Powiedzieć, że wraz ze śmiercią Jerzego Urbana odchodzi w przeszłość pewna epoka dziennikarstwa, to za mało. Właściwsze byłoby, moim zdaniem, sfromułowanie, że odchodzi bezpowrotnie cały model tego zawodu.

Miałem zaszczyt pracować z Jerzym Urbanem 25 lat. Ćwierć wieku. Szmat czasu. Pamiętam, gdy przyszedłem wprost z ulicy do ostatecznie kształtującej się redakcji tygodnika „NIE”, i zapytałem o pracę. Urban poprosił mnie o próbki tekstów. Gdy je przyniosłem i następnego dnia się zjawiłem w redakcji po ocenę, Urban zadał tylko mi jedno pytanie: „Ile pan zarabia w swojej obecnej pracy?” Po otrzymaniu odpowiedzi, rzekł: „Daję panu trzy razy tyle. Za dobry tekst płacę tak, że miesiąc może pan już nie pracować”. Słowa dotrzymał.

Był człowiekiem mądrym, przenikliwie myślącym i sprawiedliwym. W dzisiejszych wspomnieniach, pisanych w różnych mediach zazwyczaj przez ludzi nie mogacych, z racji wieku, pamiętać znaczenia jego tekstów w PRL, zwraca się przede wszystkim uwagę na pracę Urbana jako rzecznika rządu w czasie stanu wojennego i rolę tygodnika „NIE” w najnowszej historii Polski. To tylko część opowiadania o Jerzym Urbanie i chyba nie najważniejsza. Owszem, tygodnik „NIE” przejdzie do historii polskiej prasy. Jednak równie ważne, jeśli nie ważniejsze, były jego artykuły w „Polityce”, w czasach „Solidarności” i działania podczas przygotowania Okrągłego Stołu. Jerzy Urban był nie tylko świadkiem epoki, ale też  jednym z ważnych jej twórców. Kiedyś pewnie my lub nasi potomkowie dowiedzą się wielu szczegółów z tammtego okresu.

Złośliwości lub obelgi, pisane przez autorów tekstów powstałych ostatnio z okazji jego śmierci świadczą zazwyczaj o tym, czego Urban prawdziwie nie znosił: głupocie i braku umiejętności sprawdzania źródeł. Nigdy nie udawał, że tygodnik „NIE” (jak i jego teksty w innych mediach zresztą) jest obiektywny. Przeciwnie, czytelnik miał wiedzieć, co bierze do ręki. Jednak wymagał, by zbierać informacje do tekstów obiektywnie. Wiarygodność tygodnika była dla niego najważniejsza. I jeszcze jedno: pisaliśmy, co chcieliśmy. Oczywiście, linia redakcji była określona i Urban dobierał sobie współpracowników zgodnie z jej zasadami, dość ogólnymi zresztą. Ale publikował teksty nawet wtedy, gdy miał inne zdanie niż ich autor.

Cześć Jego pamięci!

 

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…