Na wyspach zamieszanie – najnowsza analiza opublikowana na podstawie dwóch sondaży w ostatnim czasie pokazała, że w połowie okręgów wyborczych, które wcześniej opowiedziały się za Brexitem, wyborcy zmienili zdanie. Ma to związek z działalnością polityków Partii Pracy, ale również odsunięciem z urzędu Borisa Johnsona, jednej z twarzy Brexitu.

Analiza wykonana przez firmę Focaldata na zlecenie „Observera” uwzględnia dwa sondaże wykonane na grupach po 15 tys. osób we wszystkich okręgach wyborczych. Ankiety przeprowadzono przed i po 6 lipca – wówczas premier Theresę May przedstawiła obywatelom warunki wyjścia ze wspólnoty.

Okazuje się, że dwa lata temu wyborcy 403 na 632 okręgów opowiedzieli się za Brexitem. Dziś ta liczba zmalała o połowę. Exodusu chcą już tylko w 288 okręgach, pozostać w UE woleliby zaś w 341.
W Anglii zmieniło się nastawienie wyborów w 97 okręgach, a Walii w 14, w Szkocji – 1.
Ogółem – dochodzą do wniosku twórcy sondażu – gdyby referendum „rozwodowe” przeprowadzono dziś, 53 procent opowiedziałoby się za opcją „remain”.

Co ciekawe w okręgu Uxbridge and South Ruislip ponad połowa Brytyjczyków chce dziś pozostania w UE (wcześniej 43,6). To drastyczny skok. Dlaczego to zamienne? Jest to okręg wyborczy, z którego do parlamentu dostał się były szef MSZ Boris Johnson.

Wokół polityka zebrały się w ostatnim czasie ciemne chmury. Jego felieton w „Daily Telegraph”, w którym odnosił się do zakazu zasłaniania twarzy publicznie i przyrównał „muzułmanki noszące burki do skrzynek pocztowych” wywołał u konserwatystów falę oburzenia. Od jego słów oficjalnie odcięła się May, żądając, aby Johnson przeprosił.

Natychmiast uaktywnili się jego zwolennicy. Poseł Adrew Bridgen ze skrzydła zwolenników „twardego Brexitu” wprost zagroził „otwartą wojną” w partii, jeżeli postępowanie wewnętrzne, które wszczęto po kontrowersyjnym tekście, zakończy się karą dla byłego szefa dyplomacji. A stawka jest wysoka. Johnson może nawet zostać wykluczony z Partii Konserwatywnej, choć do tej pory to właśnie on był typowany na następcę May. Inny poseł, Jacob Rees-Mogg, twierdzi, że całą sprawę rozdmuchano, aby przykrócić polityczne wpływy Johnsona i nie pozwolić mu na objęcie przywództwa. Z kolei ojciec polityka, Stanley Johnson, stwierdził eufemistycznie, że jego syn „użył barwnego języka”, który za jego czasów „nazywano wolnością słowa”.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…