Wczoraj w Rosji rozpoczęły się szeroko zakrojone manewry, sprawdzające gotowość bojową naszego sąsiada. A ponieważ odbywają się m.in. na Krymie i przy granicy z Ukrainą, to prezydencki minister Szczerski i minister Macierewicz już poczuli się w obowiązku zakomunikować, że „strona polska wraz z dowództwem wojskowym zachowuje czujność” i w razie potrzeby „będzie reagować”. Ale nie to jest w tym wszystkim najważniejsze – Polacy już tak mają, że kiedy zbliża się 1 września, wyjątkowo lubują się w straszeniu swoich obywateli wojną. Chodzi o to, że znów zaczyna się dyskusja o powszechnym dostępie do broni.
I znów standardowe męczenie buły: Rosja się zbroi; terroryzm w Europie kwitnie; Polacy nie czują się bezpiecznie; w takich na przykład Czechach to każdy może mieć gnata; posiadanie broni w celu ochrony miru domowego powinno się wprowadzić ustawą już po wydarzeniach na Majdanie; broń powinna być nagrodą za zasługi w obronie terytorialnej. I tak w koło Macieju. W to kukizowcom i korwinistom graj.
W Polsce dostęp do broni reguluje nowela z 2011. I zakłada ona, że broń można legalnie posiadać po spełnieniu kilku warunków – jak z prawem jazdy. Uzyskasz patent strzelecki i licencję, przejdziesz badania, zapiszesz się do klubu, kupisz szafę pancerną – i masz. Po co nam liberalizacja? Będziemy bezpieczniejsi, jeśli co drugi albo co trzeci przechodzień mijający nas na ulicy odsłoni giwerę przyczepioną do paska albo wyciągnie ją z bagażnika? Często pojawia się argument o tym, jakoby możliwość zakupienia sobie kałacha służącego do samoobrony była odpowiedzią na nierówne szanse z bandytą, wymachującym najczęściej pistoletem nielegalnym, zdobytym gdzieś pokątnie – na zasadzie „receptą na złego człowieka z bronią jest dobry człowiek z bronią”. To myślenie naiwne, po pierwsze usiłujące zwalczać dżumę cholerą, po drugie bardzo przeceniające polskie poczucie odpowiedzialności.
Wypowiedzi księdza Międlara o brzytwach dla zdrajców, posła Pięty o tym, że homoseksualistów należy „honorowo i uczciwie” rozstrzelać, prof. Michalkiewicza o tym, że należy zastrzelić 70 tys. antypolskich łajdaków – naprawdę nie pomagają potencjalnym zwolennikom powszechnego dostępu do broni palnej. To, że w Czechach czy Szwajcarii z bronią umieją się obchodzić w cywilizowany sposób, naprawdę niczego nie dowodzi. Polacy są agresywni na drodze, w komunikacji miejskiej, w Sejmie, wobec zwierząt, wobec dzieci i współmałżonków – i jak widać nie mają problemu z tym, by otwarcie grozić komuś śmiercią w mediach. Nie chciałabym, aby ci wszyscy przytoczeni powyżej (a to przecież tylko kropla w morzu) dostali możliwość pójścia do sklepu i wybrania broni ot tak, jeżeli jedynym pytaniem, na które mieliby odpowiedzieć to „faktura czy paragon?”.
AI – lęk czy nadzieja?
W jednym z programów „Rozmowy Strajku” na kanale strajk.eu na YouTube, w minionym tygodniu…
Jeżeli zajdzie potrzeba skonstruuje się kuszę z resoru samochodowego, zmontuje zakład rusznikarski w garażu (do przeróbki gazowych na ostre) albo najzwyczajniej skorumpuje jednostkę wojskową.
Damy radę i jestem pewien że statystyczny Adam kilka razy się zastanowi przed pociągnięciem za spust.
teraz żałuję olanie zasadniczej służby, przynajmniej bym umiał strzelać
I coś co sądzą prawdziwi komuniści na ten temat:
http://www.icl-fi.org/polski/platforma/ps17/druga.html
Zwłaszcza jedno z ostatnich zdań:
„Posiadana broń nie jest żadnym magicznym talizmanem, lecz nieuzbrojona ludność stoi w obliczu bezlitosnej rzezi z rąk zdziczałej klasy panującej, która zbroi swoje państwo po zęby”
„Uzyskasz patent strzelecki i licencję, przejdziesz badania, zapiszesz się do klubu, kupisz szafę pancerną – i masz” – BZDURA.Jest jeszcze albo A) Policyjna uznaniowość i złośliwość B) Przymusowe uczestnictwo w zawodach czy składki na ten „klub” C) Minimalna liczba strzelnic i zakazy odnośnie przewożenia i użytkowania.
I oczywiście za cholerę nie rozumie pani ile kosztuje sama broń i jej konserwacja,nie wspominając o amunicji,certyfikowanej szafie (metalowa z kłódką czy sejf za kilka stów niestety nie przejdzie) itd. Koszt kilkunastu – kilkudziesięciu tysięcy złotych. A najśmieszniejsze jest to,że zabijać się ludzie i tak będą,tylko czym innym.
No ale tu chodzi o to,by państwo mogło nas wygodnie wymordować jak komuś u koryta odbije.
Bo w Polsce nie tylko obrót bronią i amunicją jest ograniczany.O środki ochrony osobistej też ciężko.
Śmieszne będzie to pospolite ruszenie Antka M. w kamizelkach bez wkładów (o ile będą kamizelki) i z wiatrówkami do 17J (tak samo groźnymi jak dobra proca).Albo straszne jeśli zetknie się z wrogą armią – tak straszne jak to trup.
Wieki i Wspaniały Brat ma w tej dziedzinie swobodę. I bandziorstwo Wielkiego Brata ma pełną swobodę. Więc szybko dołączajmy do bandziorstwa Wielkiego brata. Oczywiście w ramach właziduipstwa.
Uzbrojenie społeczeństwa jest pewną zaporą przed terroryzmem państwowym. Warto w tym celu ryzykować ofiary szaleńców.
Pani Weroniko. Bardzo daleki jestem od zachwytu nad militaryzacją społeczeństwa (sam raczej jestem pacyfistą), ale tak się składa, że w Polsce uzyskanie legalnej broni jest bardzo trudne (w praktyce niemal niemożliwe). Nasze prawo – na tle wielu krajów – jest wprost paranoiczne.
Porównanie do prowadzenia samochodu jest zupełnie chybione – właściciel samochodu nie musi kupować garażu pancernego i zapisywać się autoklubu.
Liberalizacja byłaby potrzebna i to właśnie liberalizacja przeprowadzona przez „w miarę normalne” partie. Bo jeśli za ta liberalizację wezmą się Kukizowcy albo Korwiniści to może się skończyć faktycznie masową militaryzacją.
Argument, ze Polacy są agresywni i trzeba ich trzymać z dala od broni bo się pozabijają brzmi dla mnie równie sensownie jak odwieczny argument prawicy, że maryśki trzeba zakazywać bo ludzie się nią zajarają na śmierć.