Nasz wczorajszy materiał o manifestacji w Berlinie zwanej skrótowo „antymaseczkową”, wywołał krytykę naszych Czytelników, zarówno tych, którzy solidaryzują się z manifestantami, jak i tych, którzy uważają ich za „szurię” (wariatów). Sporne kwestie były w zasadzie dwie: dotyczyły liczby manifestantów, oraz oceny, czy była ona „ekumeniczna”, czy też stała pod znakiem skrajnej prawicy.
Co do liczby, bodaj jedyni w Polsce podaliśmy wczoraj, że manifestowało „kilkadziesiąt tysięcy” ludzi. Media tzw. głównego nurtu, TVN, Polsat, czy inne, jeśli już podawały informację o berlińskiej demonstracji, powtarzały to, co powtarzały na ogół media w Europie: że przyszło 18 tys. osób. Była to tzw. pierwsza liczba policyjna, i wyszło tak, ponieważ media na ogół automatycznie powtarzają za policją, jako głosem władzy. Dziś w Berlinie padła druga liczba policyjna (38 tys.), czyli na manifestacji było 50-60 tys. ludzi, bo w Niemczech policja podaje najwyżej dwie trzecie, jeśli manifestacja jest antyrządowa.
Jak pisaliśmy, część manifestantów pozostała na ulicach, mimo jej „rozwiązania” przez policję już na początku, ze względu na brak nakazanego dystansu między ludźmi. Ten domyślny brak był zresztą pretekstem do zakazania manifestacji przez lewicowe władze miasta, co zostało w piątek obalone przez sąd. Manifestacja była bez wątpienia politycznie „ekumeniczna”, choć skrajnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec (AfD) próbowała się pod nią jakoś podpisać, w poszukiwaniu ludowego poparcia. W wielkim tłumie była niemal niewidoczna, więc jej aktywiści w kilkusetosobowej grupie postanowili się wyróżnić i spróbować „zaatakować” Reichstag (parlament).
Dziś ten incydent był eksploatowany przez znaczną część klasy politycznej i mediów. Sam prezydent Steinmeier mówił o „ataku na serce demokracji” dokonanym przez skrajną prawicę. Minister sprawiedliwości Christina Lambrecht wezwała do obrony przed „neonazistami i wrogami demokracji”. Media zaraz przypomniały o spiskowym podpaleniu Reichstagu przed hitlerowców, co stworzyło wrażenie, że cała sobotnia manifestacja antymaseczkowa była wręcz nazistowska, co jednak nie jest prawdą.
Prawdą jest, że wśród kilkuset „atakujących” Reichstag główną grupę stanowili najwyraźniej ludzie z prawicy. Było tam z dziesięć flag imperialnych Niemiec sprzed I wojny światowej, identyfikowane z AfD, i potem jeden spóźniony manifestant z hitlerowskim symbolem „Bóg z nami”. Ale nawet ten „atak”, który zatrzymał się na schodach, nie był jednolity politycznie. Były zwykłe flagi kilku krajów, lewicy LGBT, napisy „Pokój” i symbole anarchistów. Tym niemniej, jest czym się martwić.
Politycy, również lewicowi, doskonale wiedzą, że niechęć do maseczek, która symbolizuje irytację obostrzeniami covidowymi, przenika do wszystkich ugrupowań politycznych i jest zresztą całkiem silna na lewicy. Np. w Paryżu, Londynie, czy Zurychu, gdzie odbyły się wczoraj podobne (sporo mniejsze) manifestacje, media traktują antymaseczkowców raczej zwyczajową litanią „adeptów teorii spiskowych”, „antyszczepionkowców” itp., czyli jako „wariatów”, jednak nie hitlerowców.
Szczególna sytuacja w Niemczech, gdzie AfD próbuje przejąć ludzi, którzy „chcą widzieć uśmiechy dzieci”, wcześniej, czy później musi sprowokować pytanie, czy polityka innych partii, które całkiem odcinają się od swych zróżnicowanych pod względem maseczkowym dołów, jest dobra. Czy oddanie pola skrajnej prawicy jest dobre. Może to służyć stygmatyzacji, czy kompromitacji zirytowanych restrykcjami ludzi, lecz czy ta strategia nie przyczyni się do czegoś odwrotnego? Prawdę mówiąc wątpliwości na ten temat pojawiają się już tu i tam, ale w tym chaosie epidemicznym, gdzie sami naukowcy i epidemiolodzy są podzieleni w ocenach i diagnozach, trudno o jakieś decyzje.
Układ domknięty: Tusk – Trzaskowski
Wybór pomiędzy Panem na Chobielinie a Bonżurem jest wyborem czysto estetycznym. I nic w ty…
Ludzie totalnie głupieją… jakich dowodów trzeba, by uznać że istnieje zagrożenie? gnijących stert trupów na ulicach?
Jadzia Zarecka
#empatia #szacunek
Ostatnio prawie codziennie rozmawiam z kimś ze znajomych chorych na COVID-19. Spośród ludzi w domach część przechodzi go w miarę łagodnie, część czuje się jak w grypie, część czuje się jakby umierali. Ci w szpitalu często nie mają siły na rozmowę, ale do momentu, kiedy nie lądują pod respiratorem w śpiączce farmakologicznej, raczej są w stanie odpisać, czy pogadać przez telefon. Kilku znajomych zmarło. Przed nami druga fala. Jako lekarz rodzinny, miałam sporo obowiązków od początku pandemii, najpierw przeplatane licznymi teleporadami wizyty osobiste w niepełnym zabezpieczeniu z duszą na ramieniu (POZty nie otrzymały dotąd „kombinezonów”, musimy nadal radzić sobie sami), od czasu do czasu wizyty domowe, czy stwierdzanie zgonu, potem doszły szczepienia i bilanse. Cały czas staram się być dostępna dla swoich Pacjentów na watsappie, czy pod telefonem. Zdaję sobie sprawę z przeładowanych SORów i licznych komplikacji pandemicznych w szpitalach, staram się więc ogarniać co się da ambulatoryjnie. Tak samo pracują koledzy i koleżanki lekarze, pielęgniarki, ratownicy, rejestratorki itd w innych POZ. Niektórzy mają tak dużą populację Pacjentów pod opieką, że nie mają czasu na załatwienie potrzeb fizjologicznych, pracują po godzinach, itd. Dziwnie człowiek się czuje, gdy na fb natrafia na wyśmiewające pandemię posty, albo kłamstwa na temat ochrony zdrowia, dziwnie też się czyta krytykę teleporad, bo jakby nie było, dzęki tej nowej formie można pomóc znacznie większej liczbie osób w ciągu dnia. Ale nie o tym dzisiaj. Chcę dziś powiedzieć kilka słów o empatii. Osoby chorujące na covida, lub po przechorowaniu, z którymi rozmawiam, przepełnione są strachem. Ale nie przed śmiercią, nie przed powikłaniami, a… strachem przed ludźmi. Przed znajomymi. Którzy kpią z tej choroby, podważają sens dystansu społecznego, naśmiewają się z ludzi w maskach, wykrzykują o „koronaściemie” i „koronahisterii”. Moi drodzy. Zadbajmy razem o spokój i odrobinę szacunku wobec tych Naszych znajomych, którzy znaleźli się w tarapatach, którzy stracili bliskich, albo ciężko przechodzą wirusa, albo tych, którzy przechodzą go łagodnie, ale mieszkają z osobą z grupy ryzyka. Albo tych, którzy z powodu już nie wydolnego systemu (co dopiero będzie w drugiej fali?) siedzą od 5 tygodni na kwarantannie, stracili możliwość zarobkowania, i nie mają za co żyć. Stygmatyzacja z powodu choroby zakaźnej w XXI wieku? Lęk przed hejtem z powodu „przyznania się” do przejścia COVIDa? To nie powinno mieć miejsca… Media społecznościowe przepełnione są jadem, a w tym samym czasie osoby chore na covida, czy już ozdrowieńcy milczą, ukrywają się i proszą, by nikomu o tym nie mówić… Drodzy Znajomi na kwarantannie, życzę wam negatywnych wyników i szybkiego otwarcia drzwi. Drodzy Znajomi chorzy w domach i w szpitalu, jesteście w moim sercu i modlę się o szybki powrót do zdrowia Wasz i Waszych bliskich. Wszystkim nam natomiast życzę dużo zdrowia, miłości i pokoju. Proszę, wejdźmy w drugą falę spokojnie, troszcząc się o siebie nawzajem. Bądźmy wrażliwi i czuli. To nie jest aż takie trudne, a nawet jest przyjemne ?. Zdrówka!
Ludzie są niezadowoleni z sytuacji. Chcą wyrazić swój sprzeciw. I dlatego demonstracje są coraz liczniejsze i gwaltowniejsze. A że różne siły chcą ten gniew, to niezadowolenie en bloc stanem demokracji, to odrzucanie coraz powszechniejsze rządzących elit, tę złość na pogarszającą się jakość życia – przejąć, to inna sprawa. Zapowiada się gorąca jesień w Europie Zach. Bo.m.in. „żółte kamizelki” zapowiadają powrót na ulicę Francji.
I powód demonstrowania jest drugorzędną sprawą. Ludzie mają dość takiej demokracji i takich rządów (grubych ryb ze sfer finansjery, mega-kapitalu, banksterow i skorumpowanych polityków, którzy gdy wszystkim wmawia się oszczędności i zaciskanie pasa, wielokrotnie powiększają swe majątki).