Władze w Sofii oznajmiły przedwczoraj, że zakończą współpracę z rosyjskim dostawcą gazu. Premier Petkow wyszedł przed szereg czy po prostu nie wie o czym mówi?
Kirił Petkow jest zapewne najbardziej niekompetentnym politykiem w całej historii bułgarskiej nowożytnej państwowości. Jedyne, co zapisać mu można na plus to fakt, iż uwikłany jest w rozliczne oligarchiczne układy w Bułgarii w bardzo niewielkim stopniu i faktycznie jego los zależy nie od tamtejszych możnych, ale od czynników zewnętrznych; głównie od błogosławieństwa ambasady Stanów Zjednoczonych. Świadom tego sprzężenia Petkow dwoi się i troi, by tylko nie podpaść swoim mocodawcom. Dał tego wielokrotne przykłady. Dość powiedzieć, że kilka tygodni temu zdymisjonował (tudzież poprosił o odejście) szefa bułgarskiego resortu obrony i byłego generała – Stefana Janewa. Janew jest generałem “NATO-owskim”, lojalnym wobec sojuszniczych zobowiązań Bułgarii. Jednak jako wojskowy zdaje sobie sprawę z ciężaru gatunkowego toczącej się wojny i konfliktu mocarstw w jej tle. Ze względu na tę kompetencję, której nadgorliwemu do granic śmieszności bułgarskiemu premierowi brakuje, nie wykazywał się on dostatecznym pro-wojennym rozochoceniem. W obawie przed reprymendą z wiadomej strony, Petkow pozbył się swojego “niepokornego” ministra.
Kirił Petkow zdecydowanie nie próżnuje. Od swojego spotkania z gensekiem NATO jeszcze w grudniu ubiegłego roku i wspólnej konferencji prasowej z Jensem Stoltenbergiem, ciągle pręży się i robi groźne miny przeciw Rosji lub równie groźnie, jak głosi polskie powiedzenie, kiwa palcem w bucie. Dwa dni temu jego starania wsparł wicepremier i minister finansów Asen Wasilew. Ten z kolei z coraz słabiej udawaną powagą obwieścił, że Bułgaria kończy współpracę w rosyjskim koncernem Gazprom. Swój anons uzasadnił wiadomymi okolicznościami, po czym frywolnie rzucił, że wszak tyle jest alternatyw jeśli chodzi o dostawy gazu, że w ogóle nie ma potrzeby przejmowania się jakimikolwiek konsekwencjami tej decyzji. “Najwyżej będzie trochę drożej” dodał demonstrując przy tym taką dezynwolturę, jakby gaz dla bułgarskiej gospodarki był niczym dyskoteka dla żądnego rozrywki nastolatka. Można iść tu, albo tam; gdzieś rakija czy gin są po prostu droższe. Ot, takiego doczekaliśmy przywództwa w “wolnej i demokratycznej” Bułgarii.
Trudno stwierdzić na obecnym etapie czy Petkowowi ktoś tę deklarację kazał wygłosić ustami swojego ministra finansów, czy też tylko ktoś to mu podpowiedział, czy może ten wybitny mąż stanu sam na to wpadł. Jedno jest jednak pewne. To blef. Bułgaria jest krajem tak dalece peryferyjnym i tak dobitnie upadłym, że podejmowanie strategicznych decyzji dawno już zostało wyjęte z zakresu kompetencji wybieranych tam rządów czy parlamentów. Niezależnie od tego jak wygląda inspiracja Petkowa w tym akurat wypadku, jasne jest, że chodzi o zrobienie nie tyle dobrej, co groźnej miny do słabej gry.
Gra ta zaś wygląda tak – w przyszłym roku kończy się kontrakt bułgarskiego rządu z Gazpromem na dostawy gazu. Jest niemal oczywiste, że Gazprom nie zechce przedłużyć tej umowy, podobnie jak nie zechce przedłużyć pozostałych kontraktów z europejskimi “partnerami”. Wynika to jasno z wielu deklaracji i komentarzy wygłaszanych przez stronę rosyjską od momentu napaści na Ukrainę i nałożenia na Rosję sankcji przez Unię Europejską, Kanadę, Stany Zjednoczone i Australię. Chodzi o prostą marketingową manipulację – żeby pokazać światu jak to Bułgaria podejmuje odważne decyzje; żeby wyprzedzić deklarację szefostwa Gazpromu w sprawie wstrzymania dostaw do Bułgarii.
Jak zwykle jednak, Petkow nie pomyślał, jakie skutki mogą mieć buńczuczne publiczne wystąpienia jego czy jego ministrów. Już wczoraj na tę deklarację zareagował prezydent Serbii Aleksandar Wuczić. Wyraźnie zdenerwowany brakiem wcześniejszych konsultacji w tej materii wystąpił na specjalnej konferencji prasowej w Pożedze, w zachodniej Serbii.
“Bułgaria ogłosiła zaprzestanie importu rosyjskiego gazu. Nie wydaje mi się, żeby to było takie łatwe do przeprowadzenia, niemniej chcę wyraźnie powiedzieć, że my zamierzamy dalej kupować rosyjski gaz i że ma on być w dalszym ciągu dostarczany rurociągiem Balkan Stream. My kupujemy ten gaz, my za niego płacimy i pokrywamy opłaty tranzytowe. Co Wy chcecie robić i jak działać w takich okolicznościach, to już nie moja sprawa” – skomentował Wuczić.
Poza sprawami międzynarodowymi, na których Wasilew i Petkow nie znają się nic-a-nic, przez co mogą wplątać Bułgarię w kłopoty, które ostatecznie położą kres bułgarskiej państwowości i tak podtrzymywanej od lat sztucznie “przy życiu”. Nie mają również pojęcia o ekonomii. Jest to groteskowe zważywszy na to, że Asen Wasilew jest ministrem finansów. Skoro wydaje mu się, że porzucenie rosyjskiego gazu to nic wielkiego, “najwyżej będzie trochę drożej”, to znaczy, że nie ma zielonego pojęcia o warunkach bytowych większości bułgarskich gospodarstw domowych, które już od lat, przy tanim rosyjskim gazie, duszone są pętlą horrendalnie wysokich rachunków. Nie mówiąc już o tym, że emir Kataru, na którego Wasilew bardzo liczy, jeśli chodzi o dostawy tego surowca, wyraźnie zakomunikował, że zasoby rządzonego przez niego kraju nie wystarczą na pokrycie europejskich potrzeb.
W takich okolicznościach liczyć można tylko na to, że powtórzą się słynne mobilizacje z zimy 2013 roku spowodowane wysokimi rachunkami za ogrzewanie w Bułgarii. Tylko czy następny Wasilew albo Petkow będą w czymkolwiek lepsi?
Syria, jaką znaliśmy, odchodzi
Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …
Panie Bojanie! Może odpowie mi pan na jedno pytanie. A tak na dobrą sprawę to co on może? Tylko strojenie małpich min mu zostało – tak jak i naszym cyrkowcom z Wiejskiej! Na każdego z tych ,, rewolucjonistów” w Langley mają solidną teczkę. Niech pan sobie nie myśli, że skoro skończyła się (podobno) zimna wojna i rozwiązał się Układ Warszawski to tradycja E. Hoowera (niezatapialnego szefa FBI) przestała obowiązywać? Nic bardziej mylnego! Z tym że dziś zajmują się dwie służby FBI/CIA.