Kilka tygodni temu prof. Karol Modzelewski na wykładzie w „Krytyce Politycznej” wyrażał się z sympatią o powstającym Ruchu Kukiza. Każdy uczciwy „lewak” patrzy z podziwem na ruch wyrażający autentyczny ludowy gniew – nawet jeśli świadomościowo błądzący, nieukierunkowany na rzeczywiste źródło tej frustracji, czyli na ekonomię. To właśnie uczciwa i konsekwentna lewica powinna dysponować uliczną charyzmą, zdolną do nawiązania kontaktu ze zwykłymi ludźmi, pozwalającą „rozwalić system”. Jeśli zatem Kukiz na poważnie myśli o zbudowaniu formacji, będącej w stanie zmienić państwo na bardziej przyjazne obywatelom – będzie musiał wzmocnić swoją lewą nogę.

6 września, w samym środku kampanii wyborczej, odbędzie się dość absurdalne referendum, w którym postawiono trzy pytania. Jedno z nich, to o rozwiązywaniu sporów ze skarbówką na korzyść podatnika, zostało już unieważnione przez Sejm, który przepchnął odpowiednią ustawę zgodnie z przewidywaną – jak to mówią – wolą narodu. Inne pytanie brzmi: Czy jest Pani/Pan za utrzymaniem dotychczasowego sposobu finansowania partii politycznych z budżetu państwa? Przewidywana odpowiedź negatywna nie implikuje jednak konkretnego rozwiązania – teoretycznie można zinterpretować ją jako chęć dołożenia partiom jeszcze większych pieniędzy. Pytanie o Jednomandatowe Okręgi Wyborcze – kluczowe w tej zabawie – także nie wymusza na ustawodawcy żadnego konkretnego rozwiązania. Nie wiadomo czy ma to być – jak chce Kukiz – 460 jednomandatowych okręgów czy np. system mieszany, jak w Niemczech. Również osiągnięcie wymaganej 50-procentowej frekwencji wydaje się mało prawdopodobne.

Konstytucjonaliści cały czas toczą spór, czy wyniki referendum w ogóle będą wiążące – ale w istocie rzeczy, wiemy już, że nie ma to żadnego znaczenia. Nawet bowiem jeśli jest wiążące – to nie wiąże do niczego konkretnego.

Po JOW-ach chodziliśmy na kremówki

A jeśli jeszcze brakuje komuś absurdów, to warto dodać, że wprowadzenie fundamentalistycznego wariantu JOW-ów na obecnym etapie świadomości i infrastruktury obywatelskiej (a raczej jej braku) oznaczałoby zabetonowanie sceny politycznej do następnej rewolucji. A takie zdarzają się ponoć raz na pokolenie. Ale zazwyczaj przegrywają.

O tym wszystkim – śmiem twierdzić – doskonale wie Paweł Kukiz (znana jest jego wypowiedź, że wolałby ordynację STV). Tym łatwiej mu więc używać postulatu JOW-ów do tego, do czego naprawdę służy: organizowania szerokiego bloku niezadowolonych i wbicia się do parlamentu. Postulaty proste, żarliwe, ale niewykonalne, są w polityce idealne.

Oprócz chęci zmiany ordynacji wyborczej, Kukiz niesie pakiet diagnoz, które można nazwać lewicowymi, socjalnymi, a być może po prostu propaństwowymi. Opodatkowanie banków, hipermarketów, zatamowanie wycieku pieniędzy z Polski, rozbudowa przemysłu, troska o środowiska niepełnosprawnych. Wspomina też o niskich płacach, choć stawia fałszywą diagnozę – rzekome zbyt duże opodatkowanie pracy. Kukiz wini państwo za „konfliktowanie pracobiorcy z pracodawcą’’ poprzez „zabieranie im 60 procent dochodu’’. Widzę w tym sprytny zabieg na rzecz uniknięcia walki klasowej podczas budowania siły politycznej, na dłuższą metę nie do utrzymania – jeśli by nawet „odebrać państwu’’ te 60 procent, to nie ma takiej magicznej siły, żeby trafiły one do pracownika; zagarną je tzw. pracodawcy.

Nasze 20%

Mylą się od początku wszyscy komentatorzy, próbujący wieszczyć przyszły skład parlamentarnej ekipy Ruchu Kukiza z jego dzisiejszych zapowiedzi, aliansów, wojen. Nie wiem, czy bohater naszej opowieści taką wizję posiada. W tej chwili skupia się na referendum i zachęca: to m.in. spośród ludzi zaangażowanych w referendum chce stworzyć swoją reprezentację, oddolnie. Zapowiada również – w sposób mało konkretny – zaproszenie na listy tzw. kandydatów antysystemowych z wyborów prezydenckich.

Nie zgadzam się z tymi, którzy wieszczą Kukizowi wielki zjazd poparcia i przegraną. Przy odrobinie politycznej pracy może on z jednej strony zhegemonizować prawicowe ruchy antysystemowe, odbierając im poparcie, prawem skuteczności (gdzie indziej głosy się zmarnują), może także zagrozić wspólnej liście SLD i innych formacji nieżywych schabów, przedstawiając program socjalny, prezentowany przez autentycznych postępowych społeczników, mających rozwiązania na konkretne bolączki.

Polityczność, o jakiej Sierakowskiemu się nie śniło

I to jest właśnie szansa na zmianę polityczności w naszym kraju, o której co jakiś czas wspomina naczelny „Krytyki Politycznej” Sławomir Sierakowski. Chodzi o fundamentalny spór, dzielący polską scenę polityczną, o dobór tematów, którymi polityka się żywi. Przez pierwsze 15 lat III RP główny podział dotyczył komuchów i solidaruchów; przez ostatnią dekadę trwa wojna Tuska z Kaczyńskim, platformersów i pisiorów. Sierakowski przewiduje (chyba optymistycznie), że teraz to już będziemy spierać się tylko o gospodarkę i jako dwie główne siły, wokół których polityka będzie się obracać widzi Partię Razem oraz NowoczesnąPL. Chciałbym, ach, chciałbym, ale telewidzowie mogliby się wreszcie ponudzić.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Taa… walka między Razem, a Nowoczesną. Może w internecie, jak Korwin się zacznie się nudzić w gimnazjach. Życzę oczywiście Razem jak najlepszych wyników, ale ilu procentowe poparcia mają te dwie partie? Nie za szybko na takie spekulacje?

  2. Taaa lewa noga;) „Kukiz” to wytwór Grzesia, który ratując się przed zmarginalizowaniem w partii rozpoczął wojnę na taśmy i wyczarował wraz ze służbami kolejnego trybuna ludowego w typie chłopka ze stoczni. Już raz to przerabialiśmy. Przypomnijmy sobie głównych aktorów niby „zadymy” we Wprost;) Dodajmy do tego „antysystemowców” Kukiza, Stonogę, Tymochowicza i innych. Bigos mamy gotowy;)

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Argentyny neoliberalna droga przez mękę

 „Viva la libertad carajo!” (Niech żyje wolność, ch…ju!). Pod tak niezwykłym hasłem ultral…