W słupskiej filharmonii „Sinfonia Baltica” swoją kampanię wyborczą zainaugurował Robert Biedroń. Kandydat Lewicy przedstawił się jako jedyny uczestnik wyścigu o najwyższy urząd w państwie, któremu bliskie są wartości postępowe. „Dziś każe nam się wybierać między różnymi rodzajami konserwatyzmu. A Polsce potrzeba innej ścieżki. Ścieżki która biegnie przed siebie. Stoimy przed wyborem. Albo cywilizacja pogardy albo cywilizacja troski” – mówił podczas konwencji.
– Stoję przed wami w roli kandydata na prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, bo wierzę, że nadzieja jest większa od obaw, że nasze marzenia są silniejsze niż lęki. Nasz świat może być sprawiedliwy i wiem, że na tej drodze nie jestem sam – przekonywał. – Polska znów powinna wybrać przyszłość, skupić się na tym co przed nami. Taki powinien być wybór Polski. Prezydent powinien przede wszystkim wiedzieć co nas łączy. To chęć życia we wspólnocie, a nie w strachu przed innymi – mówił Robert Biedroń podczas dzisiejszej konwencji.
Biedroń przypomniał, że pochodzi z podkarpackiego Krosna, w przeszłości pracował m.in. jako kelner i ochroniarz, doświadczając wielu trudności polskiej rzeczywistości. Zaznaczył, że nie ma za sobą politycznej czy profesorskiej rodziny “z tradycjami”. – Ale wierzę, że nie to jest warunkiem. Wierzę, że prezydentura może być dostępna dla ludzi takich jak my. Bo w końcu większość z nas nie ma rodziców profesorów, ani polityków – przekonywał na konwencji Biedroń.
Sztab Biedronia zadecydował, że inauguracja kampanii odbędzie się w Słupsku. Zdaniem kandydata pomorskie miasto, którego był prezydentem w latach 2014-18 jest przykładem odrodzenia małego ośrodka.
– Wielu z Was zastanawia się dlaczego spotykamy się w Słupsku, a nie w stolicy. Odpowiedź jest prosta: Słupska to miasto mojego życia, to tutaj odnalazłem wspólnotę, tu poznałem wspaniałych, uśmiechniętych ludzi. Wiele mnie nauczyliście. Przegadaliśmy ze sobą wiele godzin. Uczyłem się dialogu i pozytywnego podejścia do życia i do ludzi – tłumaczył Biedroń.
– Oddłużyliśmy miasto, stworzyliśmy nowe miejsca pracy, oddaliśmy do użytku nowe mieszkania komunalne, budowaliśmy nowe parki i teatry. Mamy tu najczystsze powietrze, nie tylko polityczne. Jeśli zrobiliśmy to w Słupsku, jesteśmy w stanie zrobić to w całej Polsce – mówił kandydat Lewicy.
Oprócz nacisku na rozwój małych i średnich ośrodków (badania zlecone przez jego sztab pokazują, że właśnie tam ma największe rezerwy elektoratu), Biedroń sporo mówił o odbudowie pozycji Polski na arenie międzynarodowej. Jego zdaniem sytuacja, w której jedynym sojusznikiem naszego kraju jest Victor Orban świadczy o słabości obecnego prezydenta.
Lider Wiosny mówiąc o propozycjach socjalnych nie wymienił niczego, co by wykraczało poza postulaty Lewicy z ostatniej kampanii wyborczej. Wskazał na konieczność inwestycji państwa w budowę tanich mieszkań na wynajem, zwiększeniu nakładów na ochronę zdrowia, lekach za 5 zł i 1600 emerytury minimalnej.
– Możemy mieć Polskę, w której urodzenie nie decyduje o życiowym sukcesie, w której rodzice są pewni bezpiecznej przyszłości swoich dzieci, Polskę, w której możemy oddychać świeżym powietrzem, w której funkcjonuje sprawna opieka zdrowotna, w której mieszkanie jest takim samym prawem, jak prawo głosu w wyborach, w której zarabiamy godnie, a na starość otrzymujemy godne emerytury – podkreślił.
Kandydat Lewicy wytknął obecnemu prezydentowi brak reakcji podczas ważnych walk pracowniczych, m.in. podczas strajku nauczycieli w 2019 roku. – Nie powinien jeździć na nartach czy odpoczywać sobie nad morzem. Miejsce prezydenta jest tam, gdzie trzeba bronić naszych praw i interesów – zaznaczył. – Prezydent musi mieć swój kręgosłup, a nie kierować się poleceniami partii, z której wyszedł – dodał.
Biedroń zapewnił, że jako prezydent będzie strażnikiem konstytucji, a co za tym idzie – nie pozwoli na naginanie standardów praworządności oraz niszczenie autonomii wymiaru sprawiedliwości.
– Musimy pamiętać o czymś, co jest fundamentalne, że sądy zostały stworzone dla nas, dla zwykłego człowieka. Człowiek ma prawo do swojej opinii o sądach. Kiedy społeczeństwo mówi, że prawo do sądów nie działa, to naszym obowiązkiem jest, nie tak jak PiS, usprawnić działanie sądów. Stojąc w ich obronie, musimy pamiętać, że zbyt często za dzisiejszej władzy sądy służą politykom i księżom, a nie zwykłym obywatelom. Trzeba odpolitycznić sądy – przekonywał Robert Biedroń.
Na konwencji przemawiali też Adrian Zandberg i Włodzimierz Czarzasty.
– Kilka dni temu w Sejmie usłyszałem takie zdanie „Wy Lewica jesteście jak z Żeromskiego, wy chcecie budować szklane domy”. To chyba miała być złośliwość, ale to jest prawa. To są nasze korzenie i Lewica nie boi się powiedzieć, że chcemy lepszej Polski, że chcemy Polski nowoczesnej i przyjaznej dla zwykłych ludzi, że chcemy Polski bez nienawiści, Polski, w której jest miejsce dla wszystkich, i żeby Polacy mogli żyć i pracować jak inni Europejczycy – mówił lider Razem.
– Jedno można powiedzieć o naszych konkurentach. Oni nie zbudują ani szklanych domów, ani żadnych innych to już wiemy. Kiedy słucham pokrzykiwań pana prezydenta Dudy to myślę sobie, że najchętniej budowałby więzienia. A pani Kidawa-Błońska, jest jak wiadomo bardzo sympatyczna, ale najlepiej czuje się w swoim dworku i chyba w ogóle z niego nie chce się ruszyć (…). A Polska potrzebuje zmiany – zaznaczył Zandberg.
– Lewica powinna zwrócić się do Wałbrzycha, do Przasnysza, do Siedlec, do Żyrardowa. Tam mieszkają ludzie, którzy potrzebują rozwoju. Którzy chcą żyć jak w dużych miastach. Chcę, by Robert Biedroń był prezydentem nas wszystkich – mówił Czarzasty.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Jest to nadspodziewanie dobre przemówienie. Może dlatego, że nie spodziewałem się niczego rewolucyjnego po Biedroniu (tak jak i po Polsce się nie spodziewam), więc jego zwrot w stronę pewnych klasycznych idei i rozwiązań socjaldemokratycznych daje pewne szanse na wygraną. Bez wątpienia byłaby to prezydentura o wiele lepsza od Kidawy. I może najlepsza od czasów Jaruzelskiego.
Niepokoją akcenty antyrosyjskie (być może rytualne), zniechęca brak wyraźnego odcięcia się od awanturnictwa USA i NATO, brak wskazania kierunków współpracy gospodarczej.
Mówiąc metaforycznie: zamiast spotykać się (onegdaj) z prof. Balcerowiczem, powinien spotkać się np. z prof. Pomykałą. Nie dla konkretnych rozwiązań, ale dla inspirującej wizji przyszłości.
No i koniec już na samym początku… Lepszym kandydatem byłby już nawet Adrian Zandberg, choć obiektywnie nie byłby najlepszym kandydatem. O naprawdę dobrych kandydatach, typu Piotr Ikonowicz, to już nawet nie wspomnę.
Ale foteczki, tagi i lans na mediach społecznościowych z pewnością będą. Tylko czy o to chodzi?