Juan Orlando Hernandez został oficjalnie ogłoszony zwycięzcą wyborów prezydenckich w Hondurasie. Pewne amerykańskiego poparcia władze zignorowały zarówno ponad dwutygodniowe protesty uliczne, jak i negatywną opinię o przebiegu głosowania wydaną przez Organizację Państw Amerykańskich.
Juan Orlando Hernandez, urzędujący prezydent, otrzymał 42,98 proc. głosów, jego kontrkandydat, lider centrolewicowej koalicji, Salvador Nasralla – 41,38 proc. To już oficjalne wyniki wyborów w Hondurasie, Hernandez zostaje, bo ordynacja wyborcza nie przewiduje drugiej tury wyborów. Najwyższy Trybunał Wyborczy stwierdził, że powtórne przeliczenie części głosów kwestionowanych przez opozycję dało taki sam wynik, jak przy pierwszym liczeniu i nie ma podstaw twierdzić, że doszło do wyborczego fałszerstwa. To zgoła odmienny wniosek niż ten, który zaprezentowali dzisiaj obserwatorzy z Organizacji Państw Amerykańskich. OPA nie stwierdziła wprawdzie wprost, że prawdziwym zwycięzcą jest Salvador Nasralla, ale nie zawahała się stwierdzić, że proces wyborczy w Hondurasie cechowała „niska jakość” i że „nie można powiedzieć, by rozwiano wszystkie niejasności”.
A partir del análisis presentado en este reporte y del cúmulo de observaciones comprendidas en el 1er informe preliminar, #OEAenHonduras considera que ha observado un proceso de baja calidad electoral y por ende no puede afirmar que las dudas sobre el mismo estén hoy esclarecidas pic.twitter.com/PXD01SA4Wx
— OEA (@OEA_oficial) 18 grudnia 2017
Na ulice honduraskich miast od ponad dwóch tygodni regularnie wychodzą tysiące zwolenników Nasralli, twierdząc, że ich faworyt został oszukany. Domagają się, by Hernandez odszedł – nie tylko z powodu sfałszowania wyborów. Są wściekli na zachłanność i korupcję jego samego i jego otoczenia politycznego, pozorowanie walki z przestępczością zorganizowaną przy równoczesnym bezwzględnym atakowaniu związków zawodowych oraz niezależnych organizacji społecznych (z zabójstwami czołowych aktywistów, dokonywanymi przez „nieznanych sprawców”, włącznie). Protesty w ubiegłym tygodniu ogarnęły osiem stanów Hondurasu. Manifestanci blokowali drogi, budując barykady i ścierali się z oddziałami wojska wysyłanymi w celu ich rozpędzenia.
A military truck torched by angry protesters in El Carrizal district of #Tegucigalpa during #GranParoNacional (National Strike) in #Honduras today. pic.twitter.com/YjxUE0efrV
— th1an1 (@th1an1) 15 grudnia 2017
Prezydent Hernandez, wywodzący się z Partii Narodowej, która przejęła władzę w 2009 r. po popieranym przez USA zamachu stanu przeciwko lewicującemu prezydentowi Manuelowi Zelayi, uznał jednak najwyraźniej, że przyjaźń z Waszyngtonem pozwala mu dowolnie naginać zasady demokracji. I wiele wskazuje, że może mieć rację, bo chociaż największe media światowe zauważyły kryzys w Hondurasie, odnotowały wprowadzenie stanu wyjątkowego i śmierć szesnastu osób podczas tłumienia przez wojsko demonstracji, to już krytyka brutalności władz była nad wyraz umiarkowana.
Salvador Nasralla, który spotkał się wczoraj z kierownictwem Organizacji Państw Amerykańskich, wezwał przeciwników Hernandeza do dalszego protestowania i jeszcze raz oznajmił, że wybory zostały sfałszowane.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…