Jeszcze wczoraj zarzekał się, że utworzy koło poselskie, ale wystarczyła jedna rozmowa z prezesem i stał się potulny jak baranek. Rebelia Lecha Kołakowskiego, która mogła odebrać PiSowi władzę, została wygaszona po tygodniu.
Kołakowski spotkał się dziś z Jarosławem Kaczyńskim i szefem klubu parlamentarnego PiS Ryszardem Terleckim. Posłowi, który w ostatnim tygodniu starał się ze wszelkich sił zaprezentować jako główny obrońca interesów biznesu mięsnego i futrzarskiego, towarzyszył inny lobbysta prezes organizacji przedsiębiorców Agrounia, Michał Kołodziejczak.
Kołakowskiemu, który przez tydzień przekonywał, że powstanie koła poselskiego złożonego z uciekinierów z PiS jest kwestią czasu, nie wystarczyło odwagi, by powiedzieć prezesowi w twarz: „odchodzę”. Co dokładnie zaoferował mu prezes, albo czym nastraszył – tego na razie nie wiadomo. Widoczny jest natomiast skutek – Kołakowski już nie mówi o secesji, a powtarza formułki brzmiące jak słowa partyjnych speców od PR.
– Nasze działania muszą być roztropne, rozważne, nie mogą szkodzić naszej ojczyźnie. Natomiast te słowa, które wczoraj wybrzmiały, nie ulotniły się w powietrze – przekonywał niedawny buntownik.
O tym jakiego formatu człowiekiem jest Lech Kołakowski świadczą następujące słowa: – Fakt rozmowy z prezesem Jarosławem Kaczyńskim jest w tej chwili bardzo istotny. Była to pierwsza rozmowa, odbędą się kolejne – zapowiedział, dodając jeszcze, że na spotkanie z przywódcą PIS czekał ponad pół roku.
Kołakowski nie wykluczył powrotu do partii.
– Sytuacja związana z moim członkostwem jest sytuacją otwartą, będzie ta decyzja podjęta po kolejnej rozmowie – przekazał. Dopytywany, czy podtrzymuje wolę tworzenia koła sejmowego, powiedział, że bez względu na sytuację, będzie miał na uwadze „polską rację stanu”. Podkreślał, że „dobre reformy PiS muszą być kontynuowane”. – Opowiadam się za konstytucyjną kadencją parlamentu do roku 2023 – mówił.
– Bez względu jak się los ułoży, dzisiaj najważniejsza jest sprawa naszej ojczyzny i odpowiedzialnych działań – powiedział Kołakowski.
Kilka tygodni temu grupa posłów PiS zagłosowała w Sejmie przeciwko „piątce dla zwierząt”. Ustawa przeszła w pierwszym czytaniu wyłącznie dzięki głosom opozycji. Kaczyński zareagował zawieszeniem 15 członków partii. W gronie buntowników znaleźli się m.in. ówczesny szef resortu rolnictwa i rozwoju wsi Jan Krzysztof Ardanowski, były minister środowiska Henryk Kowalczyk czy właśnie Lech Kołakowski. Ponadto zawieszeni zostali: Katarzyna Czochara, Zbigniew Dolata, Teresa Glenc, Agnieszka Górska, Teresa Hałas, Jerzy Małecki, Krzysztof Szulowski, Piotr Uściński, Marek Wesoły, Bartłomiej Wróblewski, Sławomir Zawiślak oraz Kazimierz Moskal.
Ustawa o ochronie praw zwierząt zakładała zakaz hodowli zwierząt na futra i wykorzystywanie zwierząt w celach rozrywkowych, ograniczenie uboju rytualnego tylko do potrzeb krajowych związków wyznaniowych oraz zakaz trzymania psów na krótkich łańcuchach. Krytycy ustawy akcentowali niedemokratyczny tryb jej procedowania oraz szkody gospodarcze w postaci utraty konkurencyjności i miejsc pracy.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…