Portal Strajk rozmawia z Mikołajem Golachowskim, biologiem, ekologiem i podróżnikiem, doktorem nauk przyrodniczych, inicjatorem jednej z akcji ratowania dzików w Polsce.
W poprzednich latach, kiedy PiS dokonywał zamachu na sądownictwo, ludzie na ulicach rozmawiali ze sobą o konstytucji. Teraz, obwieszczając odstrzał dzików, rząd wywołał prawdziwą dzikomanię.
To zjawisko przypomina mi głośną sprawę sprzed ponad dziesięciu lat. Rząd PiS chciał zbudować obwodnice Augustowa, tak aby przebiegała przez Dolinę Rospudy, a więc teren chroniony. Nagłośnienie medialne było wówczas tak duże, że niewielu było obywateli, którzy by nie zajęli w tej sprawie stanowiska: czy jestem po stronie obrońców przyrody, czy po tej przeciwnej. Na takie pytanie odpowiadaliśmy sobie w głowach, nawet jeśli nie włączaliśmy się w działania. Podobnie było też przy okazji sprawy Puszczy Białowieskiej, a także teraz – kiedy zagrożone są dziki.
Czy dzik jest dziki?
To jest bardzo inteligentne zwierzę. Towarzyskie, stadne, społeczne. Dziki są generalistami, co oznacza, że potrafią eksploatować różne nisze. Są wszystkożerne, potrafią sobie poradzić w prawie każdym środowisku, Chociaż przede wszystkim jest to zwierzę leśne. Dobrze się rozmnażają. Dzik jest jednym z tych gatunków, które przetrwają, nawet kiedy wiele innych zdoła człowiek wykończyć. Doświadczenia pokazują, że dzięki swojej inteligencji i możliwościach rozmnażania, mimo wielu projektów, które miały na celu wyeliminowanie jego populacji, żaden nie okazał się skuteczny.
Chyba coraz bardziej cenią sobie życie w miastach. Kilka razy miałem okazję je spotkać przy stacji warszawskiego metra na Młocinach.
Spacerują sobie również na Ursynowie. Coraz częściej pojawiają się również w pobliżu centrum Warszawy. Widziałem je ostatnio nawet w okolicach metra Wilanowska. Za tamtejszymi blokami znajdują się zarośla, ogródki działkowe. I tam wśród bagienek radzą sobie całkiem nieźle. To są mądre zwierzęta o wysokich zdolnościach adaptacyjnych. Nie mają wielkich wymagań. Nie boją się człowieka nadmiernie. Potrafią się przyzwyczaić do obecności ludzi. Właśnie dzięki plastyczności behawioralnej, a także dzięki temu, że są wszystkożerne, potrafią się przystosować do prawie każdych warunków.
Co pomyślałeś, kiedy usłyszałeś po raz pierwszy, że rząd minister środowiska zamierza wykończyć wszystkie dziki w tym kraju?
Ten pomysł jest bardzo zły. Ale nie tylko w takim sensie, że wadliwy. To jest zło w pierwotnym znaczeniu. Ja miałem szczerze mówiąc problem z przyjęciem go do wiadomości. W głowie mi się nie mieści, że ktoś może wpaść na taki koncept. Niezależnie od powodów, to jest coś ohydnego, namacalne, lepkie, pulsujące zło, jak w kiepskich filmach sf. Wiedziałem, że oni poważnie chcą to zrobić, ale tak naprawdę to nawet teraz to do mnie nie dotarło.
Nie masz wrażenia, że to się wpisuje w logikę pisowskiego podejścia do przyrody? Kiedy część drzew w Puszczy Białowieskiej została dotknięta kornikiem drukarzem, minister Szyszko powiedział: wyrąbać. Teraz, kiedy jest problem z ASF, rząd zamierza wybić wszystkie dziki.
To nie jest niestety problem tylko PiSu, choć najbardziej jaskrawo się w tym przypadku objawia. Jest to taka bandycka skłonność do eliminowania wszystkiego, co stanie na drodze. Ten rząd walczy o dobrą opinię wśród hodowców, nie chce też wkurzać rolników, którym zdążył się znacznie narazić. Teraz znaleźli sobie „dzika ofiarnego”, choć doskonale zdają sobie sprawę, że odstrzał nic nie da, to jest działanie pokazowe. Pamiętam słowa jednego z moich profesorów ze studiów, który powiedział, że najgorsza jest arogancja ignorancji. To, co robi PiS to jest dokładnie to – arogancja ignorancji. A partia ta ma jeszcze do tego swoją ideologiczną podbudówkę wynikającą z wypaczonego rozumienia biblijnego hasła „czyńcie ziemię sobie poddaną”. Ich zdaniem żadne inne zwierzęta nie są czującymi, myślącymi istotami, tylko pozbawionymi praw przedmiotami służącymi naszym celom. To strasznie prymitywne podejście.
Przedstawiciele rządu mówią, że dzięki odstrzałowi uda się ocalić trzodę chlewną, która nie zarazi się od dzików. Bo dziki, według ich słów, w przeciwieństwie do świń są w stanie przetrwać ASF, a nosicielami będą nadal. Może więc ministerstwo środowiska troszczy się o interesy polskich hodowców.
Bzdura kompletna. Po pierwsze, tylko nieliczne osobniki dzików wydają się być w pewnym stopniu odporne na ASF. To jest bardzo ostra choroba, zjadliwa, o szybkim przebiegu. Trzeba wiedzieć, że dziki nie pojawiają się w ogóle tam, gdzie hoduje się świnie. Niedawny raport NIK pokazuje, że źródłem zarażenia wcale nie są dziki. One są jedynie rezerwuarem choroby – w tym sensie, że choroba między nimi istnieje. To nie one jednak zarażają trzodę chlewną. Głównym czynnikiem i winowajcami zarażeń są ludzie, którzy nie przestrzegają elementarnych zasad bioasekuracji, są niechlujni. Łatwiej jest jednak zwalić winę na dziki i wydać na nie wyrok. Głosy naukowców są jednoznaczne – to nic nie da.
Dlaczego?
Po pierwsze, będzie to technicznie niemożliwe, bo i tak się wszystkich dzików nie wyeliminuje. Po drugie – nawet jeśli jakimś cudem to by się udało, to i tak nie powstrzyma to rozprzestrzeniania się choroby, po trzecie – pomijając już kwestie etyczne, to straty całego środowiska będą opłakane. Dzików jest dużo i mają swoją ważną rolę w ekosystemie. Wybicie czy przetrzebienie gatunku doprowadzi do całej kaskady ekologicznych niebezpiecznych zjawisk.
Jesteś jedną z tych osób, które sprawiły, że połowa moich znajomych na Facebooku zamieniła się w dziki. Wiem, że byłeś wczoraj na proteście pod Sejmem. Pewnie będą kolejne. Dlaczego Twoim zdaniem warto chodzić na takie wydarzenia i wspierać dziki?
Zawsze warto przeciwstawiać się złu. Po prostu. Dziki nikomu nic nie zawiniły. To nie jest ich wina, że choroba się rozprzestrzenia. Ten pomysł jest zły przede wszystkim pod kątem moralnym, ale również pod kątem ekologiczny, taktycznym i technicznym.
Jeśli chodzi o akcje na fejsie, reakcja tych tysięcy ludzi to jest coś bardzo fajnego. To jednak nie był tylko mój pomysł. Zobaczyłem na profilu Adama Wajraka zdjęcie dzika, pod którym ktoś zapytał czy można je sobie ustawić na profilówkę. Dopisałem, że to świetny pomysł i że wszyscy powinniśmy. Najpierw sam ustawiłem sobie tą fotografię na awatar, potem zamieściłem posta namawiając do tego samego znajomych, a potem założyłem wydarzenie. Popularność akcji bardzo mnie zaskoczyła. To niesamowite.
No to może nastąpi jakiś trwały skutek społeczny tego dziczej eksplozji?
Za czasów Rospudy wszyscy chodziliśmy z przypiętymi zielonymi wstążeczkami. To jest forma zaraźliwej solidarności, coś co może motywować do pogłębionego poznania problemu, uwrażliwienia. Od zmiany profilówek nie zmieni się rzeczywistość sytuacji. Bo takie zachowania mogą skutkować przede wszystkim samozadowoleniem. To niewiele daje. Liczę jednak, że dzięki tej akcji ludzie, którzy musieli się postawić po stronie dzików będą przychodzić na protesty pod Sejmem w tej sprawie, będą bardziej zmotywowani. Tam to jest już bardziej realne działanie. Kiedy pokażemy, że jest nas sporo, to może przynieść efekt, bo my też będziemy głosować, nie tylko hodowcy. Niech politycy to zobaczą.
A po przekroczeniu tej bariery bierności. Jakie są kolejne kroki dla dziczych aktywistów?
Bardziej praktyczną formą oporu jest spacerowanie po lesie i fizyczne przeszkadzanie w polowaniach. Mam znajomych, którzy są w to zaangażowani, bardzo ich podziwiam. Sam nie wiem czy bym się na to odważył, zwłaszcza, że mam małą córkę. Mam pojęcie o osobowości typowego polskiego myśliwego, nie mam do nich żadnego zaufania. To są ludzie nieodpowiedzialni.Co chwila słyszymy o wypadkach na polowaniach. Często niedowidzą i potem ktoś zastrzeli rowerzystkę, ktoś inny kolegę czy żonę. Nie ma nad nimi żadnej kontroli. To jest banda psychopatów z bronią palną.
No ale przecież jest etos myśliwski…
To się sprowadza do tego, że najpierw zastrzelę sarenkę, a potem położę się na niej gałązkę, udając, że ją szanuję. Ja uważam, że jeśli szanujesz zwierzę, to go nie zabijaj.
Myśliwi mówią o swojej profesji jako równej walce człowiek ze zwierzęciem.
Równa walka to by była, gdybyś poszedł na tego dzika ze scyzorykiem. Nie z gołymi rękami, bo jednak on ma kły, a ty nie. To weź sobie scyzoryk i powodzenia, niech to będzie równa walka. Myśliwi mają jednak sztucery, które pozwalają im zastrzelić dzika z kilkuset metrów, czy nawet kilku kilometrów. To nie ma nic wspólnego z równowagą. Nie mam żadnego szacunku do takiego etosu. Widzę natomiast jakąś logikę w argumentach, które mówią, że zmieniliśmy przyrodę i musimy regulować liczebności. One przynajmniej są spójne, choć się z nimi nie zgadzam. Przede wszystkim jednak, nie należy dokarmiać zwierząt na nęciskach. Jak uważasz, że zwierząt jest za dużo, to je przestań dokarmiać, co robią myśliwi, aby potem mieć do czego strzelać. Myśliwi od zawsze twierdzą, że do roślinożerców muszą strzelać, bo oni niszczą las. A do drapieżników należy strzelać, bo zabijają roślinożerców. Sprowadza się to do tego, że są to ludzie, którzy przede wszystkim lubią zabijać. Ale nawet wśród myśliwych jest wielu oburzonych. Nawet im pomysł strzelania do ciężarnych loch, a do tego zachęcają premie ministerstwa, jawi się jako barbarzyński. I bardzo słusznie.
rozmawiał Piotr Nowak
Pamiętajcie o obozach
Czas na szczerość, co w dzisiejszej Polsce raczej szkodzi, niż pomaga. Przyjechał otóż do …
To nie jest ostatni wyczyn tej obłąkanej 30 letniej dyktatury.Ostatnim będzie sprowokowanie na polecenie Waszyngtonu konfliktu zbrojnego z naszym wschodnim sąsiadem
Wujek Adolf miał swych Żydów, a wsiowy Adolfik ma swe dziki.
Czemu pan biolog nie broni świnek? I nie broni rolników-hodowców? Ani zwykłych konsumentów?
Populacja dzika w PL wzrosła od lat 30 do dzisiaj około 20-krotnie. Mądrej głowie dość dwie słowie.
Może dlatego, że nikt nie zamierza wybić wszystkich swinek, rolników-hodowców ani zwykłych konsumentów.