Juan Orlando Hernández, jeden z protegowanych USA w Ameryce Środkowej, został już oficjalnie uznany za prezydenta Hondurasu. Nie było powtórnego liczenia głosów ani wyjaśnienia wątpliwości wokół wyborów zgłaszanych przez Organizację Państw Amerykańskich. Wściekli obywatele znowu szykują się do wyjścia na ulice.

Wybory prezydenckie w Hondurasie odbyły się w końcu listopada. Centrolewicowa opozycja, skupiona w Sojuszu Opozycyjnym przeciwko Dyktaturze, utrzymuje, że zostały sfałszowane. Tego samego zdania były dziesiątki tysięcy obywatelek i obywateli, którzy przez kilka tygodni manifestowali na ulicach, budowali barykady, a wieczorami, gdy obowiązywała godzina policyjna, z okien i balkonów uderzali w garnki i patelnie. Podczas pacyfikacji protestów 30 osób zginęło z rąk policji i wojska. O tych wydarzeniach, jak i o szerszym kontekście sytuacji w Hondurasie, pisaliśmy tutaj.

Juan Orlando Hernández, pewien poparcia z Waszyngtonu, zignorował jednak zarówno demonstracje, jak i zastrzeżenia wyrażane przez Organizację Państw Amerykańskich. Wczoraj Najwyższy Trybunał Wyborczy już oficjalnie i ostatecznie ogłosił go zwycięzcą z wynikiem 42,95 proc. głosów przeciwko 41,24 proc. uzyskanych przez najpoważniejszego kontrkandydata Salvadora Nasrallę. Opozycja i związki zawodowe nie składają jednak broni. Sojusz Opozycyjny wezwał mieszkańców Hondurasu do demonstrowania i strajków pod hasłem „Precz z JOH” (Fuera JOH, gdzie skrót odnosi się do prezydenta). Mobilizacja rozpoczęła się dzisiaj i ma potrwać przynajmniej tydzień, do 27 stycznia, na który to dzień zaplanowane jest zaprzysiężenie Hernandeza.

Na razie na apel odpowiedzieli kierowcy, którzy przystąpili do blokowania dróg. Największą skalę akcja strajkowa przybrała na północy kraju. Na jutro planowany jest marsz pod siedzibę hondurańskiego parlamentu – Kongresu Narodowego.

Opozycja wzywa, by wszelkie formy protestu – strajki, okupacje obiektów publicznych, akcje bojkotu i blokowania ulic przebiegały pokojowo. Do 27 stycznia manifestanci mają domagać się wstrzymania zaprzysiężenia Hernandeza i uruchomienia mediacji w sprawie wyborów, z udziałem międzynarodowych pośredników. Jeśli władze nie ustąpią, postulatem demonstrantów ma być zwołanie Zgromadzenia Narodowego, odejście kontrowersyjnego prezydenta i nowe wybory.

Oczywiście większość wiodących mediów międzynarodowych nie widzi ani zagrożenia dla demokracji w postępowaniu Hernandeza, ani ogromnej mobilizacji i determinacji obywatelek i obywateli, którzy oburzają się nie tylko na sam przebieg wyborów prezydenckich, ale i na potężną skalę korupcji i samowoli w otoczeniu prezydenta. A ich odwaga jest tym większa, że zabójstwa na tle politycznych, których ofiarą padali działacze społeczni i związkowi, w Hondurasie są prawdziwą plagą. To milczenie „światowej opinii publicznej” jednak nie dziwi, jeśli wziąć pod uwagę, że USA niezmiennie wspiera hondurański rząd, a ambasada USA w tym kraju nie przestaje przekonywać, że nieustannie razem z lokalnymi politykami pracuje nad „wzmacnianiem instytucji demokratycznych, redukcją przemocy i wzrostem dobrobytu w regionie”.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…