Na własnej skórze przekonałem się, że Gdański Uniwersytet Medyczny (GUMed) to prawdziwe zagłębie wyzysku – pisze do nas pracownik uniwersyteckiego szpitala. Publikujemy jego list.

Uniwersytet i prowadzony przy nim szpital same wymagają poważnej kuracji. Na początek – wyplenienia objawów neoliberalnego wirusa, jakim jest powierzanie firmom zewnętrznym odpowiedzialności za niektóre prace, bez których szpital nie może funkcjonować.

Goniec w szpitalu to osoba, która wozi pacjentów na wózkach i łóżkach, chodzi z dokumentami, lekami, jednostkami krwi i próbkami do laboratorium itd. Każdego dnia pokonuje kilkanaście kilometrów. W GUMedzie pracuje bez etatu i nawet nie będąc formalnie pracownikiem szpitala.

6 lutego zacząłem w GUMedzie pracę właśnie w charakterze gońca, zatrudniony przez  firmę zewnętrzną DGP na umowie-zlecenie. Stawka: 14,70 zł brutto za godzinę. DGP to firma działająca na terenie całej Polski, zajmująca się obsługą różnych obiektów. Niegdyś stanowiła trzon firmy Impel. GUMed obsługuje od około 5 lat. Przejęła sanitariuszy wcześniej zatrudnianych na umowie o pracę przez szpital.

Początkowo umieszczono mnie na dyspozytorni, gdzie oprócz wykonywania czynności gońca należało również odbierać telefony z różnych oddziałów i innych miejsc z terenu szpitala oraz przyjmować zlecenie bądź przekazywać je odpowiednim osobom. Na dyspozytorni siedziały 2 osoby: osoba odpowiedzialna za telefony i goniec. Potem  kierowano mnie na różne oddziały w zależności od tego, gdzie akurat nie było gońców. Codziennie musiałem poznawać specyfikę kolejnego oddziału, a każdy rządzi się swoimi prawami.

Byłem, można powiedzieć, gońcem rezerwowym.

Zdarzało się, że przychodziłem do pracy tylko po to, by zaraz wrócić do domu, bo brygadzistki uznały, że mają wystarczającą liczbę gońców. Wówczas mi nie płacono. Trzymano mnie w niepewności. Zastanawiałem się, czy i kiedy otrzymam umowę o pracę, którą, jak obiecano, miałem dostać 17 marca. Umowy nie było, tymczasem poinformowano mnie, że od 18 do 22 marca będę potrzebny na dyspozytorni. Miała to być pewna gwarancja, że dostanę umowę o pracę. Podobno to tylko kwestia czasu, bo kadry musiały ją przygotować… Faktem jednak jest, że od 18 marca w zasadzie pracowałem na czarno. I nie byłem jedyny.

Gdy upominałem się o umowę, odsyłano mnie od brygadzistek do kadr i z powrotem. Tłumaczono, że nie mają jak mnie przypisać do któregoś z oddziałów i nie wiedzą, czy dadzą mi umowę-zlecenie czy o pracę. Równocześnie nadal przychodziłem do pracy jako rezerwowy, w zastępstwie. Czasem czekałem godzinę, po której odsyłano mnie do domu. Oczywiście żadne wynagrodzenie za ten czas się nie należało.

W końcu usłyszałem: dostanę umowę o pracę, ale muszę najpierw zrobić kurs na sanitariusza.

Oczywiście nie za darmo – przeszkolenie będzie kosztowało 640 zł, opłata zostanie potrącona z pensji w ratach rozłożonych na 10 miesięcy. Jest to niezgodne z prawem pracy, mimo to, po dniu zastanowienia się, zgodziłem się. W kolejnych dniach dano wszystkim gońcom do zrozumienia, że kurs jest warunkiem niezbędnym, by zacząć pracować na umowie o pracę. Zaproponowano warianty: 1) za darmo, ale umowa lojalnościowa na 4 lata (potem firma „zeszła” do dwóch), 2) 640 zł od razu, 3) 640 zł rozłożone na 10 miesięcy. Taka oferta bardzo gońców nie pocieszyła. Do tego kurs miał odbyć się w kwietniu. Nie odbył się. Nie mamy do dziś o nim jakichkolwiek nowych informacji.

Składając następnie wniosek o zatrudnienie, poprosiłem o skierowanie na badania sanitarno-epidemiologiczne, co jest wymagane do umowy o pracę. Powiedziano mi, że przygotowana jest dla mnie umowa-zlecenie… Skierowania nie dostałem. Zapewne dlatego, że te badania wiązałyby się z kosztami dla firmy DGP.  Brak badań, co oczywiste, naraża zdrowie pacjentów i pracowników szpitala.  W kadrach DGP w dodatku dowiedziałem się, że skierowanie mógłbym dostać…  po zaliczonym kursie na sanitariusza. Tym samym, o którym ciągle nic nie wiadomo.

Podtrzymywana była wciąż aura wiecznej niepewności, charakterystyczna dla „realnego neoliberalizmu”. I nagle na początku kwietnia – telefon! Mam podpisać umowę. Przyszedłem do pokoju brygadzistek, gdzie wręczono mi umowę-zlecenie. Podpisałem, zgrzytając zębami, pprzede wszystkim dlatego, by zapłacono mi za wypracowane godziny.

11 kwietnia sprawdziłem stan konta. Za marzec dostałem niecałe 1400 zł, choć pracowałem ponad 160 godzin.

Po długich wyjaśnieniach brygadzistki wyliczyły mi 137 godzin. Przy okazji wyszło na jaw, że na jednym z oddziałów pracowałem po 12 godzin dziennie, choć miałem wychodzić po 11. Brygadzistka, która już zwolniła się z tej pracy, źle mnie poinformowała. Co z pozostałymi 24 godzinami? Nikt mi ich nie wpisał do grafiku. Wytężyłem pamięć, przypomniałem sobie, kiedy pracowałem na jakim oddziale. Ale moje prywatne notatki uznano za niemiarodajne. Brygadzistka odpowiedzialna za tamten oddział zmieniła już pracę. Oddziałowe nie prowadzą żadnej dokumentacji pracy gońców, skoro ci są pracownikami firmy zewnętrznej. Jako że ta również nie prowadzi żadnego rejestru, jedynym potwierdzeniem mogłyby być pokwitowania z apteki lub magazynu medycznego.

Ostatecznie uznano mój „wniosek o wypłatę”. Z tym, że zapłatę dostanę dopiero w następnym miesiącu. W dodatku za te 24 godziny będzie „sprawiedliwie” potrącone gońcowi, który na danym oddziale pracuje na stałe, gdyż, jak uznał pracodawca, ten „nie śmiał się przyznać do tego, że miał 3 dni wolnego zawczasu”. Kasa ma się zgadzać, firma nie może wydać na pracowników za dużo. Za to „przypadkowe błędy” i niechlujna księgowość” po stronie DGP zdarza się dość często. Są też przypadki gorsze, jak znana mi historia kierowcy z orzeczeniem o niepełnosprawności, na którym wymuszano nadgodziny, a następne „źle podliczano” realny czas pracy przy wypłacie. Bardzo często kierownictwo firmy korzysta zresztą z niewiedzy niepełnosprawnych odnośnie przysługujących im uprawnień, czyli m.in. z prawa do siedmiogodzinnego dnia pracy/35h tygodnia pracy. Jest to po prostu okradanie tych osób z pięciu godzin pracy w tygodniu, choć już się na nich zyskało – dzięki refundacji PFRON to faktycznie darmowa siła robocza.

Wiele do życzenia pozostawia również stan pojazdów, służących do transportu materiałów na terenie uniwersytetu, którymi dysponuje firma DGP.

Pracownicy mówią o nich „trupy omyłkowo nazwane pojazdami”.

Są one faktycznie zagrożeniem dla osób poruszających się nimi, innych uczestników ruchu, pacjentów i personelu. Praktycznie każdy ma problem z hamulcami: w jednym nie działa ręczny, w innym hamulce są w kiepskim stanie, w trzecim są prawie niesprawne. Tym trzecim musiał jechać jeden z kierowców, chociaż zgłaszał problem brygadzistce i kierownikowi. Polecono mu jechać mimo wszystko, bo innych pojazdów nie było. Poruszał się więc z prędkością maksymalnie 30km/h, żeby nie spowodować wypadku. Dostał reprymendę za to, że… wolno realizuje zlecenia.

Wśród pracowników podległych DGP są sanitariusze wcześniej zatrudnieni bezpośrednio przez szpital. Są lepiej traktowani niż gońcy, choć zajmują się praktycznie tym samym. Co ważne, nie przeszkadza im to z gońcami się solidaryzować.

Czasy przed outsourcingiem wspominają z sentymentem.

W kontekście służby zdrowia domagano się większych pensji dla pielęgniarek czy lekarzy-rezydentów. Mało kto pamiętał o grupach, których sytuacja jest jeszcze gorsza.

GUMed z całą pewnością nie jest jedynym miejscem, gdzie panują takie porządki. Wniosek może być jeden – potrzeba radykalnego uspołecznienia służby zdrowia i zerwania z „realnym neoliberalizmem”, jaki tam panuje. Sektor publiczny powinien być całkowicie oczyszczony z kapitalistycznych pośredników i praktyki zlecania konkretnych zadań firmom zewnętrznym. W służbie zdrowia takie pośrednictwo jest szczególnie niezdrowe.

Imię i nazwisko autora na jego prośbę zostało zmienione.

patronite

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. W Gdańsku bezrobocie jest poniżej 4 % , praktycznie brak ludzi do roboty. Chyba że ktoś ma dwie lewe ręce.
    W AMG na kontraktach lekarze mają po kilkadziesiąt tysięcy.
    Rozumiem że jaśnie Pan Goniec ma mieć co najmniej 10 000 .
    DO ROBOTY !
    Studia pielęgniarskie – to jakaś kpina z nauki !
    Równie sensowne co teologia i inne brednie.

  2. @fauxpas

    studia pielęgniarskie to biurokratyczny wymysł nowych czasów, których program ogranicza się do dawnego liceum zawodowego + zapychaczy

    Bzdura, to jedne z trudniejszych studiów, nauczanie obejmuje wiedzę z wielu działów medycyny, np interny, pediatrii, psychiatrii, geriatrii itd., dodatkowo cała masę wiedzy od prawa medycznego, przez mikrobiologię i farmakologię po psychologię. Do tego dochodzą setki godzin praktyk na różnych oddziałach.

    Nie bez powodu pielęgniarki (a także lekarze) więcej zarabiają w budżetówce niż w dużo bardziej elastycznym sektorze prywatnym

    Tu akurat bywa różnie, z resztą w polskiej służbie zdrowia granica między budżetówką A sektorem prywatnym nie jest ostra.

    5300 jako przykład wysokich zarobków pielęgniarek też absurdalny. Mówimy o osobach mających ukończone 3 lata licencjatu, 2 magisterki i 0,5 roku specjalizacji, do której podejść można mając minimum 2 lata doświadczenia zawodowego. Mówimy o zawodzie, w którym odpowiedzialność jest bardzo duża, bez porównania większą od managera w korpo, wymagającym ciągłego dokształcania. Dodatkowo wymagania i uprawnienia rosną tam, gdzie nie wiąże się to z wyższymi zarobkami (oddziały), natomiast maleją tam, gdzie są większe pieniądze (POZ).

    Sytuacja pielęgniarek może wyglądać na dobrą tylko na tle opiekunek, sanitariuszy, czy personelu niemedycznego, gdzie często jest wprost tragicznie, nawet na umowie o pracę. W wielu szpitalach te osoby mają podstawę poniżej minimalnej + wyrównanie, co wiąże się z brązowymi składkami i głodowym chorobowym.

    A skoro pielęgniarek nie brakuje to dlaczego w styczniu (zmiana przepisow dot. wymaganej liczby personelu) w samej Wielkopolsce zlikwidowano kilkaset łóżek, z braku pielęgniarek właśnie.

    W ogóle piękna taktyka napuszczania biednych na niezamożnych.

  3. Pracowałem tam na czarno w bunkrze bez żadnych środków BHP mało tego nie dostałem wynagrodzenia ten szpital to jeden wielki wałek ciągną pieniądze z każdego zwykłego szarego człowieka

  4. Przecież to zwykły bajzel jest a nie neoliberalizm… typowe dla średnio-większych firm bez względu na to czy prywatne czy państwowe.

    najbardziej jednak podoba mi się się zdanie z którego Cytryn i Gumiak by byli zadowoleni
    ” w jednym nie działa ręczny, w innym hamulce są w kiepskim stanie, w trzecim są prawie niesprawne.”
    te „prawie niesprawne” to jak „prawie złamał mu rękę” w Tomku Sawyerze, albo jak wpis w książce serwisowej samolotu:
    piloci: opony lewego podwozia głównego niemal łyse
    serwis naziemny: niemal wymieniono opony lewego podwozia głównego

  5. Jestem w podobnej sytuacji najpierw obietnice umowy o prace a potem problem z nazwiskiem nawet akt malzenski nie jrst wiarygodny dla pan z kadr.mam obawy ze firma moze mnie oskarzyc o wyludzenie pensji

  6. „Goniec w szpitalu to osoba, która wozi pacjentów na wózkach i łóżkach, chodzi z dokumentami, lekami, jednostkami krwi i próbkami do laboratorium itd. Każdego dnia pokonuje kilkanaście kilometrów.” Zakres obowiązków brzmi jak cztery tygodnie moich praktyk po 1 roku kierunku lekarskiego. I i tak dobrze, że za tą wątpliwą przyjemność szpital nie kazał sobie płacić

  7. „Wolne Miasto Gdańsk”, „Testament Adamowicza” i tak dalej.
    No, dlaczego nie było, w szeroko pojętej „służbie zdrowia”, strajku solidarnościowego z nauczycielami? No, DLACZEGO??? Buu…bo PiS podzielił i poszczuł, o!

  8. „W kontekście służby zdrowia domagano się większych pensji dla pielęgniarek czy lekarzy-rezydentów. Mało kto pamiętał o grupach, których sytuacja jest jeszcze gorsza.”

    Nie od dziś wiadomo, że najgłośniej szczekają najbardziej uprzywilejowani pod hojną opieką państwa, a nie grupy najmocniej poszkodowane rynkową patologią. Warto o tym pamiętać w kontekście strajków kolejnych nadzwyczajnych kast, które innych mają w czterech literach, ale sami wymagają solidarności w walce o swoje roszczenia.

    1. Kolego Fałkspałsie, Kolega się z idiotą na rozumy pozamieniałeś? Pielęgniarki jako uprzywilejowany zawód?! Bredzisz Kolega jak pomylony, co sugeruje, iż kolegowy rozsądek przebywa nad wyraz daleko od właściciela. To wszak za rządów kaczora Donalda wprowadzono ukaz carski, na mocy którego pielęgniarki mają mieć skończone wyższe studia, że to niby pi ełropejsku. Ale już nie pensje lekarskie, te zostały po staremu niskie. No to trzeba być idiotą, by w tak durnym kraju zostać po studiach i dostawać duuużo poniżej średniej krajowej. Stąd i brak pielęgniarek, a ich średnia wieku zbliża się do emerytury.
      Tak, tak, to ta sama Akademia Medyczna, zwana Gławnyj Uniwiersalnyj Magazin, w skrócie GUM.

    2. „Pielęgniarki jako uprzywilejowany zawód?!”

      Zależy od punktu odniesienia. Przywilejem pielęgniarek jest możliwość nie-rynkowego ustalenia minimum płacowego, o którym większość może tylko pomarzyć. Wspomniany w tekście pracownik został skazany na brutalizm wolnorynkowy, a nie troskę ministra zdrowia i partii rządzącej. Nie bez powodu pielęgniarki (a także lekarze) więcej zarabiają w budżetówce niż w dużo bardziej elastycznym sektorze prywatnym, który reguluje wynagrodzenia wg popytu i podaży.

      „To wszak za rządów kaczora Donalda wprowadzono ukaz carski, na mocy którego pielęgniarki mają mieć skończone wyższe studia, że to niby pi ełropejsku. Ale już nie pensje lekarskie, te zostały po staremu niskie.”

      W żadnym kraju pensja pielęgniarki (średni personel medyczny) nie zbliża się do lekarskiej (wyższy/specjalista). Tzw. studia pielęgniarskie to biurokratyczny wymysł nowych czasów, których program ogranicza się do dawnego liceum zawodowego + zapychaczy. Dlatego pielęgniarka może zaczynać karierię już po 3-letnim licencjacie (nawet w prywatnej szkółce płacenia czesnego), a lekarz musi uczyć się dłużej, zdać egzamin państwowy i zrobić specjalizację.

      ” No to trzeba być idiotą, by w tak durnym kraju zostać po studiach”

      Rzecz w tym, że wymaga to co najmniej zaawansowanej (pielęgniarka) lub biegłej (lekarz) znajomości języka urzędowego danego kraju, co nie jest standardem wśród przedstawicieli tych profesji. Dlatego statystyki nawet najpopularniejszych kierunków emigracji (Niemcy i UK) nie potwierdzają żadnego najazdu Polaków na tamtejszą służbę zdrowia (więcej tam m.in. przedstawicieli mniej licznych nacji greckiej i rumuńskiej). Inna ważna sprawa to uznanie równorzędności wykształcenia pt. uczelnia polska vs uczelnia zachodnia (nie mylić ze sprawami urzędowymi) oraz doświadczenie zawodowe. Młodym trudniej się przebić, a starsi na ogół zarabiają tyle, że po uwzględnianiu minusów życia na emigracji nie opłaca się wyjeżdżać.

      „dostawać duuużo poniżej średniej krajowej. ”

      Minimalne wymagrodzenie pielęgniarki z magistrem po podwyżkach PiS wynosi 5300 zł i przekracza przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw (od 10 osób w górę) o co najmniej 500 zł, a to liczone dla całej gospodarki o jeszcze kilka stów więcej.

    3. „Stąd i brak pielęgniarek, a ich średnia wieku zbliża się do emerytury.”

      Analogicznie można dowodzić, że skoro brakuje nam złobków i przedszkoli, to kształcimy za mało pedagogów. Warto by porównać liczbę absolwentów studiów z liczbą wakatów, a na deser wydatki na zdrowie z odsetkiem pielęgniarek.

    4. Kolego Fałkspaksie, MINIMALNA pensja 5300!? Podtrzymuję wersję o kolejowym rozumie krążącym w niebycie, ewentualnie o oglądaniu przez Kolegę reżimowej telewizji (co jest jednoznaczne) i o tym, iż to ja piszę o warunkach na Akademii Medycznej właśnie w Gdańsku, bo mam tego pecha, że podobnie jak autor tego listu akurat te warunku znam z pierwszej ręki i to od całkiem wysoko postawionej pielęgniarki.
      A z całą resztą, co Kolega piszesz, to jest podobnie.

    5. @Nikt, tak jest — minimalna pensja pielęgniarki z magistrem i specką wynosi po podwyżkach co najmniej 5300 zł brutto i nie ma opcji, by ktokolwiek płacił pożniej tej kwoty.

      Oczywiście rzecz w tym, że część świetnych w swoim fachu i doświadczonych pielęgniarek nie ma „studiów” i nie chce skończyć pomostowego lub zaocznego pielęgniarstwa choćby w szkółce płacenia czesnego, więc podlega pod dużo niższe widełki – 3200 lub 3700 podstawowego wynagrodzenia.

      To chyba jednak nie są zbyt częste przypadki (być może tyko panie blisko emerytury), skoro kierunek pielęgniarstwo występuje nawet w miasteczkach powiatowych.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Para-demokracja

Co się dzieje, gdy zasady demokracji stają się swoją własną karykaturą? Nic się nie dzieje…