Psychologowie nazwaliby to zapewne o „ramowaniem negatywnym”, ja natomiast uważam, że „rzucanie gównem w wentylator” w nadziei, że zwiększy się zasięg rozbryzgu – to adekwatniejszy opis tego, co robi właśnie na łamach „Newsweeka” red. Renata Grochal.
Publicystka dosłownie imadłem ciśnie temat „afery pedofilskiej” wokół Roberta Biedronia. W tej chwili (publikacja z 27 sierpnia) znajduje się na etapie robienia z siebie ofiary („na mój tekst zareagowali histerią”, „homofobką i hieną roku nazwali”), ale – dodajmy – ofiary niezłomnej („nie dam się przekonać, że o Biedroniu da się pisać tylko na kolanach”).
Jeśli natomiast red. Grochal chce kogokolwiek przekonać o tym, że jej publikacja miała być kamyczkiem w walce z pedofilią w instytucjach publicznych, a nie desperacką próbą zdobycia lauru pierwszeństwa w przywaleniu komuś, komu do tej pory nie udało się jeszcze skutecznie przywalić, to mam złą wiadomość.
Przed autorką nie bieży baranek, a nad nią nie lata motylek. I nie chodzi tylko o metodę, łamiącą absolutnie wszelkie standardy rzetelnego dziennikarstwa śledczego (wprawdzie fakty nijak nie chcą świadczyć przeciwko naszemu bohaterowi ani potwierdzać naszej tezy, że zabił/skrzywdził albo się przyczynił, ale załatajmy publikację anonimowymi skargami na to, jaki jest antypatyczny, zadufany w sobie i strasznie śmierdzą mu skarpety).
Tekst łączący osobę Roberta Biedronia z aferą pedofilską w Słupsku jest po prostu bardzo szkodliwy społecznie, bo taka publikacja w kraju, gdzie homoseksualizm nadal nie jest uznawany za jedną z orientacji seksualnych, ale za dewiację, taką samą jak pedofilia czy zoofilia, zakrawa na zabawę w podpalanie suchej gałązki na skraju lasu.
Jeśli nadal pani redaktor nie wie, czemu została nazwana homofobką, to mam nadzieję, że powyższa metafora pomoże. Tekst łączący chociaż najcieńsza nicią skojarzenie „każdy gej to zboczeniec”; „jeden zboczeniec kryje drugiego” to woda na młyn dla konserwatywnych mediów, które nie będą już bawić się w niuanse, tylko czerwonym flamastrem napiszą „gej = pedofil” i jeszcze dwa razy podkreślą.
Michał Sutowski w Krytyce Politycznej stawia śmiałą tezę, że tekst powstał po to, aby zohydzić jesiennym wyborcom jakąkolwiek polityczną alternatywę i dzięki temu pomóc w przeforsowaniu idei zjednoczonej opozycji. Aż tak daleko bym nie szła, choć jest oczywiście faktem, że centryści od kilku tygodni coraz chętniej zasypiają, tuląc w ramionach tę fantazję. Moim zdaniem cała idea tekstu nie wychodzi poza osobiste ambicje pani redaktor, żeby zgarnąć gorący temat i dokonać „demaskacji roku”. I to właśnie jest w tym wszystkim najbardziej zasmucające, bo skutki tej dziennikarskiej bezmyślności już widać w wysypie nienawistnych nagłówków. Tak to działa, trochę gówna zawsze się przyklei.
Należy się jednak zastanowić, czy w dłuższej perspektywie więcej nie przyklei się do samego tytułu, z którym red. Grochal współpracuje, albo wręcz do całego rynku mediów pozostających poza parasolem obecnej (na wskroś homofobicznej!) władzy. Dzięki takim artykułom, skutecznie zyskają łatkę grupy niepoważnych sensatów pragnących tylko zrobić komuś koło przysłowiowego pióra. Absolutnie nie mam zamiaru tym tekstem przekonywać pani redaktor, że Robert Biedroń to złoty chłopak i należy pisać o nim wyłącznie „na kolanach”. Nie neguję prawdziwości wyznań osób, które powiedziały gazecie, że uczestniczyły w sytuacjach, w których prezydent Słupska zachowywał się jak nadęty bubek, który łatwo wpada w złość. W olbrzymim katalogu różnych swoich cech być może ma i takie.
Ale skoro rozgrywamy mecz na boisku do siatki, to nie rozgrywajmy go piłkami do tenisa. Czyjś „paskudny charakter”, despotyzm czy nieumiejętność pracy w zespole to dla dziennikarza informacje istotne na tyle, na ile potrafi wykazać związek pomiędzy tymi cechami, a negatywnymi czy krzywdzącymi ich skutkami – np. mobbingiem czy wyzyskiwaniem podwładnych. Tymczasem z pierwszej publikacji „Newsweeka” nie wynika, aby Biedroń miał cokolwiek zaniedbać akurat w sprawie Pawła K. Nie wystarczy deklaratywnie zasłonić się dobrem społecznym, aby z paszkwilu wyszło coś więcej niż paszkwil. Wie o tym doskonale autor prowokacji z „dziadkiem z Wehrmachtu”. Sprawa ta zaskarbiła swego czasu Tuskowi naprawdę szerokie rzesze zwolenników.
Syria, jaką znaliśmy, odchodzi
Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …
Grillowanie Biedronia przez neo-libów – chodzi o formę, emocjonalność i sugestie „coś niby jest na rzeczy” (jak z tym rowerem Kowalskiego co mu ukradli, a de facto to on może ukradł) – przypomina mi bardzo rozdmuchiwanie przez te same środowiska: Lisy. Olejnikowe, Kolendy-Zaleskie, Gawrylukowe, Wielowieyskie itd. sprawy Cimoszewicz vs Jarucka. I to afektywne „ujadanie” i „wciskanie”’ odbiorcy prawdy „dziennikarskiej”. I wyszło po niewczasie że to nie tak jak usłużni „pismacy” chcieli ludowi to przedstawić. Te sprawy są dla wymiarów ścigania i sprawiedliwości, tu nie ma dwóch zdań. Ale im więcej jest dziennikarskich materiałach w takich sprawach subiektywnych, emocjonalnych, podszytych fobiami czy sympatiami politycznymi „upiększeń” i sugestii tym mi osobiście zapala się mocniej „czerwone światełko”. Zwłaszcza biorąc pod uwagę to co napisałem we wpisie z h.9. 19 (30.09.br).
@red WK – nie na to chciałem zwrócić uwagę swoim wpisem. Oczywiście nie posądzam „Newsweek” o działania na „rzecz Kk”, choć nie wykluczam, iż w zaangażowaniu Red.Nacz. tegoż periodyku w walkę z PiS-em przy jednoczesnym „koszeniu” w sposób bezwzględny i obrzydzaniu wszelkich alternatywnych rozwiązań spoza POPiS-u (który jest wg mnie głównym problemem betonującym polską scenę publiczną i dopóki to zombie, wspólnie – tak schetynowcy jak i kaczyści – nie zostanie pogrzebane w ziemi i przebite osinowym kołkiem, nic tu nowego się „nie wykluje”) ziarno ataku na RB ma miejsce. Chodzi Pani Red.o to, iż ta instytucja (Kk) w sposób permanentny i przemyślany od dekad umieszcza w różnych miejscach publicznego życia, środowiskach, wspólnotach i korporacjach zawodowych – mających duże znaczenie w oddziaływaniu na świadomość społeczną, a przez to na decyzje rządzących elit tworzących prawo sprzyjające tej instytucji (zwłaszcza w przedmiocie materialnej egzystencji jej funkcjonariuszy i zysków instytucjonalnych) – osoby ściśle powiązane nie tylko „chrztem i uczestnictwem we mszach” z Kk. Nie na darmo stworzono szereg „przybudówek”, sodalicji, fundacji etc. takich jak Opus Dei, Legion Chrystusa, Ruch „Światło Życie”, >Focolare< czy inne "gromady charyzmatyków" realizujących ideologię kościelnej centrali, stowarzyszeń różnych śmiesznych "rycerzy" paradujących po ulicach i średniowiecznych strojach. Oni potem funkcjonują w miejscach pracy, w polityce, w lokalnych środowiskach. Bo czymże np. jest Ordo Iuris jak nie szerzeniem ideologii kościelnego rozumienia prawa ? Czymże jest tzw. "klauzula sumienia" medyków przy-kościelnych którzy tym samym szerzą określoną doktrynę i rozumienie jurysdyksji ? Czy myśli Pani Redaktor iż w Waszym, dziennikarskim środowisku nie ma ukrytych (i to jest właśnie b.niebezpieczne, bo o tym w Polsce nie ma jakichkolwiek wzmianek, gdyż jawność życia publicznego tego wymaga, przynajmniej samo-określenia się) ukrytych członków np. Opus Dei ? Pisząc parę lat temu nt. tej pół-sekretnej organizacji kilka tekstów zapoznałem się jakie środowiska – wedle zaleceń założyciela OD Escrivy de Ballaguerra – ma ona infiltrować; prawnicze, naukowe i ….. dziennikarskie. Bo media wpływają na świadomość, kształtują mody, poglądy ….. Podobnie miało to miejsce w przypadku Legionu Chrystusa (przy okazji – polecam moją rozmowę na temat , a w zasadzie przypomnienie historii tej organizacji przy-kościelnej i jej założyciela M.M.Degollado, "umiłowanego syna JP II" gdyż to od niej, od panujących tam zwyczajów i wyciągnięcia tego na światło dzienne przez ofiary, rozpoczęła się wszechświatowa debata o masowej pedofilii w Kk). No bo czy np. Hanna Gronkiewicz-Waltz przy decyzjach bankowych lub "prezydenckich w mieście W-wa" nie kontaktowała się z Duchem Świętym" ? Sama to wielokrotnie przyznawała. I można tę sentencję różnie rozumieć. Nie, nie zarzucam tego bezpośrednio dziennikarce która skonstruowała zarzuty wobec RB w sposób opisany przez Panią Redaktor, ale….. Kościół działa w perspektywie dekad i wieków. Ma wypracowane metody i praktykę tych działań. To co napisałem wyżej jest tego egzemplifikacją. Zaznaczam iż nie jestem w jakikolwiek sposób fanem spiskowych teorii dziejów, lecz działania Opus Dei, Legionu Chrystusa i wszelkich przy-kościelnych organizacji czy sodalicji, mają cechy pół-mafijne, gdzie w tle zawsze pozostaje interes Kościoła. I jak zaznaczyłem w pierwszym wpisie – polskiemu Kościołowi na pewno musi zależeć aby debatę nt. pedofilii w swoich szeregach przynajmniej – po części – przenieść w inne obszary. A wszystko co jest związane z RB, jego orientacją seksualną, stosunkiem polskiego społeczeństwa en bloc do tego problemu (pisze Pani Redaktor nt.temat w felietonie) temu służy.
PS. Rozmowa o Legionie Chrystusa i Degallado ukaże się niebawem na Portalu racjonalista.tv. Polecam
@Biedroń powinien się do sprawy obszerniej odnieść
Odniósł się, w moim odczuciu błędnie, bo na gruncie prawa administracyjnego (urząd nie rozpatruje anonimów), podczas gdy sprawa dotyczy prawa karnego. Nie miejmy mu natomiast za złe, że nie odniósł się do sprawy w Newsweeku, bo ten razem z red. Grochal zapisał się mentalnie do obozu dobrej zmiany (i to zresztą na promocji dobrozmianowego myślenia zamiast myślenia charakterystycznego dla praworządnej demokracji liberalnej sami najbardziej się przejadą).
A co do wyjaśnienia, to jest oczywiście takie, że w cywilizowanych krajach do wywalenia kogoś z roboty jednak trzeba mieć dość konkretny powód. Nieprzekazanie policji mętnie napisanego donosu, w którym wprost padają oskarżenia o rzekomy alkoholizm, a NIE padają oskarżenia o pedofilię („ma romans” to jednak znaczeniowo coś innego niż podpada pod art. 200kk) najwyraźniej nie jest konkretnym powodem. W cywilizacji, bo w dobrej zmianie jak wiadomo każdy powód jest dobry. Oczywiście być może prokuratura czy sąd będą miały na ten temat inne zdanie i wtedy jakiś powód do zawieszenia czy zwolnienia się znajdzie.
Tenże Tusk dostał na co zasłużył, trzeba mu pamiętać jak ze swoimi patafianami wyciągnął Jarucką .
A czy to nie jest jednocześnie – oprócz argumentów podnoszonych przez red. Weronikę Książek – próba rozwodnienia problemu pedofilii w Kościele katolickim, przewodniej „siły” politycznej, kulturowej, sprawczej we wszelakich sferach naszego życia publicznego w naszym kraju ? I skierowania debaty na inne tory, choć też w „przedmiocie pedofilskim”. Bo oto popatrzcie; to problem „lobby homoseksualnego” (co jak podano w tekście w Polsce jest „jakby-tożsamym”), to zagadnienie zataczające szerokie kręgi „gdzie indziej”. I dzieje się tam gdzie „zakotwiczyło się lewactwo” i sodomia. A teraz „bicie piany” z aferą pedofilską w Słupsku podejmą mainstreamowe w większości pro-kościelne media i dziennikarze, będący od zawsze „na klęczkach” przed klerem. No i wyjdzie że to Pani Godek ma rację ………
Szczerze mówiąc nie sądzę, żeby „Newsweek” był jakoś szczególnie zainteresowany działaniami w interesie kościoła. Ale za to Biedroń to naprawdę smaczny kąsek do dziennikarskiej demaskacji. „Mógł zrobić więcej” to marna demaskacja, zwłaszcza, że nie był bezpośrednim przełożonym tego człowieka. Inna sprawa, że sam Biedroń powinien się jakoś do tej sprawy obszerniej odnieść i na pewno lepiej by to wyglądało, gdyby powiedział, co zaważyło o pozostawieniu na stanowisku zastępczyni oraz dyrektor ośrodka. Pozdrowienia :) WK
Wygląda na to, że zastępczyni Biedronia a może i pani dyrektor po prostu się bały skandalu, który mógłby także uderzyć w prezydenta geja. A Biedroń bez względu na to czy o tym wiedział czy nie, jako przełożony ponosi odpowiedzialność za swoich podwładnych. Krótko mówiąc Renata Grochal ma 100% racji.
Że to uderzy w homoseksualistów? Uderzy. Trudno, mógł Biedroń o tym myśleć zanim się zdecydował próbować zamieść sprawę pod dywan czy chronić swoje podwładne.
Igor Terleg – piękne
A teraz powiedz, w czym redaktor Grochal ma rację? W tym, że obarcza winą dyrektorkę o to, że prokuratura zgapiła sprawę zastosowania środków zapobiegawczych, a sąd nie widział potrzeby izolacji, więc instruktor będąc w pełni wolnym człowiekiem korzystał z przysługujących mu wolności i odwiedzał miejsca publiczne, do których każdy ma wstęp? Czy w tym, że oskarża dyrektorkę o to, że wezwała instruktora na dywanik dając do zrozumienia, że ma na niego oko, co co prawda w normalnej sytuacji prowadzi do zaprzestania ewentualnych naruszeń (o których dyrekcja nie miała wiarygodnych informacji), ale w tym akurat miałoby prowadzić do ich eskalacji?
Na moje oko redaktor Grochal w swojej tendencyjności prześciga wielu siepaczy dobrej zmiany. W swoim postrzeganiu tego, jak powinny funkcjonować instytucje zresztą też.