W połowie marca media obiegła wiadomość, że Kuba, odpowiadając na apel Włoch, wysłała do tego kraju – chyba najciężej przechodzącego pandemię koronawirusa COVID-19 – ekipę 52 lekarzy i innego personelu medycznego oraz dostawę interferonu Alfa-2B – leku stosowanego wcześniej z pozytywnym skutkiem przy okazji innych epidemii. Zdarzenie to odnotował nawet „The New York Times”.
Amerykański dziennik wszakże nie pokusił się, aby odpowiedzieć na pytanie, jak to możliwe, że państwo nie tylko biedne, ale i przez sześćdziesiąt lat duszone amerykańskimi sankcjami pomaga państwu należącemu do grupy najbogatszych na świecie. Liberalna logika, w którą każe się nam wierzyć, podpowiada przecież, że powinno być odwrotnie – to biedna, socjalistyczna Kuba powinna pogrążać się w otchłani katastrofy, a sprawne, napędzane duchem wolnego rynku państwa europejskie powinny radzić sobie znakomicie.
Nie jest to zresztą pierwsza kubańska akcja pomocowa w związku z obecną pandemią – podobne już wcześniej trafiły do kilku państw karaibskich: Wenezueli, Nikaragui, Surinamu, na Grenadę i Jamajkę. Co więcej – można śmiało założyć, że nie będzie to akcja ostatnia. Jako jedyne państwo, Kuba w tym samym czasie zgodziła się przyjąć brytyjski statek m/s „Braemar” z prawie 700 osobami na pokładzie, wśród których zdiagnozowano przypadki zarażenia COVID-19. Pasażerom i załodze w dobrym stanie zdrowia zapewniono ewakuację do Wielkiej Brytanii, ciężko chorych umieszczono w kubańskich szpitalach. Nie robiono przy tej okazji żadnych targów ani obaw, że zejście na kubańską ziemię chorych na zakaźną chorobę to zagrożenie, którego nie można zaakceptować. Na zawinięcie do portu amerykańskiego zainfekowany „chińskim wirusem” „Braemar” nie miał żadnych szans – prośba o możliwość wejścia do któregokolwiek z nich została odrzucona. Jak to zatem dzieje się, że w sytuacji kryzysowej Kuba nie tylko radzi sobie z zagrożeniem, ale jest w stanie pomagać innym – silniejszym, bogatszym, którzy w sytuacjach, gdy nie potrzebują kubańskiej pomocy, nazywają socjalistyczną enklawę na Karaibach dyktaturą i częścią „osi zła” i patrzą na nią z pogardą.
Tymczasem Kuba już nie pierwszy raz świadczy podobną pomoc. Na kubańską substancjalną, a nie symboliczną pomoc medyczną mogło liczyć po katastrofalnym trzęsieniu ziemi w 2010 roku Haiti, kilka lat później kubańscy lekarze pomogli skutecznie opanować epidemię eboli w Afryce Zachodniej – aby wymienić tylko stosunkowo niedawne przykłady. Nie można też zapominać, że Kuba jest zdolna do szybkiej reakcji w sytuacjach kryzysowych i klęsk żywiołowych między innymi dlatego, że ma po temu zaplecze, jakim nie mogą się pochwalić państwa rozwinięte, ochoczo rozmontowujące publiczną służbę zdrowia i zastępujące ją – gdzie tylko się da, a nawet gdzie się nie da – prywatną.
Kubański system służby zdrowia opiera się na fundamentalnym przekonaniu, że jest to nie „sprzedaż usług medycznych”, ale misja. Misja, którą Kuba gotowa jest spełnić także wobec innych, przy czym – nie sposób tego nie powiedzieć – nie bez przyczyny jest tu także poczucie, że tak przejawiać się powinien internacjonalizm, bez którego podzielony sprzecznościami, kapitalistyczny świat umie sobie radzić tylko z wyzwaniami łatwymi. W ten sposób jednak Kuba ma 8,2 lekarzy na 1000 mieszkańców – ponad trzykrotnie więcej niż Stany Zjednoczone (2,6) i dwa razy tyle co Włochy (4,1). Za tymi liczbami kryje się cały system – zorganizowany według zasad odrzucanych przez świat wolnorynkowy, ale – przypomnijmy: pomimo sankcji – funkcjonujący. A sankcje amerykańskie ograniczają bardzo poważnie import lekarstw, komponentów do ich produkcji i sprzętu medycznego. To, czego Kuba nie jest w stanie sama wyprodukować, musi być sprowadzane za pośrednictwem stron trzecich, bez kredytowania płatności. W szczególności dotyczy to wszystkiego, co pochodzi ze Stanów Zjednoczonych. Do tego trzeba dodać, że po 1990 r. Kuba straciła wsparcie rozwojowe ze strony Związku Radzieckiego, które wcześniej miało niebagatelne znaczenie.
Kubańska konstytucja z 1976 r. stanowi, że każdy obywatel ma prawo do opieki zdrowotnej, korzystania z przychodni, szpitali i darmowej opieki dentystycznej. Więcej nawet – zakaz świadczenia prywatnych usług medycznych jest również wpisany do konstytucji. Lekarstwa i sprzęt medyczny, m.in. rehabilitacyjny, wymagają opłat, ale są one relatywnie niskie, a ubożsi pacjenci mogą otrzymać go za darmo. W ostatnich dwudziestu latach system opieki medycznej został także dogłębnie zinformatyzowany. Tak działający kubańskiej system opieki zdrowotnej nie mógłby funkcjonować, gdyby nie dobrze rozwinięte szkolnictwo medyczne. Uniwersytety medyczne są włączone w narodowy system opieki zdrowotnej, kształcenie odbywa się zatem w ramach całego kontekstu społecznego. Nie tylko kształcenie i zakwaterowanie studentów jest bezpłatne, otrzymują także – niewielkie wprawdzie – stypendia. Warto dodać, że na Kubie, w Hawanie znajduje się największa uczelnia medyczna na świecie – Uczelnia Medyczna Ameryki Łacińskiej (Escuela Latinoamericana de Medicina), na której kształci się niemal 20 tys. studentów. Jakże to inny system, niż polegający na wyśrubowanym czesnym model kształcenia lekarzy i specjalistów w świecie wolnorynkowym.
To dlatego Kuba jest w stanie utrzymywać za granicą – niekoniecznie w ramach misji kryzysowych, ale także w ramach długoterminowej pomocy i współpracy w zakresie medycyny ponad 28 tys. lekarzy i innego personelu medycznego w 61 krajach. Można ich znaleźć na Haiti, w Gwatemali, Algierii, Katarze, Republice Południowej Afryki. Nierzadko są to całe szpitale prowadzone przez Kubańczyków. Od dziesięcioleci kubańska pomoc medyczna jest swego rodzaju wizytówką kraju. Ocenia się, że Kuba zapewnia większą liczbę personelu medycznego w krajach rozwijających się niż wszystkie kraje grupy G-8 razem wzięte.
Na takich rozwiązaniach systemowych – a nie na komercyjnych laboratoriach – opiera się też kubański potencjał w dziedzinie biotechnologii i farmacji. Lek antywirusowy interferon po raz pierwszy wyprodukowano na Kubie już w roku 1981, dosłownie na kilka miesięcy przed epidemią dengi, na którą zachorowało 340 tys. Kubańczyków. Podejrzewano wówczas, że epidemia mogła być dziełem CIA. Niedawne dochodzenie z 2016 r. zdaje się to przypuszczenie potwierdzać, choć Waszyngton nigdy się do rozpętania epidemii dengi nie przyznał. Był to wszakże pierwszy przypadek zastosowania w sytuacji epidemicznej interferonu na dużą skalę.
Dzięki badaniom prowadzonym między innymi w powstałym w 1986 r. Centrum Inżynierii Genetycznej i Biotechnologii (CIGB) udało się opanować na Kubie zapalenie opon mózgowych typu B. Szczepionka zapobiegająca mu została nagrodzona przez ONZ złotym medalem za innowacyjność. W tym samym 1986 r. w CIGB powstał też nowy wariant interferonu – Alfa-2B, dziś wymieniany jako jeden ze środków, stwarzających nadzieję, że dzięki niemu może uda się opanować pandemię COVID-19. Od 2003 r. jest on produkowany przez kubańsko-chińskie przedsiębiorstwo Chang Heber. Lek ten był z sukcesem stosowany w terapii rozmaitych infekcji wirusowych, HIV i nowotworów.
Trzeba zwrócić uwagę na to, jak Kuba przygotowuje się do opanowania możliwości przeniesienia epidemii na swoje terytorium, wykorzystując swój system zarządzania kryzysowego. Plan Prewencji i Kontroli został przyjęty już 2 marca, zanim na wyspie zdiagnozowano pierwsze przypadki zainfekowania COVID-19, co nastąpiło tydzień później. Dodać trzeba, że nie musiało to być rozwiązanie ad hoc, ale w znacznej mierze wykorzystujące systemowe rozwiązania o sprawdzonej skuteczności, oparte na mobilizacji środków będących w gestii państwowych służb i wojska. Rzecz jasna – przygotowanie na epidemię wymaga innych działań niż na przykład w przypadku klęsk żywiołowych, ale trzeba powiedzieć, że z nawiedzających Kubę kataklizmów, dzięki tym właśnie systemowym rozwiązaniom, wychodziła zawsze obronną ręką. Dlatego też, zanim pojawiły się pierwsze przypadki, zaczęto stopniowo wprowadzać zabezpieczenia na granicach, instytucjonalizować kwarantannę, tworzyć system izolowania potencjalnych zarażonych i tworzyć zaplecze łóżek szpitalnych i intensywnej terapii. Jeśli tego będzie za mało – do operacji zostaną włączone szpitale wojskowe. Kubańskie władze oceniają, że interferonu Alfa-2B wystarczy na trzy do sześciu miesięcy epidemii. Innych lekarstw – w szczególności tych, które potrzebne będą w terapii powikłań, także nie zabraknie. Jak określił to prezydent – Kuba czeka na rozwój wydarzeń bez złudnych przekonań, że będzie łatwo, ale i bez powodów, aby popadać w panikę.
Kubańczycy nie muszą obawiać się, że przedłużający się stan zagrożenia epidemiologicznego pozbawi ich środków do życia – ustawa z 2014 roku gwarantuje, że pracownicy nie mogący wykonywać pracy (czyli, na przykład, zmuszeni do pozostania w domach) przez pierwszy miesiąc otrzymują pełne wynagrodzenie, a w ciągu następnych – jego 60 procent. Dodajmy do tego, że na Kubie nie funkcjonuje system „śmieciówek”, a zatem bezpieczeństwo socjalne – nie mniej ważne od zdrowotnego – rozciąga się praktycznie na wszystkich. W związku z nadchodzącą epidemią prezydent ogłosił także rozszerzenie wsparcia dla bezrobotnych i odroczenie płatności podatków. Nawet pomimo tego, że zakaz wjazdu na Kubę dla cudzoziemców boleśnie dotknie turystykę, będącą dla wyspy źródłem znaczących dochodów.
Europa uwikłana w walkę z koronawirusem przeżywa okres głębokiego przewartościowania swoich poglądów co do słuszności modelu rozwojowego, który w latach prosperity oparła na doktrynie liberalnej wpisanej w swoje podstawowe akty prawne. W naprawdę poważnych sytuacjach kryzysowych okazuje się jednak, że zawodzi on i to zawodzi na wielu poziomach, a konsekwencje tego będziemy jeszcze odczuwać długo po opanowaniu epidemii. Zawodzą i rozwiązania na poziomie operacyjnym, odchodzą mity, jak choćby ten o domniemanej „europejskiej solidarności”, którego realność podsumowuje prof. Bruno Drwęski pisząc: „Włochy otrzymały pomoc od Chin, Kuby, Rosji i Wenezueli. A Unia Europejska? W tym roku umarła w Lombardii”.
Warto będzie się wtedy zastanowić, czy jest sens prowadzić popandemiczną rekonstrukcję, odtwarzając te same mechanizmy i rozwiązania, które nas zawiodły. Może więc warto przyjrzeć się, czy od Kuby czegoś nie możemy się przy tej okazji nauczyć.
Para-demokracja
Co się dzieje, gdy zasady demokracji stają się swoją własną karykaturą? Nic się nie dzieje…