Arabia Saudyjska ogłosiła, że pod swoją egidą sformowała nową antyterrorystyczną koalicję złożona z 34 państw. Centrum dowodzenia będzie w Rijadzie.
– Mamy obowiązek ochrony narodu islamskiego przed złem wyrządzanym przez wszystkie ugrupowania i organizacje terrorystyczne – ogłosił saudyjski książę Muhammad ibn Salman. Po raz kolejny udowadniając, że hipokryzja jego kraju nie zna granic.
Ultrakonserwatywna, wahabicka monarchia nie cofa się przed niczym, byle umacniać swoją pozycję w regionie. Sponsorowanie fanatyków mordujących chrześcijan, szyitów, jezydów i Kurdów? Współfinansowanie skrajnych partii opozycyjnych i zamachów stanu? Niszczenie całych miast, zabijanie cywilów setkami? Wszystko już było. Można by jeszcze dołożyć odmawianie minimalnych praw kobietom, tortury i mordy sądowe – to już na własnym podwórku. Za wiedzą i zgodą przyjaciół z USA.
Ostatnie dzieci Arabii Saudyjskiej to Państwo Islamskie i zrujnowany Jemen. Ponieważ zarówno niszczenie południowego sąsiada, jak i popieranie ISIS stało się już tajemnicą poliszynela, monarchia podjęła kolejną próbę zamydlania oczu opinii publicznej. Niczym przestępca, który uciekając z miejsca napadu woła: łapaj złodzieja! Ar-Rijad ogłosił powstanie koalicji antyterrorystycznej 34 krajów muzułmańskich, które będą walczyły z terroryzmem. Muhammad ibn Salman zapewnił, że walcząca ze „śmiercią i zepsuciem” koalicja nie ulęknie się nie tylko ISIS, ale także wszelkich innych terrorystów od Libii po Afganistan. W końcu obok zaprawionych w bojach z terrorystami krajów jak Arabia Saudyjska, Katar czy Turcja są też takie militarne potęgi jak Malezja, Benin, Sudan i Togo.
W rzeczywistości, żeby skutecznie walczyć z terroryzmem, Saudowie nie potrzebują szukać wsparcia tak daleko. Wystarczyłoby zaprzestać finansowania ISIS i wysyłania mu broni. Gdyby król Salman pogadał jeszcze z prezydentem zaprzyjaźnionej Turcji Recepem Tayyipem Erdoganem i przekonał go do kupowania ropy naftowej gdzie indziej, niż u ISIS, w sprawie powstrzymywania fanatyków zostałby naprawdę zrobiony krok naprzód.
Niestety, te proste rozwiązania to nadal tylko marzenia. Niemal równocześnie z utworzeniem „koalicji antyterrorystycznej”, w dniach 8-10 grudnia, Saudowie gościli w Ar-Rijadzie konferencję syryjskich organizacji opozycyjnych. Tych samych, które w poprzednim miesiącu wydały zupełnie oficjalne oświadczenie, iż nie mają nic wspólnego z demokracją ani z syryjskimi dysydentami zza granicy. Jeśli nie współpracują z ISIS na szerszą skalę (bo lokalne sojusze już się zdarzają), dzieję się tak wyłącznie z powodu sporów personalnych oraz niezgody co do kierunków ekspansji „kalifatu”.
[crp]Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…