Kuba: maleńki kraj globalnego Południa, populacja wielkości mniej więcej Czech, niewiele więcej niż aglomeracji Londynu. W liberalnej propagandzie notorycznie używany jako przykład państwa, którego gospodarka „nie działa”, bo kontestuje kapitalistyczny „zdrowy rozsądek”. Kraj od kilkudziesięciu lat przyciśnięty ekonomicznymi sankcjami potężnego sąsiada wiszącego nad wyspą od północy. A jednak Kuba, nie czekając na łaskę zachodnich korporacji, stworzyła własną szczepionkę na COVID-19, właściwie to nawet kilka, ale jedna jest już prawie gotowa do masowej produkcji. Nazywa się Soberana 2.
Soberana po hiszpańsku znaczy „suwerenna” lub „niepodległa”. Nomen omen: Kuba mogła tego dokonać, ponieważ pozostała suwerenna od Imperium Dolara i od globalnego kapitału. Nigdy nie zlikwidowała własnego przemysłu farmaceutycznego ani jego naukowego, laboratoryjnego zaplecza. Nigdy nie przestała traktować zdrowia publicznego jako priorytetu.
Wkrótce Kuba, siłami swojego własnego, państwowego przemysłu farmaceutycznego i własnej służby zdrowia, zaszczepi nie tylko własną populację, ale – gotowa wkrótce wyprodukować 100 milionów dawek – dostarczy szczepionki innym państwom globalnego Południa, które nie mają środków, by przelicytować zachodnie mocarstwa w rywalizacji o sztucznie limitowane mikstury gigantów Big Pharmy. Więcej nawet. Podczas gdy większość tzw. „rozwiniętych” państw zaczyna wymagać od osób próbujących uzyskać łaskawe prawo wstępu w ich progi, dowodów na bycie już zaszczepionym, rozważa wprowadzanie „paszportów koronawirusowych”, Kuba zamierza… szczepić nawet odwiedzających ją turystów.
Na Zachodzie bez zmian
Tymczasem neoliberalnej Europie (bez porównania zamożniejszej, populacja prawie 450 mln ludzi) ciągle tylko przysłowiowy wiatr w oczy. Niekończące się lockdowny, których skuteczność pozostawia wiele do życzenia. Mało gdzie na świecie na „drugiego SARSa” każdego dnia umiera wciąż tyle ludzi, co tutaj. Jedynie około 8 proc. populacji „najbardziej społecznie rozwiniętego kontynentu” zostało jak dotąd zaszczepione – w Stanach Zjednoczonych zaszczepiono już więcej niż co piątego mieszkańca. Nawet tak malutkie, zamożne i cieszące się opinią dobrze zorganizowanych państwa jak Holandia czy Dania nie potrafią skutecznie przeprowadzić szczepienia swojej populacji.
Kolejna wielka farmaceutyczna korporacja, Johnson & Johnson, ogłosiła właśnie, że dokładnie tak samo jak Pfizer, Moderna i AstraZeneca, nie dostarczy Unii Europejskiej nawet połowy z tego, do czego się zobowiązała. Poinformowała o tym jeszcze zanim Europejska Agencja Leków zatwierdziła w ogóle jej szczepionkę do użytku. Jakieś tajemnicze siły (próby wyeliminowania konkurencji nieczystymi metodami? granie na wahnięcia notowań giełdowych?) sfabrykowały najprawdopodobniej zupełnie sztuczny kryzys wokół brytyjskiej szczepionki.
Jedyne państwo w Europie, które radzi sobie ze szczepieniami całkiem dobrze, z Unii Europejskiej dopiero co wystąpiło i miało się od tego gestu, zdaniem wielu, zawalić: Wielka Brytania. Trudno o bardziej wymowny dowód porażki i niekompetencji Unii Europejskiej w sytuacji kontynentalnego kryzysu zdrowia publicznego niż to, że rząd takiego pajaca jak Boris Johnson, premiera, który rządzi od niechcenia i w przerwach między ciekawszymi zajęciami, radzi sobie w tej sytuacji wielokrotnie lepiej (ponad 37 proc. społeczeństwa już zaszczepione przynajmniej jedną dawką szczepionki).
Tymczasem lockdowny i czekanie w czterech ścianach na szczepienia były właściwie jedyną prowadzoną w Europie polityką „walki z pandemią”. Kilka tygodni temu w wywiadzie dla brytyjskiego Channel 4 prof. John Bell z Uniwersytetu Oksfordzkiego nadzorujący prace nad szczepionką brytyjsko-szwedzkiej korporacji AstraZeneca przyznał się, trochę jakby zaskoczony pytaniem, że metod leczenia COVID-19 nikt szczególnie poważnie jeszcze nie szukał. Szczepionki to jedyne, na co w tej grze postawiono. W tym tempie wyszczepienie całej populacji kontynentu potrwa jednak tak długo, że pierwsi zaszczepieni dawno stracą odporność, a wirus będzie sobie do woli mutował. Moderna już w momencie wypuszczania swojego preparatu wysyłała sygnały mające nas powoli przygotowywać na okoliczność, że szczepionki te będą skuteczne „prawdopodobnie na parę lat” – przez co zapewne należy rozumieć, że na dwa lata lub niewiele więcej.
Neoliberalny paraliż Unii Europejskiej
Lewica, która wierzy, że Unia Europejska pomimo swoich „niedoskonałości”, jest reformowalna w postępowym kierunku, że neoliberalizm jest cechą przygodną a nie strukturalną i założycielską tej organizacji, i że przede wszystkim jest wystarczająco duża, żeby w imieniu nas wszystkich stawiać czoła dyktaturze wielkiego, ponadnarodowego kapitału, który bezbronnym małym państwom z osobna mógłby dyktować warunki – ma tu pole do popisu. Trudno o lepszą okazję, by udowodnić tezy takiej wiary. Jak wam idzie?
Tymczasem Unia Europejska w istocie jest organizmem dość dużym i (kiedy chce) silnym, by mogła się w imieniu mieszkańców kontynentu postawić Big Pharmie – nie czyni tego, bo nie chce, nie potrafi nawet tak się w obecnej sytuacji pozycjonować, myśleć w ten sposób. Jeżeli Pfizer, AstraZeneca, Moderna i Johnson & Johnson zobowiązały się do wyprodukowania i dostarczenia konkretnych ilości swoich preparatów, a teraz ze zobowiązań się nie wywiązują, i to najwyraźniej nawet nie dlatego, że nie dają rady, tylko próbują nam wszystkim pokazać, kto tu rządzi, wytwarzając sztuczne niedobory – w tej sytuacji Unia Europejska, ta z fantazji prounijnej lewicy, powinna już od dawna niszczyć ich wszystkich w sądach i zawiesić ochronę patentową ich szczepionek, by produkować je mogli wszyscy, którzy są w stanie.
Europa jednak niemal ze łzami w oczach błaga Big Pharmę, by łaskawie dostarczyła preparaty – nierzadko stworzone dzięki szerokiemu strumieniowi finansujących badania środków publicznych, a nie z inwestycji samych tych korporacji. Na naszych oczach rozgrywa się spektakl, który dowodzi, czym naprawdę jest Unia Europejska. Jest fundamentem i szkieletem neoliberalizmu w Europie. Jest instytucją, która w największym stopniu uczyniła współczesną Europę tak beznadziejnie i – wydaje się czasem – nieodwracalnie neoliberalną. Instytucją, która dziś, zupełnie jak w odpowiedzi na krach finansowy 2008 roku, pokazuje, że w momencie próby jest bardziej neoliberalna niż Stany Zjednoczone, że jej odmiana neoliberalizmu jest bardziej „nie do ruszenia” niż jego wersja amerykańska. Dlatego w instytucjach Unii Europejskiej nie da się nawet pomyśleć tego, żeby mogły one użyć swojej władzy, swojej siły przetargowej, by uderzyć w Big Pharmę i w chroniące jej interesy patenty.
Neoliberalizm to taki reżim akumulacji kapitału, który potęguje władzę i dominację największych podmiotów gospodarczych, w szczególności ponadnarodowych – takich jak Big Pharma. Jego celem jest umacnianie dominacji już najsilniejszych – i dalsza globalizacja tej dominacji. Jednym z najważniejszych wehikułów neoliberalizmu jest ekspansja coraz bardziej zaborczego reżimu „własności intelektualnej”, na który składają się między innymi korporacyjne patenty nawet na wynalazki sfinansowane de facto lub w dużej mierze przez podatnika.
Unia Europejska nie rozważa nawet zawieszenia ochrony patentowej szczepień, bo naruszyłoby to świętość „własności intelektualnej” w ogóle, a to jedna z kluczowych „prawd wiary” neoliberalizmu jako projektu. Gorzej nawet, okazała się jedną z sił, które na forum Światowej Organizacji Handlu zablokowały globalnie taką inicjatywę Republiki Południowej Afryki i Indii. Sięgnięcie po szczepionki rosyjskie i chińskie z kolei jest dla niej bluźnierstwem podobnego rzędu, bo uderzyłoby w interesy euroatlantyckiego bieguna zglobalizowanego kapitału, któremu czuje się zaślubiona.
Neoliberalna katastrofa
Mówiąc krótko: Unia Europejska nie może rozwiązać tego kryzysu, ponieważ jej misją założycielską (maskowaną kilkoma propagandowymi frazesami wymyślonymi, żeby uwieść i zmylić naiwnych idealistów, w tym na lewicy) było stworzenie warunków dla jego wystąpienia, czyli tak głębokiego neoliberalnego przeorania kontynentu (którego częścią było odchudzenie systemów ochrony zdrowia do ich obecnego stanu). Unia Europejska, matryca europejskiego neoliberalizmu, jest tym samym również matką tego kryzysu, kryzysu neoliberalnego par excellence.
Nie mogąc w żaden sposób opanować katastrofy wygenerowanej przez własną racjonalność, UE postępuje tym samym szlakiem, co wszystkie reżimy neoliberalne od co najmniej dekady: zamiast tego używa kryzysu, by uzasadnić swój dryf autorytarny. Nie potrafiąc kryzysu rozwiązać, szuka sposobów, by panować nad społecznym gniewem, jaki kryzys ów generuje. Nie potrafi zaszczepić swoich obywateli, ale już rozważa uzależnienie dostępu do niektórych praw od posiadania kwitu na (niedostępne przecież dla większości z nas) szczepienie. Udziela też swoim państwom członkowskim cichego przyzwolenia na testowanie coraz to nowych autorytarnych metod rządzenia. Godziny policyjne, arbitralne i zupełnie uznaniowe zakazy (otwieramy fryzjerów, ale zamykamy muzea i parki, itd.), wprowadzane i zawieszane w dowolnych momentach, dla których trudno znaleźć naukowe uzasadnienie w rozwoju sytuacji epidemicznej, ale o których mówi się nam, że są „walką z pandemią”.
Ktoś jeszcze pamięta, że wśród filarów Unii Europejskiej miała być swoboda poruszania się i przekraczania granic między jej państwami członkowskimi? Że to przy pomocy tych swobód większość z nas przekonano do jej projektu? Ktoś jeszcze wierzy, że one kiedyś wrócą?
Para-demokracja
Co się dzieje, gdy zasady demokracji stają się swoją własną karykaturą? Nic się nie dzieje…