Hakerzy dostali się do korespondencji faworyta francuskich wyborów prezydenckich, Emmanuela Macrona. Żadne jednak francuskie medium najpewniej nie skomentuje zawartości przecieku.
9 gigabajtów materiałów pochodzących ze sztabu kandydata ruchu En Marche! zostało anonimowo przesłanych do internetu. Przedstawiciele ruchu przyznali, że partia padła ofiarą działań hakerów i że w ich efekcie w mediach społecznościowych można przeczytać rozmaite informacje przeznaczone do użytku wewnętrznego. Macron twierdzi jednak, że oprócz autentycznych fragmentów korespondencji w sieci wylądowało mnóstwo fałszywek i fragmentów zmanipulowanych. Niestety nie pokusił się o wskazanie, co konkretnie nie jest prawdą.
Francuskie media nie będą jednak mogły komentować tego materiału ani nawet informować o treści wycieku. Francuska komisja wyborcza zaleciła wstrzymanie się od publikowania zdobytych przez hakerów materiałów. Za publikację lub przedruk grozić mogą zarzuty karne za złamanie ciszy wyborczej, gdyby tradycyjne medium, informując o sprawie, podało dalej również „fake news”. Równocześnie także Macron i jego współpracownicy nie będą mogli dodatkowo odnosić się do krążących po sieci informacji o przeciekach. – Ta operacja to w oczywisty sposób próba zdestabilizowania demokracji, tak, jak mogliśmy to widzieć podczas ostatniej kampanii prezydenckiej w USA – powiedział Macron jeszcze przed wydaniem zakazu wypowiedzi w tej sprawie.
Przedstawiciele En Marche! poskarżyli się również, że udane włamanie na serwery ruchu nie było pierwszą próbą – już od stycznia hakerzy mieli ponawiać próby dobrania się do wewnętrznej korespondencji neoliberalnego kandydata i jego współpracowników. O organizację ataku oskarżają oczywiście Rosję; Macron twierdzi ponadto, że tamtejsze media nie raz publikowały fałszywe informacje na jego temat. W upowszechnianiu przecieków w mediach społecznościowych kluczową rolę odegrali jednak wpływowi zwolennicy Donalda Trumpa ze Stanów Zjednoczonych. Dopiero po nich materiały udostępniali sympatycy Marine Le Pen.
Możnaby zapytać – dlaczego tak szczególnie chronić Macrona przed wiadomościami, które potencjalnie mogą postawić go w złym świetle? Czyżby jego wizja, program i postulaty dla Francji nie były jednak tak wspaniałe, jak opowiadają liberałowie na całym świecie, by wybierać go w ciemno, tym bardziej, gdy rywalką jest nacjonalistka? Czyżby w e-mailach było coś, co sprawiłoby, że wyborcy straciliby wiarę w pupila mediów i ulubieńca liberalnych elit na całym świecie?
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…