Protest w Warszawa pl. de Gaulle'a

Działania policji podczas demonstracji kobiet 18 listopada wywołały burzę. Czy eskalacja przemocy, wymierzonej nawet w chronionych immunitetem parlamentarzystów, doprowadzi do wygaśnięcia demonstracji, czy może jeszcze bardziej oburzy protestujące kobiety? Dla Portalu Strajk sytuację komentują były policjant oraz aktywistka feministyczna, prywatnie jego partnerka.

– W każdej policji świata są formacje specjalnie przystosowane do działań siłowych, swoistego bicia w mordę, ale litości! One mają radzić sobie ze szczególnie niebezpiecznymi przestępcami – mówi Adam Rapicki. – Widać wyraźnie, że władza idzie coraz dalej, że skala protestów ich przeraża. Nie wiem, kogo przeciw nam wypuszczą następnym razem? To ważne pytanie, bo wiem jedno: nie będziemy milczeć, nie będziemy grzeczne i nie będziemy posłuszne – komentuje Sylwia Krakowska.

Trzeba jasno sobie powiedzieć, że sytuacja jest dramatyczna, grożąca eskalacją działań nawet na nieobliczalną skalę, z możliwością narastania agresji (obustronnej zresztą).

Szereg działań ze strony władzy państwowej w ostatnim okresie wywołało protesty na ogromną skalę: bunt części rolników wybuchł na tle “piątki dla zwierząt”, fatalna decyzja złamania tzw. “kompromisu aborcyjnego” wywołała autentyczny, spontaniczny bunt kobiet a także – co niezmiernie ważne – młodzieży. Autentyczna groźba wstrzymania dotacji unijnych na tle żądań Unii Europejskiej odnośnie do naruszeń praworządności, realna możliwość weta budżetowego ze strony Polski i Węgier, jednoznacznie postrzeganych jako “chore” kraje Europy. Pandemia, wzrost liczby zachorowań, zgonów, niewydolność służby zdrowia, a także dramatów, dotykających całe społeczeństwo. Wreszcie obserwowane załamanie się do tej pory gładko działającego swoistego sojuszu tronu z ołtarzem wobec ujawnionych i ujawnianych patologii hierarchii kościelnej. To wszystko stanowi tło ostatnich wydarzeń w Warszawie (i nie tylko tam), bez którego nie można właściwie ocenić wagi tego, co się stało.

Oceniamy wspólnie, że nastąpiło autentyczne i samoistne zerwanie jakichkolwiek form dialogu społecznego, szukania porozumienia i zrozumienia. Na placu boju pozostała siła i pokusy do jej używania.

Adam Rapicki, prawnik – kryminalistyk, emerytowany starszy oficer policji kryminalnej, ćwierć wieku w wydziale zabójstw.

Eskalacja przemocy, którą zauważam jest tym groźniejsza, że jest programowana i prowokowana.

Jej pierwszym widocznym przejawem była blokada Sejmu. Otoczenie budynków sejmowych kilometrami barierek i zasieków, dziesiątki furgonetek policyjnych i setki policjantów “broniących” dostępu do parlamentu, bądź co bądź świątyni demokracji, przed społeczeństwem, wkurzonym wcześniejszymi zdarzeniami, stało się prowokacją ze strony władzy, swoistym wypowiedzeniem wojny.
Na to nałożyły się policyjne blokady ulic na spodziewanych trasach przemarszu protestujących.

W tej ekstremalnie trudnej sytuacji zasady działań policyjnych były, delikatnie rzecz ujmując, nieprofesjonalne.

Absolutnie sprzeczne z zasadami działań jest stosowanie “kotłów” – całkowite odcinanie zgromadzenia. Prawidłowe działania policyjne muszą przewidywać drogę ucieczki – rozładowania się nastrojów, często wówczas występującej, paniki tłumu. Odcięcie dróg ewakuacji samoistnie powoduje wzrost agresji, na dodatek niekontrolowanej i grożącej wybuchem na nieobliczalną skalę. Kiedy do tego dodamy używanie środków przymusu – gazów i pałek, a także legitymowanie i zatrzymania osób, często dość dynamiczne – recepta na wybuch jest gotowa.

Sprzeczne z zasadami prawidłowej akcji policyjnej jest wprowadzenie policyjnych sił specjalnych, działających po cywilnemu i używających bardzo niebezpiecznego środka przymusu – pałek teleskopowych. Działania tej grupy – anonimowej, czyli bez ujawnienia, że to policjanci – wywołały w tłumie wniosek, że to jakaś “naziolska” bojówka.

Poza tym, użycie tych sił (już wiadomo że była to formacja BOA) – jest skandalicznie nieprofesjonalne. W każdej policji świata są formacje specjalnie przystosowane do działań siłowych, swoistego bicia w mordę, ale litości!, w stosunku do szczególnie niebezpiecznych przestępców, którzy nie mają nic do stracenia. Ujawnienie publiczne takich policjantów praktycznie kończy ich możliwość służby w takiej formacji. Ludzie zwyczajnie tracą niezbędną anonimowość. Stanowi to niebezpieczeństwo dla ich życia.

Uwagę zwraca całkowity brak profesjonalizmu sił zwartych policji. Oni są nieprzygotowani do działań, przede wszystkim psychicznie. Policjant przez duże P nie ma prawa do ujawniania emocji, musi być całkowicie profesjonalny i panujący nad nerwami. Tymczasem widzieliśmy obrazki wymachującego bez ładu i składu “batonem” osobnika, który sprawiał wrażenie, jakby najadł się “srogich piguł”. Przypomina mi się szkolenie strzeleckie przez instruktora FBI, który głosił: “życie cię może zmusić, żebyś wyciągnął spluwę i kogoś rozwalił, ale nie wolno ci go nie lubić”. Czyli działanie w ramach obowiązującego prawa, bez jakichkolwiek emocji.

A policjantów, głównie prewencyjnych mamy, jakich mamy. Braki kadrowe, skrócenie szkolenia zarówno czasowe, jak i zawodowe, daje jako efekt końcowy amatora niepotrafiącego profesjonalnie działać, spokojnie, bez nerwów, bez spontanicznej agresji, na zimno. Prawidłowy proces szkolenia policjanta prewencyjnego obejmujący i szkołę policyjną, i praktykę pod kierunkiem starszych kolegów trwa ok. 5 lat. Ilu gliniarzy na ulicach polskich miast posiada te profesjonalne cechy?

Oglądając obrazki telewizyjne czy internetowe z działań policyjnych, zwróciłem uwagę na wyposażenie policjantów. Mieli broń. Pistolety w otwartych kaburach. To jakiś absolutny dramat. Policjanci działający w formacjach zwartych nie mają prawa do posiadania przy sobie broni. Niewiele przecież trzeba, by w gwałtownym starciu dać sobie wyrwać z kabury, czy z ręki pistolet. Jakby do tego doszło – następuje tragedia na nieobliczalną skalę. Według badań Akademii FBI w Quantico – uczelni wiodącej na świecie w policyjnych mądrościach – ok. 60 proc. policjantów amerykańskich poległych na służbie – ginie z własnej broni utraconej w jakiejś szamotaninie. A trzeba pamiętać, że kowboje są znakomicie wyszkoleni. Prawidłowo działający pododdział zwarty policji zabezpieczany jest z tyłu przez snajperów, zaś interweniujący policjanci są bez broni.

Kolejny przykład braku profesjonalizmu – sygnał do działań. Działanie rozpraszające policji powinny następować w dokładnie określonym momencie. Tym momentem jest sytuacja, gdy następuje spontaniczna, automatyczna agresja tłumu. Gdy policja działa za wcześnie – automatycznie prowokuje starcie. Gdy działa za późno, jest na przegranej pozycji. To policyjny elementarz – liczy się rozwaga i profesjonalizm, chłodna analiza.

Tłum, demonstracja, wymaga stałego obserwowania. Psychologia tłumu ma swoje prawidłowości i symptomy. W demonstracjach, z jakimi obecnie mamy do czynienia te wnioski są wyraźne. Demonstracja polityczna o charakterze protestacyjnym jest – według Linebergera – tłumem aktywnym, pobudzonym emocjonalnie. Gdy pojawia się działanie, to wedle definicji: “wszyscy działają tak samo, jednolicie”. To akurat łatwo obserwować, wyłapać ten impuls ujawniający agresję. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego – to zwyczajne, policyjne rzemiosło, to po prostu trzeba umieć. Tego nie zauważyłem.

Sylwia Krakowska, pedagożka i politolożka, pracownik naukowy, feministka marksistowska, prywatnie żona Adama Rapickiego

Od kilku tygodni wychodzę na ulicę. Albo wyjeżdżam ubranym w strajkowe oznaczenia samochodem. Razem z moimi siostrami w feminizmie stawiam tamę chorym pomysłom pewnego obłąkańca z Żoliborza, który rękoma podległych mu ludzi – rozmontowuje całkiem przyzwoity do niedawna kraj, a nam – kobietom – postanowił, dosłownie, zrobić z dupy jesień średniowiecza. Nie ma na to naszej zgody i do skutku będziemy jednym głosem krzyczeć: “wypierdalać”. Dawno przestałyśmy się przejmować nabożnym oburzeniom, że “przecież nie wypada”, że “takie słowa u kobiety”, że ach i och. Skończył się czas spokojnego dialogu; zresztą – kto i kiedy z nami o tej NASZEJ sprawie rozmawiał? Że kompromis z 1993 roku? Wolne żarty. To nie był i nie jest żaden kompromis, nikt z nami niczego nie omawiał. To był zwyczajny sojusz kleru z władzą, kiedy po transformacji ustrojowej katolicka hydra zaczęła coraz wyżej łeb podnosić.

Niemniej – póki ten kompromiT (tu nie ma literówki) obowiązywał – “jakoś to było”. “Jakoś” oznacza dosłownie – około 1000 aborcji rocznie, legalnych, oficjalnych, z ustawy. O pozostałych setkach tysięcy (tak, tak – drżyjcie, zygotarianie) oficjalnie nikt nie mówił. Co oczywiście nie oznacza, że rzeczywistość była różowa. Nie, nie była – znajdowało się dzieci ukiszone w beczce, dzieci porzucone w stawie, dzieci zakatowane. Bo nie do każdej kobiety docierała wiedza o możliwości aborcji farmakologicznej, w warunkach domowych, nie każdą było (i jest) stać na wyjazd po aborcję za granicę itd. Zresztą, nie można nie wspomnieć, że i dostęp do tej aborcji z ustawy wcale taki łatwy nie był; często lekarze, ze strachu – przeciągali wyniki badań, odmawiali wykonania aborcji na mocy “klauzuli sumienia” (to kuriozum na osobny artykuł) czy w inny sposób komplikowali kobietom życie. Ale, jak już rzekłam – jakoś to było.

A tym razem już nie będzie. Nieobliczalny człowiek postanowił naruszyć to, nienaruszalne od prawie 30 lat “porozumienie”. Zatem wyszłyśmy na ulicę i już z niej nie zejdziemy. Chociaż protestować coraz trudniej – co pokazała środowa demonstracja siły w wykonaniu policji. Trochę mi tu klawiatura protestuje przed użyciem słowa “policja” w odniesieniu do panów w dresach, a będących funkcjonariuszami z BOA (ciekawam tego “mózgu”, który taki oddział wypuścił w tłum – pozbawiając ich dzięki temu jednej z najważniejszych cech – anonimowości) – ponieważ ich zachowanie, widoczne na niejednym filmiku krążącym po sieci – zdecydowanie nie wygląda na zachowanie policjantów (nawet interweniujących), bezsprzecznie natomiast przywołuje skojarzenie z hasającą bez ładu i składu małpą z brzytwą, czy też wyruszającym z jaskini na poranne łowy troglodytą.

A, że ponoć demonstranci byli agresywni i stwarzali zagrożenie? Litości, doprawdy. Demonstrujący nie byli uzbrojeni w kamienie czy noże, jak na przykład uczestnicy dorocznego “rodzinnego święta niepodległości”, które w tym roku ma całkiem poważny bilans strat, również w szeregach policji. Chyba, że za broń uznamy patyczaki z hasłami wypisanymi na tekturach. Widać wyraźnie, że władza idzie coraz dalej, że skala protestów ich przeraża. Nie wiem, kogo przeciw nam wypuszczą następnym razem? To ważne pytanie, bo wiem jedno: nie będziemy milczeć, nie będziemy grzeczne i nie będziemy posłuszne. Walczymy o swoje fundamentalne prawa. Do skutku.

A więc pojawia się straszne w swej istocie pytanie, o którym myślę ze zgrozą i przerażeniem – po której stronie pewnego razu przeleje się ta ostatnia kropla? Czyje będą zwłoki? Moje, mojej siostry czy policjanta?

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Argentyny neoliberalna droga przez mękę

 „Viva la libertad carajo!” (Niech żyje wolność, ch…ju!). Pod tak niezwykłym hasłem ultral…