Spokojnie, nie przewiduję rozpadu państwa amerykańskiego w tym roku. Mamy jednak do czynienia z dość jasnym obrazem politycznym: Stany są dziś już tak nie-Zjednoczone, że precedensu trzeba by szukać w czasach przed wojną secesyjną. To ciągle nie znaczy, że wybuchnie wojna domowa, lecz nienawistny rozdźwięk polityczny między dwiema partiami i grupami ich zwolenników osiągnął rozmiar tak niebezpieczny, że dosłownie niczego nie da się wykluczyć.
Roztaczająca się przed nami zagadka wyborcza ma charakter wręcz trzecioświatowy, gdzie dwaj kandydaci skorumpowanej lokalnej plutokracji są gotowi na wszystko, by wyeliminować przeciwnika. Plutokracja amerykańska zmierza do rozstrzygnięcia sądowego, nie wyborczego, bo choćby głosy zostały policzone w niektórych stanach po cztery razy, ciągle będą legalne powody do kontestacji wyników, a scenariusz z roku 2000, gdy kandydat Demokratów machnął w końcu ręką, tym razem nie wchodzi w grę, jeśli brać poważnie deklaracje tej partii.
Kryzys kowidowy doprowadził do 20 proc. oficjalnego bezrobocia. Co prawda udało się je obniżyć do ok. 8 proc., ale to i tak dwa razy więcej niż przedtem, a koszty społeczne tej sytuacji są olbrzymie, bo nawet ciągłe drukowanie pustych dolarów nie nadąża za rozmiarem lawinowej pauperyzacji. Kolejne pomocowe programy społeczne kończą się, zostawiając następne miliony ludzi bez dochodów, podczas gdy Fed, amerykański bank centralny, zapowiada druk 500 nowych miliardów na podtrzymanie giełd, by utrzymać pozór dobrego zdrowia gospodarczego. To powoduje, że giełdy są groteskowo wysoko, pozostając w krzyczącym kontraście z codziennością zwykłego amerykańskiego życia.
Czeka nas teraz szczególny amerykański serial, rozgrywający się na żywo i obejmujący właściwie wszystkie kinowe gatunki. Jeśli chodzi o dramat sądowy, w Ameryce można zeń zrobić ciągle rozgałęziający się i powtarzający się fraktal, któremu trudno będzie dotrzeć do ostatecznej formy, tj. decyzji, jeśli obie strony zechcą użyć wszystkich możliwych środków prawnych. Od wielu miesięcy Partia Demokratyczna zbierała po cichu fundusze na tę prawną walkę na szczycie, a Trump zabezpieczył się odpowiednimi nominacjami najważniejszych sędziów, co obiecuje mecz, który będzie trudno zrozumieć wielu obywatelom wierzącym w istnienie demokracji w plutokratycznej Ameryce.
Do bardzo niepewnej sytuacji gospodarczej i przyszłego dramatu sądowego dochodzi więc ów ostry, otwarcie wrogi, wręcz manichejski podział polityczny, który zapewne ostatecznie zadecyduje o przyszłości USA. Postępujący brak zaufania do instytucji, które uchodziły za demokratyczne, wychodzenie na wierzch najgorszych wzajemnych podejrzeń, nie zapowiadają niczego dobrego. W tym oczywiście dla reszty świata, bo to nie musi być tak, że Stany nieZjednoczone po prostu zajmą się na jakiś czas wyłącznie sobą. Trump nie był Obamą, który rozpętał siedem wojen, raczej redukował amerykański interwencjonizm, a konflikty prowadził głównie na Twitterze, ale co może się zdarzyć, jeśli zostanie przyparty do ściany? Zanim ewentualni zwycięzcy Demokraci zaczną tradycyjnie wysyłać gdzieś wojsko, Trump może ich ubiec, by „przewrócić stół”…
Wszystkie oczy wbite teraz w Amerykę dostają zeza, bo nie wiadomo gdzie patrzeć: jest tyle czynników, które mogą wpłynąć na zupełnie niespodziewane dziś wyjście, że pozostało tylko czekać. Świat dawno nie miał do czynienia z tak „obrotową”, skrajnie napiętą sytuacją w oszalałym imperium. Jeśli to skończy się po prostu jego istotnym osłabieniem, może to wyjść na zdrowie reszcie naszej planety, ale również z tak obiecującym optymizmem nie ma co się dziś wyrywać, niestety.
Assange o zagrożeniu wolności słowa
Twórca WikiLeaks Julian Assange po kilkunastu latach spędzonych w odosobnieniu i szczęśliw…
Gdzie ta słynna, wzorcowa dla całego świata demokracja USA. W Polsce każdy, kto dotychczas się wypowiadał przyrównywał i oceniał w porównaniu do działań i zachowania się USA, Będąc w USA 10 lat temu można było naocznie stwierdzić, że mówienie o demokracji w USA to jak opowiadanie bajki dla grzecznych dzieci. Wybory w 2016r. jak i obecne potwierdzają, że system polityczny działający w USA nawet się nie otarł o demokrację. Rządzą tam bogate elity, wpływowi przekupni ludzie. Stanowisko prezydenta jest tylko przykrywką. Prezydent jest tylko teoretycznie eksponowany jako władza. Na pewno nie ma w USA nic do powiedzenia społeczeństwo.
Demokratyczny Obama rozpętał więcej wojen niż konserwatywny Trump? Poważnie? No to chyba czas zrewidować nasz stosunek do nich…