Dziś pracownice przestają zarabiać, chociaż oczywiście pracują do końca roku.
W Polsce, ze względu na dominację prawicy w polityce i kulturze, najbardziej znaną z tego typu symbolicznych dat jest tzw. dzień wolności podatkowej. Jego wskazanie polega na wyliczeniu części dochodu przeznaczanej na podatki i rozłożeniu jej na miesiące zgodnie z wysokością wynagrodzenia. Prawicowi doktrynerzy starają się w ten sposób wykazać racje swojej antypodatkowej propagandy twierdząc, że np. przez pierwsze cztery miesiące „pracujemy na urzędników”. Jest to oczywiście bzdura, gdyż z podatków finansowane są choćby służba zdrowia i szkolnictwo, ale kłamstwa prawicy odłóżmy na bok. 4 listopada to dzień – stosując podobny mechanizm – w którym kobiety „przestają zarabiać” choć pracują do końca roku, tak jak mężczyźni. Jednak ich wynagrodzenia są niższe. To poważny systemowy problem.
Według Komisji Europejskiej kobiety w UE wciąż zarabiają średnio o 16 proc. mniej niż mężczyźni. „W porównaniu z zeszłym rokiem, kiedy kobiety zarabiały o 16,2 proc. mniej, sytuacja poprawiła się tylko nieznacznie” – czytamy w komunikacie KE.
Jak wynika z ostatnich dostępnych danych KE, różnica wynagrodzeń za tę samą pracę mężczyzn i kobiet jest najmniejsza w Rumunii (3,5 proc.), Luksemburgu i Włoszech (po 5= proc.), Belgii (6 proc.) i Polsce (7,2 proc.). Za Polską plasują się m.in. Słowenia (8 proc.), Chorwacja (11,6 proc.), Malta (12,2 proc.), Grecja (12,5 proc.) i Szwecja (12,6 proc.). Wielka Brytania z wynikiem 20,8 proc. zajmuje w tym rankingu 25. miejsce, kolejne pozycje – Niemcy (21 proc.) i Czechy (21,1), a stawkę zamyka Estonia (25,6 proc.).
OOO:
In the EU, women are paid 16% less than men on average. This means that, when compared to their male colleagues’ salaries, women work 2 months out of 12 for free.Equal Pay Day: https://t.co/emLNcVZ48uhttps://t.co/N3hQUGLkVp pic.twitter.com/eWwiQJQOua
— Anna Queralt (@aqueraltf) November 4, 2019
Equal pay day! pic.twitter.com/JblidUmHPR
— Ana Saric (@AsaricKc) November 4, 2019
Sytuację różnic płacowych i ekonomicznej dyskryminacji kobiet w Polsce komentuje prof. Małgorzata Fuszara – prawniczka i socjolożka na łamach Wysokich Obcasów. W rozmowie z Magdaleną Warchalą stwierdza: „…dla pracodawców bardziej liczy się prosta oszczędność tu i teraz. Problem jeszcze bardziej widoczny stanie się za kilka lat, gdy powiększą się, już olbrzymie, różnice w emeryturach kobiet i mężczyzn. Zajęci bieżącymi sprawami politycy o tym nie myślą. Także sami pracodawcy często nie wiedzą albo nie chcą wiedzieć o niesprawiedliwości, która dotyka ich pracownic, bo nie robią pod kątem równości płac żadnych analiz. Dlatego warto byłoby nałożyć na pracodawców obowiązek prowadzenia takich analiz, a w razie wykrycia dysproporcji – wprowadzania programów naprawczych. Analizy powinny jednak uwzględniać nie tylko wynagrodzenie zasadnicze, ale też premie i dodatki”.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Pracowałem w wielu firmach/instytucjach razem z kobietami i WSZĘDZIE kobiety zarabiały tyle samo, co mężczyźni – na tych samych stanowiskach. A zdarzało się, że nawet więcej, jeśli był dodatek za staż.
Wie o tym każdy, kto ma jakiekolwiek doświadczenie na rynku pracy. „Różnica” wynika tylko i wyłącznie z tego, że kobiety na ogół mniej chętnie garną się do lepiej opłacanych zawodów za wyjątkiem np. lekarza i prawnika.
Cytowanie dzieł Michnika zamiast dzieł Marksa, samo w sobie świadczy o mizerii lewicowych publicystów.