Juan Orlando Hernandez został oficjalnie ogłoszony zwycięzcą wyborów prezydenckich w Hondurasie. Pewne amerykańskiego poparcia władze zignorowały zarówno ponad dwutygodniowe protesty uliczne, jak i negatywną opinię o przebiegu głosowania wydaną przez Organizację Państw Amerykańskich.

Juan Orlando Hernandez, urzędujący prezydent, otrzymał 42,98 proc. głosów, jego kontrkandydat, lider centrolewicowej koalicji, Salvador Nasralla – 41,38 proc. To już oficjalne wyniki wyborów w Hondurasie, Hernandez zostaje, bo ordynacja wyborcza nie przewiduje drugiej tury wyborów. Najwyższy Trybunał Wyborczy stwierdził, że powtórne przeliczenie części głosów kwestionowanych przez opozycję dało taki sam wynik, jak przy pierwszym liczeniu i nie ma podstaw twierdzić, że doszło do wyborczego fałszerstwa. To zgoła odmienny wniosek niż ten, który zaprezentowali dzisiaj obserwatorzy z Organizacji Państw Amerykańskich. OPA nie stwierdziła wprawdzie wprost, że prawdziwym zwycięzcą jest Salvador Nasralla, ale nie zawahała się stwierdzić, że proces wyborczy w Hondurasie cechowała „niska jakość” i że „nie można powiedzieć, by rozwiano wszystkie niejasności”.

Na ulice honduraskich miast od ponad dwóch tygodni regularnie wychodzą tysiące zwolenników Nasralli, twierdząc, że ich faworyt został oszukany. Domagają się, by Hernandez odszedł – nie tylko z powodu sfałszowania wyborów. Są wściekli na zachłanność i korupcję jego samego i jego otoczenia politycznego, pozorowanie walki z przestępczością zorganizowaną przy równoczesnym bezwzględnym atakowaniu związków zawodowych oraz niezależnych organizacji społecznych (z zabójstwami czołowych aktywistów, dokonywanymi przez „nieznanych sprawców”, włącznie). Protesty w ubiegłym tygodniu ogarnęły osiem stanów Hondurasu. Manifestanci blokowali drogi, budując barykady i ścierali się z oddziałami wojska wysyłanymi w celu ich rozpędzenia.

Prezydent Hernandez, wywodzący się z Partii Narodowej, która przejęła władzę w 2009 r. po popieranym przez USA zamachu stanu przeciwko lewicującemu prezydentowi Manuelowi Zelayi, uznał jednak najwyraźniej, że przyjaźń z Waszyngtonem pozwala mu dowolnie naginać zasady demokracji. I wiele wskazuje, że może mieć rację, bo chociaż największe media światowe zauważyły kryzys w Hondurasie, odnotowały wprowadzenie stanu wyjątkowego i śmierć szesnastu osób podczas tłumienia przez wojsko demonstracji, to już krytyka brutalności władz była nad wyraz umiarkowana.

Salvador Nasralla, który spotkał się wczoraj z kierownictwem Organizacji Państw Amerykańskich, wezwał przeciwników Hernandeza do dalszego protestowania i jeszcze raz oznajmił, że wybory zostały sfałszowane.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…