Na jednym ze zdjęć z protestów w Chile demonstrantka eksponowała napis „Neoliberalizm zaczął się w Chile i w Chile się skończy”. Tego chcą obecnie miliony mieszkańców latynoamerykańskiego państwa ongiś stawianego w Polsce za wzór ekonomicznych reform. Ich sednem była prywatyzacja wszystkiego. Jej owocem – utworzenie oligarchicznego systemu, gdzie nawet mimo przywrócenia demokracji najwięcej do powiedzenia ma kilkanaście wpływowych rodzin.
Dziś Chilijczycy chcą darmowych studiów uniwersyteckich i dostępnej służby zdrowia, chcą równych szans, a nie rekordowych nierówności społecznych. Żądają, by na początek odszedł prezydent Pinera, a potem, by napisać na nowo konstytucję. Dlaczego w Chile od upadku Pinocheta niewiele zmieniło się na lepsze? Czy w Ameryce Łacińskiej dojrzewa rewolucja? Małgorzata Kulbaczewska-Figat rozmawia z Jeremim Galdamezem, polskim Chilijczykiem i lewicowym działaczem.
Para-demokracja
Co się dzieje, gdy zasady demokracji stają się swoją własną karykaturą? Nic się nie dzieje…