Z prawdziwą pasją śledzę wszelkie nowinki dotyczące mediów publicznych, wyczekując momentu, aż ta misternie ustawiona konstrukcja w końcu runie, a pod jej gruzami ugrzęźnie na dobre Jacek Kurski (czemu całym sercem, naturalnie, kibicuję). Ostatni tydzień spędziłam poza granicami kraju. Dlatego ze zgrozą powitałam po powrocie wiadomość o „TVP Leaks”. Chodzi o zdjęcia, które red. Przemysław Szubartowicz umieścił na swoim Twitterze – oto korytarze jednego z budynków Telewizji Publicznej obwieszone zostały propagandowymi plakatami, niosącymi przekaz „Resortowe kundle – do budy!”, „Generale stanu wojennego! Zrób coś dla Polski! Spójrz prawdzie w oczy!”, „10/04 – 6. rocznica katastrofy smoleńskiej. Prawda ich zaboli”, czy wreszcie (prawdziwa perełka!) – „Stop Russian aggression on Europe”.
Po tym, jak fotki ujrzały światło dzienne, na Twitterze wywiązała się pyskówka pomiędzy autorem zdjęć, a Samuelem Pereirą – według red. Szubartowicza „resortowe kundle” wisieć miały na drzwiach gabinetu szefów Publicystyki – Dawida Wildsteina i Samuela Pereiry właśnie. Pereira zdementował natychmiast informację, twierdząc, że w swoim gabinecie ma jedynie godło i (a jakże) krzyż, zaś młody red. Wildstein zareagował żywo, wietrząc polityczny atak: „Uwielbiam, jak się tak podniecają, kłamią i manipulują. Wiem, że dobrą robotę robimy!”. Reakcją na reakcję na akcję okazał się kolejny „wyciek” – fotka z szerszym kadrem, obejmująca wszystkie plakaty, zaprojektowane przez organizację o wiele mówiącej nazwie „Ruch Higieny Moralnej” i komentarz, sugerujący, że redaktor Pereira kłamie na swoim profilu, pokazując jedynie wewnętrzną stronę swoich drzwi, nie zaś tę od strony korytarza. Tej nadal pilnują „kundle”.
Jasne – każdy, komu tłuką się po głowie mrzonki o „obiektywnym dziennikarstwie”, powinien jak najszybciej posłać je, gdzie ich miejsce, czyli między bajki. Każda redakcja ma swoje założenia programowe, często znajdują one odzwierciedlenie w dekoracji wnętrza. Jeden stawia na biurku zdjęcie żony, dziecka, psa czy kota, inny wiesza bliski swojemu sercu krajobraz lub zdjęcie politycznego wodza. Sęk w tym, że nie każda redakcja finansowana jest z państwowej kieszeni – ci więc, którzy wieszają nad biurkiem zdjęcie Putina albo Tuska, robią to za swoje prywatne. Wreszcie, trudno znaleźć wytłumaczenie dla tak żałosnej, agresywnej agitki, jaką prezentują sobą dzieła, które zawisły na korytarzu Telewizji Publicznej. Nie wspomnę już nawet o tym, jaka żałość ogarnia, gdy słyszy się chór zaprzeczeń i wypierania się jak przysłowiowa żaba błota przez szefów publicystyki TVP. Panowie, to jak to jest? Te plakaty ktoś tam przecież powiesił. Może ich losy były podobne do losów sejmowego krzyża? Przyszli w środku nocy, zrobili, to niechże i tak będzie? A może to zdjęcie podstępnie zrobione w niemiecko-żydowskim-i-Bóg-wie-jakim-jeszcze TVNie? Kto to jest „resortowy kundel”? Skąd Wam się wziął stan wojenny? Pytam jak dziennikarz dziennikarzy.
Plakaty są, owszem, słabe, ale już lepiej weźcie to na klatę. W I klasie liceum powiesiliśmy na wewnętrznej stronie drzwi plakat wyborczy Andrzeja Leppera. Świadomi konsekwencji, złamaliśmy prawo neutralności politycznej szkoły i byliśmy gotowi bronić stojącego z nim w sprzeczności prawa do swobodnego trollingu. Wychowawczyni wytoczyła ciężkie działa – sprawa otarła się o dyrekcję. Przegraliśmy, ale przynajmniej zwyciężyliśmy moralnie. Nikomu z nas nie przyszło do głowy, by udawać, że nie wiemy, kto nam to powiesił. Tak się walczy o symbole. Uprzedzając pytanie: tak, była to klasa z rozszerzonym niemieckim.
Syria, jaką znaliśmy, odchodzi
Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …
I pomyśleć, jak to za młodu Młody Wildsztajn był przeciwny poglądom ojca. Typowy czerwony rewolucjonista. A jak to się zmienia punkt widzenia w zależności od stołka. Też po ojcu.