskie (za nadzór nad którymi  jest również odpowiedzialny), a inni żartowali, że to pomysł tej instytucji na zgromadzenie własnej bazy danych „dick picków”, czyli zdjęć męskich genitaliów.

Firma zarządzająca serwisem Tinder – według informacji podanych przez rosyjskich urzędników – przystała na przedłożone jej warunki i udostępniła najważniejsze dane gwarantujące współpracę. Nie zostało jedynie potwierdzone, czy zapadła też zgoda na ujawnianie danych osobowych wraz z elementami zaszyfrowanymi.

Decyzja Rosskomnadzoru wpisuje się w serię bardzo niefortunnych posunięć, które budzą społeczny sprzeciw. Przed rokiem instytucja ta wywołała w Rosji prawdziwą awanturę związaną z brakiem dostępu służb do szyfrowanego komunikatora Telegram. Pomimo umieszczenia tej aplikacji na tej samej liście, na której teraz znalazł się Tinder, jej twórcy odmówili udostępnienia danych umożliwiających podgląd użytkowników i przebiegającej pomiędzy nimi komunikacji. Spowodowało to serię przesłuchań i spraw sądowych oraz zakaz działania na terenie Federacji Rosyjskiej. Niemniej, nie okazał się on zbyt skuteczny, gdyż aplikacja nadal działa na urządzeniach mobilnych. Utrudnienia w korzystaniu z niej występują jedynie jeśli korzysta się z Telegram-a przez przeglądarkę WWW.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…