Bliski Wschód to okupacja Palestyny przez Izrael i zbrodnie wojennych sił okupacyjnych na ludności cywilnej. To wojna domowa w Syrii, niepokoje w Libanie, Iraku, wielostronny konflikt wokół Kurdów i ich aspiracji. Napięcie – stałe i wielowiekowe podyktowane różnicami religijno-doktrynalnymi – między Iranem a Arabia Saudyjską. To też co chwila powracający temat irańskiego programu nuklearnego. Wszyscy jednak wolą milczeń na temat potencjału nuklearnego posiadanego przez Izrael – niezgodnie z układem o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej. Nieoficjalnie usłyszeć można o ok. 100 głowicach atomowych pozostających w rękach Tel Awiwu. Nikt jednak z tamtejszych urzędników i polityków nie potwierdzi ani nie zaprzeczy.

Ostatnio wśród naukowców, ludzi kultury, osobistości świata polityki (zwłaszcza działaczy optujący za eliminacją broni jądrowej i profesjonalistów z Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej) brzmi apel o nuklearne rozbrojenie Izraela i stworzenia na Bliskim Wschodzie strefy wolnej od tego typu oręża. Jest to związane z ostatnim atakiem na zakład wzbogacania materiałów jądrowych Natanz w Iranie. Wymierzono go bardzo precyzyjnie, w podziemne wirówki będące stale pod kontrolą Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej. Atak mógł zabić tysiące ludzi, zaszkodzić kolejnym, a do tego spowodować nieodwracalnie zanieczyszczenie środowiska. Głównym promotorem w sieci tego apelu jest Mehrnaz Shahabi, Brytyjka irańskiego pochodzenia, działaczka na rzecz pokoju, niezależna badaczka i dziennikarka.

Izrael – znowu – nie potwierdził ani nie zaprzeczył, ale media, powołując się na wysokich rangą amerykańskich i izraelskich urzędników, przypominają zaangażowanie tego państwa w liczne tego typu działania w przeszłości. Należy przypomnieć jedynie akcje realizowane w różny sposób i wg różnych schematów z 1981, 2007, 2010 czy 2020. Celem były rozmaite obiekty irańskie uznane przez Tel Awiw za zagrożenia dla bezpieczeństwa Izraela, w tym elektrownie atomowe. Po działaniach z lipca 2020 r., które w wykonaniu jakiegokolwiek innego kraju (może poza USA) byłyby natychmiast potępione jako zamachy terrorystyczne, szef Mosadu Yossi Cohen w wywiadzie dla The New York Timesa przyznał, że to Izrael stoi za tą akcją.

Te akty agresji, z potencjalnie katastrofalnymi konsekwencjami dla ludzi i środowiska, stanowią drastyczne naruszenie prawa międzynarodowego oraz Karty Narodów Zjednoczonych. Pominięto je jednak absolutnym milczeniem. Izrael jest jedynym krajem posiadającym broń jądrową permanentnie odmawiającym przystąpienia do układu o jej nierozprzestrzenianiu (NPT). Nie podpisał ani nie ratyfikował dwóch ważnych konwencji międzynarodowych o zakazie posiadania broni biologicznej oraz broni chemicznej.

Kryzys wokół irańskiego programu nuklearnego, który ma być skierowany przeciwko Izraelowi, rozpoczął się ponad dekadę temu. Opisał to znany amerykański historyk i dziennikarz śledczy Gareth Porter w książce Manufacture Crisis: The Untold Story of the Iran Nuclear Scare (2014). Pokazał w jaki sposób to, co jest przedstawiane jako dowód ambicji Iranu w zakresie broni jądrowej (np. rzekomy przemycony laptop i komora testowa Parchina) zostało wymyślone w Izraelu i Stanach Zjednoczonych celem sfabrykowania tego kryzysu. Iran w pełni współpracuje z MAEA i państwami Zachodu, aby zdjąć z siebie odium nuklearnego terrorysty i rozwiać obawy społeczności międzynarodowej dot. swego narodowego programu energii jądrowej. Jednak wszystkie próby w dziedzinie transparentności i budowy zaufania są udaremniane przez Stany Zjednoczone będące pod presją Izraela i lobbujacych za nim gremiów w USA. Wszystkie raporty MAEA w przedmiocie porozumienia nuklearnego oraz jego przestrzegania (od 2016 r.) świadczą o respektowaniu umowy przez Teheran.
W obliczu pojawiających się informacji w sprawie ewentualnego powrotu USA do stołu rozmów z Iranem pod egidą MAEA i sukcesywnego znoszenia sankcji nałożonych w czasie prezydentury Trumpa, 28 kwietnia wspomniany już Yossi Cohen stwierdził, że ten krok Amerykanów spowoduje uderzenie Izraela we wszystkie irańskie elektrownie atomowe pociskami dalekiego zasięgu.

Jeśli zapowiedzi terroru państwowego – bo jak to inaczej nazwać – są zbywane milczeniem, to przestaje dziwić przyzwolenie Zachodu dla całej polityki Izraela. Apartheidu, wyburzania domów, budowy osiedli na ziemi palestyńskich właścicieli, aresztowań i skazywania dzieci, blokady Strefy Gazy, bombardowań bloków mieszkalnych w oblężonej Gazie.

Powaga tej sytuacji zmusiła sygnatariuszy wspomnianego apelu – jak piszą we wstępie – do intensywnego działania. Ich zdaniem jedyną, możliwą drogą do uniknięcia katastrofy nuklearnej i totalnej wojny w regionie jest osiągnięcie trwałego pokoju. Ich zdaniem pierwszym krokiem byłoby rozbrojenie Izraela z broni atomowej i poddanie jego obiektów jądrowych takiej samej kontroli, jakiej podlega od lat Iran. Byłoby to zgodne z koncepcją, którą wiele lat temu poparła nawet Rada Bezpieczeństwa ONZ.

Łatwo jednak się domyślić, z czym interesem koncepcja zgodna nie jest i kto uniemożliwia jej wdrożenie. I tutaj zainteresowani są nawet skłonni wyrażać się wprost, bez stosowania strategii „nie potwierdzam – nie zaprzeczam”. Do pokoju na Bliskim Wschodzie daleko.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…