Lewicujący brytyjski dziennik The Guardian ujawnia: Google, jeden z korporacyjnych władców internetu, wspierał finansowo organizacje zwalczające działaczy na rzecz powstrzymania klimatycznej katastrofy i przemysłowych lobbystów.
Materiał ten ukazał się dziś (11 października) wczesnym rankiem naszego czasu. W tekście opublikowanym również w elektronicznym wydaniu brytyjskiego dziennika przeczytać można o „poważnym” (substantial) wsparciu Google dla amerykańskich organizacji przeciwdziałających ruchom klimatycznym. Jednocześnie koncern ten tworzy wokół siebie image firmy głęboko zatroskanej problemem globalnego ocieplenia.
Stephanie Kirchgaessner, autorka artykułu w The Guardian twierdzi, że dotarła do listy co najmniej kilkunastu organizacji, które są beneficjentami rozlicznych dotacji ze strony Google, które aktywnie angażują się w politykę utrzymania klimatycznego status quo. Spis ten otwiera Competitive Enterprise Institute (w wolnym tłumaczeniu: instytut konkurencyjnej przedsiębiorczości). Jest to prawicowy, libertariański think tank założony w Waszyngtonie jeszcze w 1984 r. przez niejakiego Freda L. Smitha Juniora, znanego lobbystę, o którym – w tym kontekście – dość rzec, iż jest autorem takich dzieł jak Global Warming and Other Eco-Myths (ang. globalne ocieplenie i inne eko-mity) czy Market Liberalism: A Paradigm for the 21st Century (ang. liberalizm rynkowy – paradygmat na XXI w.).
Think tank ten odegrał szczególną rolę w zakresie podejścia obecnej amerykańskiej administracji do kwestii zmian klimatycznych. Według autorki artykułu organizacja ta odegrała kluczową rolę podczas nakłaniania Donalda Trumpa do odejścia od tzw. porozumień paryskich i agresywnie krytykowała obecnego prezydenta Stanów Zjednoczonych za niedostateczne zaangażowanie w kwestii deregulacji prawa chroniącego środowisko naturalne.
Google ma także być sponsorem dorocznej gali State Policy Network (ang. sieć polityki państwowej). Jest to parasolowa organizacja zrzeszająca rozliczne prawicowe, bardzo konserwatywne sekty stylizujące się na intelektualne ośrodki. Jedną z nich jest Heartland Institute, antynaukowa grupa, która dała o sobie ostatnio znać ganiąc Gretę Thunberg i określając jej zachowanie mianem „histerycznych złudzeń klimatycznych” (climate delusion hysterics). Członkowie tej organizacji uruchomili też niedawno PR-owy projekt pt. My Climate Pledge (w wolnym tłumaczeniu: moje zobowiązanie klimatyczne). Można tam przeczytać takie kwiatki jak np. „stan środowiska naturalnego cały czas się poprawia” albo „nie ma kryzysu klimatycznego”.
Google ustami swoich oficerów ds. PR-u wyjaśnił, że finansowanie prawicowego oszołomstwa w USA nie może być traktowanego jako forma poparcia dla tych idei; wydaje się to jednak być tłumaczeniem dla głupców lub naiwniaków. Tym bardziej, że nie jest to pierwsza tego typu „wpadka” Google, który wszem i wobec demonstruje troskę o klimat. Już w 2014 r. Stephanie Kirchgaessner pisała o podobnych działaniach tego koncernu. Według niej, najbardziej prawdopodobne jest, iż korporacyjni możni internetu potrzebują lepszych niż poprawne stosunków z amerykańską prawicą ze względu na ustawę zwaną Communications Decency Act, a zwłaszcza paragraf 230 tejże. Gwarantuje on swoisty immunitet prawny firmom udostępniającym różne internetowe usługi od treści komentarzy zamieszczanych na ich platformach przez użytkowników, co daje im – prawnie biorąc – status dystrybutorów, a nie wydawców.
Jeszcze przed wyborami prezydenckimi w 2016 r. republikańska prawica w USA próbowała podjąć pewne kroki w kierunku zmiany tego prawa, gdyż korporacyjnej śmietance, jak się zdaje, bliżej do Demokratów. Po wygranej Donalda Trumpa i oczywistym zaangażowaniu najważniejszych internetowych koncernów przeciwko niemu propozycje nowych regulacji, których Google na pewno chce uniknąć, pojawiają się coraz częściej.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
To jest naprawdę piękne: gdy ujawniono że Google wesprze Marsz Równości, zachwytom nie było końca a ci, nawet ze środowiska LGBT, którzy ośmielili się mieć wątpliwości czy takie wsparcie nie obróci się przeciw idei marszu, byli flekowani bez litości przez „tolerancyjnych i nowoczesnych”. A teraz wychodzi na jaw ten kwiatek…kto teraz będzie cieszył się ze wspierania i kto będzie flekował tę samą firmę?