O grupce uchodźców na polsko-białoruskiej granicy napisano już niemal wszystko. Jak w soczewce odbija się w niej nasze społeczeństwo z przyległościami. Ciągną nad granicę niezawodni patrioci, zawsze gotowi do okazania okrucieństwa wobec innego człowieka, ale za to z chrześcijańskimi wartościami na ustach. Wojsko, uzbrojone po zęby, broni, z naruszeniem prawa, wstępu do naszego kraju bezbronnym cywilom, kobietom i dzieciom. Jedyne, co potrafi, to zakazać posłowi Koniecznemu dostarczenia im żywności, śpiworów i koców pod pozorem… udaremnienia przemytu. Wołania o więcej drutu kolczastego (tnąco-rozrywającego, nowoczesność w okaleczaniu ludzi dotarła i do tej dziedziny przemysłu) korespondują z wołaniem zmarłego jakiś czas temu profesora, by uchodźców topić.
W rządowej telewizji relacje nieledwie jak z wielkiej bitwy pancernej, że polska armia broni wschodniej granicy Unii Europejskiej.
Znowu jesteśmy przedmurzem. Znowu Europa powinna być nam wdzięczna.
Przetaczają się dyskusje po raz nie wiadomo który, czy jesteśmy gotowi do wpuszczenia uchodźców czy też jednak dać im umrzeć na morzu, na ziemi niczyjej czy w kraju ogarniętym wojna.
Uważam te dylematy za sztuczne. Polska, poza bezspornym faktem, że narusza prawa tych ludzi, szukających u nas schronienia, nie ma prawa mnożyć i rozstrzygać na jakimikolwiek poziomie decyzyjnym wątpliwości. Tu ich nie ma.
Polska uczestniczyła w najeździe na obcy kraj. Nie broniła ani siebie, ani demokracji, ani wolności. Zastosowanie artykułu 5 było całkowicie niepotrzebne, bo nie chodziło o NATO tylko o Stany Zjednoczone, które mają wystarczającą siłę, by zareagować na atak z 11 września. Do tego zresztą nie trzeba było aż operacji wojskowej, wystarczyłaby wywiadowcza.
Swoje cele zrealizowano dość szybko. Potem już tylko okupowano kraj. Uczestniczyliśmy tam jako armia polska. Po oświadczeniu Bidena, że chodziło wyłącznie o interesy USA jest jasne, z kim trzymaliśmy i po czyjej stronie staliśmy. Na pewno nie po stronie żadnych ważnych wartości. Jesteśmy winni.
To, co Polska powinna teraz zrobić, i to jak najszybciej, to przeprosić. Potem zgłosić gotowość zrekompensowania choćby części szkód, które wyrządziliśmy. Części, bo życia pozabijanym przez nas cywilom nie wrócimy. Nie byłoby od rzeczy nawiązać niechby nawet nieoficjalne kontakty z nowym rządem Afganistanu, by porozmawiać o sposobach naprawienia wyrządzonych przez nas szkód.
I wpuścić natychmiast tych nieszczęsnych ludzi na granicy.
Assange o zagrożeniu wolności słowa
Twórca WikiLeaks Julian Assange po kilkunastu latach spędzonych w odosobnieniu i szczęśliw…