Znaczna część ludzi na świecie, która miała szczęście odebrać wykształcenie, uznaje dorobek Karola Darwina i jego następców, akceptując istnienie zasad doboru naturalnego oraz ewolucji jako nauki.
Inny, żyjący w podobnym czasie uczony, imiennik Darwina, twórca równie fundamentalnej teorii, którego dzieło do dziś stosują i rozwijają najwybitniejsi przedstawiciele nauk społecznych na świecie, nie miał tyle szczęścia. Dzieło Karola Marksa, bo to jego mam na myśli, wypaczyła historia. A dziś, z tkaniny jego twórczości wypruwane są włókna nitka po nitce. Natomiast jego imię i dzieło, jak śmiercionośny, przerażający wirus zwalczane są nerwowo przez „elity” tego świata prymitywną socjotechniką, kłamstwem i stereotypem. Nie da się jednak usunąć jego podstawowych twierdzeń z dorobku nauk społecznych, bo nie spalono jeszcze wszystkich książek marksistowskiej nauki.
Spójrzmy na marksizm tak: nie da się zaprzeczyć, że w obiektywnym interesie całej ludzkości jest podnoszenie jakości życia na ziemi. Jedynym sposobem dla osiągania tego celu jest ludzka praca – każda społecznie użyteczna praca. Nie da się zaprzeczyć, że społeczności powinny wynagradzać poszczególnych ludzi za użyteczne społecznie efekty pracy – pracy umysłowej, fizycznej, organizatorskiej, naukowej, opiekuńczej czy artystycznej – każdej pracy potrzebnej ludziom i tworzącej dobre warunki do życia na ziemi. Nie da się zatem zaprzeczyć, że zyski pochodzące z samego faktu posiadania pieniędzy i spekulacji nimi, albo z samego faktu posiadania środków produkcji, nie należą do tej kategorii – nie powinny mieć miejsca, bo nie mają sensu. Nie da się zaprzeczyć, że w systemie kapitalistycznym w jakim żyjemy, bardzo słabo wynagradzana jest praca. Fortuny nigdy z pracy nie powstają, a prawie zawsze są wynikiem obrotu kapitałem, tzw. dobrej inwestycji: zawłaszczania bogactw natury, a przede wszystkim korzystania z pracy innych ludzi – wyzysku. Nie da się zaprzeczyć, że w tym świetle gigantyczne nierówności majątkowe nie mogą być uznane za sprawiedliwe. A przecież są one wynikiem samej istoty działania systemu kapitalistycznego – strukturalnie weń wpisane. Kapitalizm przecież nie jest możliwy bez kapitału.
Nie da się zatem zaprzeczyć temu, co zauważył i jasno opisał Karol Marks, że w kapitalizmie są zasadniczo dwie „klasy” ludzi. Klasa właścicieli kapitału i środków produkcji oraz klasa ludzi pracujących.
Nie da się także zaprzeczyć, że cokolwiek, co ma dla człowieka materialną wartość, jeśli nie pochodzi wprost z natury, to pochodzi z pracy. Kapitał natomiast, jeśli nie jest wprost monetaryzowanym dobrem naturalnym (np. gruntem, kopaliną, lasem itp.), to powstaje wyłącznie jako nadwyżka wartości dobra wytworzonego z pracy. Coś zostaje wytworzone i sprzedane drożej niż koszt pracy poniesionej na wytworzenie tego. Ta nadwyżka w kapitalizmie zostaje przejęta przez właściciela kapitału (a nie pracownika) wyłącznie z tytułu własności kapitału, jakim zadysponował i jest znacznie większa niż ewentualna wartość jego pracy przy organizacji przedsiębiorstwa czy przedsięwzięcia. Tu uwaga – moja a nie Marksa – że jeśli ktoś organizuje pracę ludzi i czerpie dochody proporcjonalne do swojego wkładu pracy, to nawet jeśli jest tzw. przedsiębiorcą niekoniecznie określałabym go kapitalistą w rozumieniu tego tekstu.
Zatem nie da się zaprzeczyć, że interes klasy kapitalistów i pracowników jest wzajemnie sprzeczny. Nie da się też zaprzeczyć, że klasa pracowników jest na świecie znacznie liczniejsza niż klasa posiadaczy kapitału, a system kapitalistyczny działa przede wszystkim w interesie tych drugich.
Nie da się też zaprzeczyć, że znacznie sprawiedliwszym systemem byłby system, który zamiast działać na rzecz nielicznych (coraz bogatszych i coraz mniej licznych) działałby na rzecz większości społeczeństwa – ludzi pracy. Tylko wtedy pieniądz (kapitał) byłby wyłącznie narzędziem miary wartości pracy, włożonej w wytworzenie określonych dóbr i zużytych zasobów naturalnych (w tym kosztów naprawy szkód wywołanych zużyciem czystej wody, zanieczyszczeniem powietrza i gazów cieplarnianych), a nie przedmiotem zwykłej, motywowanej nienależnym zyskiem, spekulacji.
Pisząc o klasie ludzi pracy zaliczam do nich także tych, którzy z jakichś powodów pracować nie są w stanie. Humanizm to też jedna z wartości propagowanych przez Karola Marksa. Nie da się zaprzeczyć, że oni też powinni być beneficjentami naszej wspólnej pracy.
Warto w tym miejscu zadać sobie pytanie czy w kapitalizmie rzeczywiście działa demokracja. Bo przecież gdyby działała, to rządziłaby większość – ludzie zależni od większości i działający wyłącznie w jej interesie. Czy tak jest? Czy tak było w tzw. „krajach demokracji ludowej”? Nie da się zaprzeczyć, że nie. Moim zdaniem demokracji jeszcze nie było… ale kiedyś będzie. Nie da się bowiem zaprzeczyć, że jeśli kapitalizm nie zdąży zniszczyć ostatecznie warunków do życia na Ziemi, to faktyczna demokracja stanie się faktem. Nie ma bowiem innego wyjścia: życie na Ziemi albo kapitalizm.
Nie da się zaprzeczyć, że o tym wszystkim mówi właśnie marksizm. I nie przerażaj się, jeśli przyszło ci do głowy, że też jesteś marksistą. Kiedy odkrywasz, że przez wiele lat starano się zrobić ci wodę z mózgu, a jednak im się nie udało, przeżywasz szok, a szok to normalny proces.
Na koniec winna jestem jeszcze wyjaśnienie, dlaczego tu we wstępie pojawił się Darwin. Otóż dlatego, że nie da się zaprzeczyć intelektualnemu związkowi między biologią i teorią doboru naturalnego a społeczno-ekonomiczną nauką Karola Marksa. Bo przecież to my, ludzie i system społeczno-gospodarczy, jaki stworzyliśmy i nadal utrzymujemy, niszczy życie na Ziemi, powoduje wymieranie gatunków, a nawet zagraża życiu człowieka. Kapitalizm – w przeciwieństwie do systemu sterowanego rozumnie przez ludzi – działa ślepo w interesie (co oczywiste) właścicieli kapitału. Słaba demokracja neoliberalnych państw stara się okiełznać procesy globalnej dominacji tzw. „wolnego rynku”. Nie da się jednak zaprzeczyć, że te działania są mało skuteczne i stają się skuteczne coraz mniej. Trwają wojny, napędzane interesem sprzedawców broni, rywali w walce o zasoby albo kapłanów w brutalnej wojnie o rząd dusz i wiążącą się z tym „kasę”. Większość ludzkości żyje w nędzy. A ziemia wysycha i płonie.
Nie da się więc zaprzeczyć, że dopóki nie zdołamy wprowadzić skutecznie ludzkich (kierujących się rozumem, a nie zyskiem) demokratycznie stanowionych praw i zasad, które okiełznają degradację przyrody ziemi, dotąd degradacja planety i rozwarstwienie ekonomiczne i pauperyzacja naszego życia będą szły w parze.
A zatem do dzieła! Inny, lepszy Świat jest możliwy!
Para-demokracja
Co się dzieje, gdy zasady demokracji stają się swoją własną karykaturą? Nic się nie dzieje…
„Bo przecież gdyby działała, to rządziłaby większość – ludzie zależni od większości i działający wyłącznie w jej interesie.” – Jest to myślenie życzeniowe i podstawa wszelkich życzeniowych socjalistów („Biedni przegłosują bogatych”).
Fałszywość tego założenia, a więc to, że nie rządzą przedstawiciele większości złożonej z biednych proletariuszy nie jest sprzeczny z demokracją liberalną, ale z nią zgodny. Jest od dawna wyjaśniony na gruncie marksizmu zjawiskiem ulegania biednych ideologii klas panujących. Wynika również z tego, że chociaż proletariat jest klasą jako obiektywną kategorią, nie jest sam w sposób samorzutny zorganizowaną i w pełni świadomą swoich interesów zbiorowością. Taką świadomość i zorganizowanie może osiągnąć tylko poprzez walkę polityczną o władzą – w jednej wersji marksizmu (umiarkowanej, socjaldemokratycznej) głównie na gruncie demokracji burżuazyjnej, w wersji radykalnej, rewolucyjnej – na gruncie przewrotu politycznego, zaprowadzając dyktaturę proletariatu.
I dlatego jak najbardziej „da się zaprzeczyć, że o tym wszystkim mówi właśnie marksizm.”, mianowicie to, że marksizmie dąży po prostu do zaprowadzenia samej demokracji. Marksizm, jeśli nawet akceptuje burżuazyjną demokrację, to po to, aby partia proletariatu w niej zwyciężyła, a nie po to, by po prostu jakaś demokracja funkcjonowała, jak należy. Rzeczą, która jest w nim problematyczna nie jest demokracja jest brak jasnych metod wprowadzenia tego systemu, w praktyce zakładanie, że tę świadomość mas ludowych do zmiany (politycznej albo rewolucyjnej) da się zmienić dzięki pracy aktywistów partyjnych. W historii udało się stworzyć najbardziej zbliżone do socjalizmu rozwiązania innym, eklektycznym najczęściej autorytarnym ideologiom, które przewidziały współudział we władzy części klas panujących lub nierobotniczych oraz pozostawienie drobnej własności prywatnej, np. chłopskiej. Obecnie trudno w większości krajów kapitalistycznych odtworzyć układy polityczno-społeczne, które wprowadzały takie zmiany. Natomiast na gruncie demokracji parlamentarnej nie udało się dotąd żadnej sile politycznej stworzyć postulowany system, a tylko jego wybrane rozwiązania w niektórych państwach.
Jeśli natomiast chodzi o prywatną uwagę autorki tekstu, że jeśli ktoś organizuje pracę ludzi i czerpie z niej dochody proporcjonalnie do wkładu własnej pracy, to nie musi się go określać jako kapitalistę, jest zupełnie niezgodna z marksizmem, bo właśnie taka osoba zgodnie z nim, jest wtedy kapitalistą. Przykładem takiej osoby może być właściciel, który sam siebie zatrudnił jako dyrektor własnego przedsiębiorstwa. Może on właśnie czerpać zyski proporcjonalnie do wkładu własnej pracy, ponieważ jego czas pracy może być równoległy, a więc i proporcjonalny do pracy własnych pracowników. Jeśli czerpie zyski z ich pracy ponad płacę niezbędną do zarządzania ich pracą, to jego proporcjonalny czas pracy nie ma tutaj żadnego znaczenia, jest wyzyskiwaczem i kapitalistą.
Można postulować dyktaturę proletariatu, jako jedyną realną drogę naprawy/zmiany systemu pod warunkiem, że proletariat zrozumie, że jest proletariatem. W Polsce np. Janusz prowadzący „jednoosobową działalność gospodarczą” poprzez sprzedaż pracy kapitaliście sam uważa się za biznesmena, bo sobie odlicza VAT i dostaje/wystawia faktury. Oto świat orwellowski w najczystszej postaci. Gdyby XIX-wieczny robotnik miał prawo wystawiać faktury XIX-wiecznemu fabrykantowi, nigdy nie doszłoby do strajków i rewolucji :) Oto genialny i tani sposób zniewolenia mas poprzez implementację fałszywej świadomości. Ale skoro ludziom się to podoba…?