Co robić? To leninowskie pytanie odniesione do obecnego kryzysu na naszej wschodniej granicy nurtuje wielu ludzi, co widać po najróżniejszych remediach proponowanych z różnych stron. Gdyby istniał jakiś ranking tych pomysłów, do najoryginalniejszych, czy jak ktoś woli najbardziej „odjechanych”, należy sugestia Wiktora Orbana, premiera Węgier, bratanka naszego Jarosława Kaczyńskiego, który wyraźnie woli szklankę od szabli: ogłosił on mianowicie, że zamiast z wysiłkiem „bronić granicy”, jego kraj jest gotowy do stworzenia specjalnego „korytarza” dla migrantów, by mogli sobie pójść do „Austrii, Niemiec, czy Szwecji”, bo i tak mało który z nich chce zatrzymać się na Węgrzech.
To na razie tylko „groźba”, coś w rodzaju pomysłu-ostrzeżenia, gdyby Zachód upierał się przy krytyce węgierskiej polityki imigracyjnej. Teoretycznie takie wyjście zadowoliłoby prawie wszystkich, gdyby nasz bratanek Orban na to się zdecydował. Zadowoleni byliby migranci: przecież nikt z nich nie chce zostawać w Polsce, nie są wariatami. Zamiast dręczyć tych wędrowców, wystarczyłoby nie przeszkadzać tym, którzy mają zorganizowane środki transportu, a pomóc tym, którzy ich nie mają, by dostać się do wymarzonych Niemiec. Problem: Niemcy nie byliby zachwyceni, co poznać po tym, że chwalą kaczorowe zasieki i błogosławią polskie push-backi.
Kaczyński wie, że dzięki naszej roli niemieckiego „przedmurza” Unia nic nam nie zrobi, pieniędzy nie zabierze, choćby „niezależność wymiaru sprawiedliwości” spadła do Ziobry. Poza tym, cała zachodnioeuropejska prawica nie może się nachwalić polskiego „bohaterstwa” i „niezłomności” w zatrzymywaniu „inwazji”, co przysparza naszemu krajowi zawsze przydatnych punktów politycznych, chroniących nas przed groźbą nieprzekazywania Polsce unijnych pieniędzy. Innymi słowy, Kaczyński nie skorzysta raczej z sugestii Orbana.
Na drugim miejscu w rankingu należałoby umieścić polskie pomysły, by „uruchomić” NATO. W wyobraźni tych polityków i publicystów wojna już jest, a jeśli jej nie ma, to jednak przecież jest, tylko „hybrydowa”, czyli niewyraźna. Napastnikami w niej są Białoruś i Rosja, które strzelają w nas setkami migrantów z Iraku, uzbrojonych w szpadel, dwie pary nożyc do cięcia drutu i trochę siekier. Zniszczyli tym już parę metrów drutu, który przecież musimy ciągnąć Niemcom, no i wycięli parę białoruskich drzew. Niestety, ta propozycja też odpada, gdyż mega-potęga NATO właśnie przegrała wojnę z tłumem niewykształconych (wręcz zacofanych, jak mówi prasa) facetów na motorowerach w Afganistanie. To doświadczenie każe najsilniejszemu sojuszowi na naszej planecie pozostać na z góry upatrzonych pozycjach. Jakby nie patrzeć, ten szpadel wygląda groźnie, więc na NATO nie ma co liczyć, poza wyrazami poparcia i poklepywaniem po plecach.
Ciekawa jest też propozycja rosyjska, numer trzy. Mówi ona, że powinniśmy przyjąć przynajmniej tylu uchodźców, ilu naszych uzbrojonych obywateli pojechało do Iraku bez wiz, by „zrobić laskę” Amerykanom, jak mawiał jeden z naszych mózgów politycznych. Polacy, przypomnijmy, nie pojechali tam ciąć iracki drut (drzew tam właściwie nie ma), tylko zabijać miejscowych, żeby ich przekonać do amerykańskiej demokracji. Pewien minister z NATO-lewicy przekonywał co prawda, że Amerykanie dadzą nam za tę laskę irackie pola naftowe, ale widocznie była ona nie całkiem udana, dopiero uczyliśmy się. Rosyjski pomysł nie zostanie zrealizowany, nawet gdybyśmy tego chcieli w ramach jakiejś pokuty, bo – patrz wyżej – Irakijczycy nie chcą się u nas zatrzymywać.
Na jednym z wielu granicznych wideo widziałem co prawda grupę migrantów, którzy chórem skandowali swoją nazwę naszego pięknego kraju „Bulanda, Bulanda!” w kierunku białoruskich żołnierzy, ale nie chodziło im o wyrażenie pragnień osiedlenia się, tylko informację o swojej drodze i prośbę o odpowiednie skierowanie. Gdy dotarli przed zwarty szereg naszych wojaków, krzyczeli (już po angielsku) „Niemcy, Niemcy!”, by zasygnalizować, że co do Polski, nie mają żadnych zamiarów, oprócz jak najszybszego przez nią przemknięcia, gdyż, jak się rzekło, nie są wariatami.
To wszystko sprawia, że odpowiedź na leninowskie pytanie pozostaje hybrydowa, niestety.
AI – lęk czy nadzieja?
W jednym z programów „Rozmowy Strajku” na kanale strajk.eu na YouTube, w minionym tygodniu…