To koniec „efektu 500+” – przyznają autorzy zleconego na polecenie rządu sprawozdania analizującego działanie programu. W ubiegłym roku liczba osób żyjących w stanie skrajnego ubóstwa zwiększyła się i to wyraźnie, bo aż o 1,1 pkt proc.
Na koniec 2018 roku co dwudziesty obywatel Polski żył poniżej minimum egzystencji, wynoszącego 595 zł na osobę samotną i 1606 zł na czteroosobową rodzinę. Oznacza to, że liczba skrajnie biednych wzrosła po raz pierwszy od 2016 roku, kiedy wystartował program „Rodzina 500 plus”.
Jak to tłumaczy rząd? „Odnotowano wyhamowanie trendu spadkowego ubóstwa, co wiązało się m.in. z wyczerpaniem się efektu programu na poziom wydatków gospodarstw domowych, na podstawie których dokonywany jest pomiar ubóstwa skrajnego. Poziom ubóstwa w 2018 roku nadal jednak pozostawał na niższym poziomie niż w 2015 roku” – czytamy w raporcie.
Wygląda na to, ze 500 plus zostało już wliczone przez polskie rodziny do budżetów, działając jako uzupełnienie niskich płac w gospodarce. W obliczu rosnących cen, efekt redukcji ubóstwa po prostu się wytracił.
500 plus miało stymulować dzietność, jednak na tym polu program zakończył się totalną klapą. Z reportu wynika, że po raz pierwszy od wejścia programu w życie załamał się trend wzrostowy dotyczący dzietności. W 2016 i 2017 roku przybywało urodzeń, jednak w 2018 roku urodziło się 388 tys. dzieci, czyli o 14 tys. mniej niż w roku ubiegłym.
Co ciekawe, autorzy raportu przyznają, że kobiety, które wcześniej wykonywały prace opiekuńczą i reprodukcyjną, teraz wracają na rynek pracy. Według nich wynika to z dobrej sytuacji materialnej, ambicji i wielu ofert na rynku pracy. Pojawia się jednak pytanie – dlaczego proces ten nie nastąpił natychmiast po wejściu w życie transferów w ramach programu, a dopiero teraz, kiedy efekty działania 500 plus nie są już tak wyraźne?
500 plus nie działa jak powinno, bo wartość świadczenia jest pożerana przez inflację. Dr Piotr Broda-Wysocki z Instytutu Nauk o Polityce i Administracji UKSW uważa, ze rząd powinien przyjrzeć się strukturze kosztów najbiedniejszych rodzin, które znaczną część swoich dochodów wydają na żywność i inne artykuły pierwszej potrzeby.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Fauxpas: „500+ dostają nawet milionerzy”
Milionerzy są nieliczni, zaś dodatkowa biurokracja mająca na celu odebranie im 500+ będzie więcej kosztować. Dodatkowo wielu niezaradnych biednych nie przebije się przez tę biurokrację i papierkową robotę.
Fakt, że milionerzy są nieliczni, ale z drugiej strony 500+ dla każdego to absurd na miarę BDP, gdzie dobrze sytuowany i biedak dostają tyle samo pomimo różnych potrzeb, chociaż środki te można przeznaczyć na coś innego. Pewnie dlatego europejskim standardem jest jakiś limit dochodu na osobę dla tego typu zasiłków. Kiedyś w kręgach partii rządzącej nieśmiało wspominano o propozycji wprowadzenia górnej granicy 3k zł netto/os., lecz pomysł ten błyskawicznie został wyciszony przez najbardziej „potrzebujących”. Ponadto nie róbmy z ludzi kalek, do weryfikacji dochodów wystarczyłby ostatni PIT. Każego roku miliony na jego podstawie ubiegają się o zasiłki, stypendia itp. i jakoś dają radę, chociaż nie mają tak komfortowego systemu wnioskowego jak 500+.
„środki te można przeznaczyć na coś innego”
Na przykład na biurokrację decydującą komu się one należą. Liczy Pan na posadkę?
„Ponadto nie róbmy z ludzi kalek,”
Niestaty bywają tacy niezaradni jak kalecy, wystarczy zwykła depresja. Częściej niż „milionerzy”.
500+ dostają nawet milionerzy, a tymczasem najniższa emerytura i renta stanowią coraż mniejszy ułamek płacy minimalnej, zaś promigrancki fanatyzm rządu w zastraszającym tempie psuje rynek pracy dla gorzej wykwalifikowanych.