Rosyjsko-amerykańskie porozumienie dotyczące zaprzestania walk w południowej Syrii bardzo nie spodobało się w Izraelu. Premier Binjamin Netanjahu widzi w nim głównie przyzwolenie na wzrost znaczenia największego regionalnego rywala – Iranu.
Ustanowienie strefy wolnej od działań bojowych w południowej Syrii, przy granicy z Jordanią, zostało przyjęte przez społeczność międzynarodową – przynajmniej w słowach – z nadzieją na zakończenie przelewu krwi w Syrii ze wszystkimi jego konsekwencjami. Premier Izraela Binjamin Netanjahu nie kryje się jednak z tym, że porozumienie zawarte po spotkaniu Donalda Trumpa i Władimira Putina wcale mu się nie podoba. Netanjahu uważa, że głównym efektem porozumienia będzie umocnienie irańskiej obecności w Syrii.
Szkolone przez irański Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej i dowodzone przez jego oficerów szyickie oddziały uratowały sytuację Baszszara al-Asada, gdy szala zwycięstwa w wojnie zdawała się definitywnie chylić na stronę opozycji, a syryjskiego prezydenta opuszczali generałowie i wysocy rangą współpracownicy. W rezultacie faktyczna zależność syryjskiego rządu od irańskiej pomocy tylko się pogłębiła. Dla Izraela natomiast klienckie państwo Iranu tuż u własnych granic to scenariusz absolutnie niechciany. Stąd mniej lub bardziej dyskretna pomoc Tel Awiwu dla sił walczących z al-Asadem. Wszelkiej, także ekstremistycznej, proweniencji.
Tymczasem porozumienie, które wysłannik ONZ do Syrii nazywa „poważnym krokiem naprzód na drodze do pokoju” zabrania Irańczykom wstępu jedynie do dwudziestokilometrowej strefy przy granicy z Izraelem. Prawicowy premier Izraela widzi w tym bezpośrednie zagrożenie dla dominacji swojego kraju w najbliższym otoczeniu międzynarodowym. Może nie powiedział wprost: będziemy próbowali dalej eskalować konflikt w Syrii, ale to dość jasno wynika z kontekstu.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
O tym, że żydki mocno mieszają w Syrii, to już wiadomo od zawsze. Natomiast chyba mocno przesadzona jest rola Iranu w zapobieżeniu upadku Asada. Irańscy „ochotnicy” walczyli w Syrii zanim wkroczyli tam Rosjanie, ale to nie zapobiegło jego rychłemu upadkowi. Dopiero kiedy Rosjanie zaczęli intensywnie bombardować islamistów, rosyjscy doradcy szkolić i organizować jednostki syryjskie, szala zwycięstwa zaczęła się przechylać na korzyść strony rządowej.