48-letni turysta z Lubartowa długo nie zapomni tego wypadu na Podlasie. Z powodu zdjęcia, które zrobił sobie przy pomniku słynnej „żołnierki wyklętej”, będzie miał sprawę w sądzie.

Zwyczajem większości współczesnych turystów mężczyzna zrobił sobie pamiątkowe selfie przy oglądanej atrakcji. Na jego nieszczęście nie chodziło o przypadkowy pomnik, a o figurę Danuty Siedzikówny ps. „Inka”. Została ona w ubiegłym roku odsłonięty przy siedzibie nadleśnictwa Browsk w Gruszkach, przysiółku Guszczewiny, gdzie urodziła się sanitariuszka jednego z oddziałów wileńskiej AK dowodzonej przez „Łupaszkę”.

Mężczyzna chciał uzyskać dobre ujęcie i w tym celu na krótką chwilę wszedł na podest pomnika. To właśnie spotkało się z interwencją strażników leśnych, którzy zamierzali wylegitymować i pouczyć turystę. Skąd taka reakcja?

– Obok powiewały flagi narodowe i lasów państwowych, dlatego dla leśników takie zachowanie jest profanacją nie tylko miejsca pamięci o bohaterce, ale także znieważeniem barw narodowych – powiedział Polskiemu Radiu Białystok, nadleśniczy nadleśnictwa Browsk Robert Miszczak.

48-latek odmówił pokazania dokumentów, więc leśnicy wezwali policję, która również uznała, że sprawa jest poważna. Zdaniem funkcjonariuszy doszło do wykroczenia z art. 51 kodeksu wykroczeń (zakłócenie porządku publicznego albo wywołanie zgorszenia innym wybrykiem). Turysta nie przyjął mandatu i sprawa trafi do sądu.

Strajk.eu poprosił o komentarz aktywistów broniących pamięci historycznej przed „jedyną słuszną” narracją nakręcaną przez IPN i prawicowych polityków.

Inka wśród innych ikon kultu antykomunistycznego podziemia na transparencie uczestników marszu pamięci wyklętych, Hajnówka 2016 r. / fot. Małgorzata Kulbaczewska-Figat

– To kolejny z absurdów dekomunizacyjnego szaleństwa ocierającego się już o groteskę – powiedział Michał Sarnicki, działacz Kampanii Historia Czerwona i Czarno-Czerwona. – Kult żołnierzy wyklętych stał się swoistą parareligią, gdzie dawni leśni watażkowie o co najmniej podejrzanej reputacji stali się nowymi świeckimi świętymi, ustawianymi na cokole wiecznej chwały.

– W Polsce rzeczywistość zaczęła przypominać skecz kabaretowy. W ramach polityki historycznej wymyślono „żołnierzy wyklętych” stawiając ich za wzór, a obecnie, jak widać, każąc oddawać niemal boską część. Nie ma to nic wspólnego z kultywowaniem pamięci historycznej. Nowi „bohaterowie” to wrzuceni do wspólnej grupy zwykli bandyci jak Bury czy Łupaszka, a także postaci tragiczne, zmanipulowane, jak Inka – stwierdził Piotr Ciszewski, także aktywista Historii Czerwonej i Czarno-Czerwonej. – Obawiam się, że z biegiem czasu kult „wyklętych” całkiem odbierze chleb polskim satyrykom. Szkoda, że za kolejne skecze płacą podatnicy.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. a może tak napiszecie jak dlaczego kto ją skazał i z czyich rąk poniosła śmierć Inka Śledzikówna jak i tysiące jej podobnych

  2. Dobrze zrobił, że mandatu nie przyjął i że będzie sprawa sądowa. Nie powinien za nic przepraszać, niczego żałować, powiedzieć co myśli o „Ince”. Ze strony wielu organizacji powinien uzyskać wsparcie (przede wszystkim adwokackie). Trzeba wreszcie ten napęczniały balon absurdu przekłuć, a przekłucie przekuć w czyn rewolucyjny.

  3. co za bagno, dali znieważanie barw narodowych, żeby to było przestępstwo.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…