Zrozumienie przyczyn tego, co się dzieje w Kazachstanie, jest dość trudne ze względu na milczenie zachodnich (więc i polskich) mediów na temat lokalnego „przemysłu”, który stał się źródłem dochodów dla garstki bogatych i przekleństwem dla Kazachów. Chodzi o „górnictwo” kryptowalut, głównie bitcoinów, które doprowadziło kazachską sieć elektryczną do upadku. Podniesienie cen gazu było jedynie impulsem do buntu, który wiąże się ze zwykłymi uciążliwościami codzienności i chęcią Stanów Zjednoczonych przejęcia „produkcji” kryptowalut z miejscowymi kopalinami oraz pragnieniem zaszkodzenia Rosji.

 

Prezydent Kasym-Żomart Tokajew. screen

Kazachskie zamieszki wybuchły 2 stycznia w Żangaozenie, mieście położonym na półwyspie Mangystau u wybrzeży Morza Kaspijskiego. Miasto skupia pracowników przemysłu naftowego i gazowego, którzy 10 lat temu zbuntowali się, pragnąc poprawy warunków pracy, podwyżek i wolności zakładania związków zawodowych. Strajk i manifestacje zostały krwawo stłumione przez siły ówczesnego prezydenta Nursułtana Nazarbajewa. Obecny bunt szybko rozlał się na duże miasto obok – Aktau, by objąć potem inne miejscowości. 4 stycznia prezydent Kasym-Żomart Tokajew wycofał podwyżki gazu, lecz rewolta nie ustała. Dlaczego?

Wiosną 2020 r. Chiny nagle zakazały „górnictwa” bitcoinów – spekulacyjnej kryptowaluty cyfrowej, mimo, że posiadły już 60 proc. światowego rynku. Jednak Kazachstan postanowił przejąć interes, wydając zezwolenia na instalację „kopalni” bitcoinów. „Górnictwo”, „kopalnie”, „fermy” – to wszystko należy wyłącznie do szczególnego slangu biznesu spekulacyjnego, bo „wydobywanie” bitcoinów polega na kontroli i zatwierdzaniu miliardów operacji cyfrowych, dokonywanych przez spekulantów i maszyny liczące na całym świecie. Kazachstan szybko stał się potęgą – numerem 2 na świecie (za Stanami Zjednoczonymi), gdyż elektryczność jest tam b. tania, a zimny klimat pozwala taniej chłodzić rozgrzane komputery.

Jednak z „kopalni” bitcoinów w kazachskim stepie – Jekibastuz. twitter

Chłodzenie procesorów wymaga olbrzymiej ilości elektryczności. Np. w jednej „kopalni” pod Jekibastuzem na północy kraju mieści się w wielkich hangarach ponad 50 tys. super-wydajnych komputerów pracujących non-stop. Ta „kopalnia” ma do dyspozycji własną elektrownię, bo potrzebuje mocy jak dla 100-tysięcznego miasta. Ale takich oficjalnych „kopalni” jest w kraju ponad 50 i tylko część z nich ma własne elektrownie, a do tego ciągle pracują setki nielegalnych „ferm”. Już w październiku kazachski system przesyłu energii zaczął odczuwać braki, a wraz z nadejściem prawdziwych chłodów zaczął dosłownie się sypać i całe miasta oraz setki małych miejscowości utonęły w ciemności, bo przestało wystarczać prądu.

Kazachskie wojsko na ulicach Ałmaty.

Grudzień był już prawdziwą katastrofą, uniemożliwiającą normalne codzienne życie. Do tego doszło zagrożenie bezrobociem, bo wiele zakładów pracy i nawet przemysł wydobywczy (ten rzeczywisty, nie wirtualny) zaczął zaliczać przestoje. Bitcoiny nie służą do niczego, oprócz spekulacji, w której większość uczestników to zresztą też komputery (kupno-sprzedaż) położone głównie w USA. To ta sytuacja, połączona z niechęcią do „sklerotycznej” i skorumpowanej władzy doprowadziła do społecznego wybuchu, bez wątpienia wspomaganego przez służby Stanów Zjednoczonych i NATO, w celu „odciążenia” Ukrainy.

Szpital w Ałmaty. Cywilne ofiary strać.

Kazachski prezydent Tokajew zwrócił się do Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, tj. sojuszu wojskowego niektórych byłych republik ZSRR o pomoc i pierwsze jednostki miały już wylądować w kraju. Udział w interwencji biorą Rosja, Białoruś, Armenia, Kirgistan i Tadżykistan. Minionej nocy i jeszcze dziś rano doszło to starć kazachskiego wojska z manifestantami w największym mieście kraju Ałmaty, na razie nigdzie nie widać obcych wojsk. Wojsko i policja otworzyły ogień do demonstrantów, po obu stronach jest dużo ofiar. Według policji, co najmniej trzech policjantów miało zostać pozbawionych głów przez zbuntowanych. Są doniesienia o napadach na mniejszość rosyjską w kraju. W tej chwili lotnisko w Ałmaty i główne budynki rządowe miały zostać przejęte przez wojsko.

Co się dzieje w miastach prowincjonalnych trudno powiedzieć, gdyż nie działają telefony ani internet. Filmy wideo, które trafiają na Zachód, pochodzą z telefonów satelitarnych. Wydaje się, że władza przejmuje właśnie kontrolę nad powstałym chaosem.

 

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…