Wydawałoby się, że nie ma lepszego czasu dla lewicy niż ostatnie miesiące. Po barbarzyńskim wyroku Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji, dziesiątki tysięcy osób wyszło na ulice miast i miasteczek całej Polski. 27 stycznia rząd decyduje się na publikację wyroku, co próbują skapitalizować praktycznie wszystkie siły polityczne. Ruch Hołowni proponuje referendum w sprawie dostępności do aborcji, na początku lutego Platforma Obywatelska powołuje zespół pod przewodnictwem Hrabianki Kidawy Błońskiej, który chwilę później formułuje zaskakująco dobry jak na tę partię postulat, pełnego dostępu do zabiegów przerywania ciąży do 12 tygodnia życia płodu.

Wydawałoby się, że naturalnym beneficjentem owej sytuacji będzie parlamentarna Lewica, która w swoim programie problem aborcji rozwiązywała w sposób najbardziej upodmiotawiający kobiety.
Tymczasem, staraniem swojego aktywu związanego z Razem, Lewica najpewniej ten kapitał roztrwoni.

Przy okazji poruszającego niezwykle ważny problem Strajku Kobiet środowiska te postanowiły zradykalizować swój przekaz używając do tego niezwykle oryginalnej, hermetycznej i sztucznej siatki pojęciowej. W środowisku tym zaczęły pojawiać się oskarżenia o transfobię (aby dodatkowo utrudnić zrozumienie tego pojęcia, który Word podczas pisania tego tekstu podkreśla na czerwono, używa się tu akronimu-anglicyzmu TERFizm) oraz whorefobię (tu odpowiednim anglicyzmem-akronimem jest SWERFizm). Pierwszą aktywistką Ogólnopolskiego Strajku Kobiet oskarżoną o transfobię (TERFizm) została Marta Lempart, której dom został udekorowany napisem „Transfobko ABW się sprzedałaś Strajk Kobiet rozjebałaś”. Nadmienię, że daleki jestem od obrony Marty Lempart, której można zarzucić rusofobiczne paranoje (słynna sprawa z rzekomym finansowaniem Ordo Iuris przez Kreml), sprzyjanie środowisku liberałów z PO (Boni w Radzie Konsultacyjnej OSK, pielgrzymki do Tuska itd.), działanie na szkodę lokatorów (sprawa zakupu kamienicy w centrum Wrocławia) czy wreszcie prymitywne szczucie na Biały Personel.

Prawdziwa fala hejtu wylała się jednak na asystentkę społeczną posła Macieja Koniecznego ds. energetyki, Urszulę Kuczyńską , która jest oskarżana o język pogardy wobec osób utrzymujących się z praktyk seksualnych czyli tzw. sexworkingu. Doszło do sytuacji, w której wysyłane są gorące i nie znoszące sprzeciwu apele do Koniecznego, by ten Kuczyńską z grona swych najbliższych współpracowników usunął. Nieszczęściem Konieczny sprzeciwił się nieznoszącym sprzeciwu apelom, powiedział, że Kuczyńskiej nie usunie, ponieważ nie widzi w jej aktywności niczego na tyle problematycznego, by się jej pozbyć, ceni jej merytoryczną wiedzę w zakresie tych spraw, które zachciał jej w swym zespole powierzyć. Oliwy do ognia dolał dodatkowo Zandberg, który w sporze pomiędzy Koniecznym a najbardziej seksualnie rewolucyjnymi partyjnymi dołami stanął po stronie swojego kolegi z Wiejskiej.

Na niedzielne przedpołudnie sytuacja wygląda tak, że od Koniecznego i Zandberga dystansują się okręgi wrocławski i elbląski, natomiast młodzieżówka ze Śląska stanowczo żąda odwołania Kuczyńskiej.

Ponieważ nie jestem w Razem, nigdy nie byłem w Razem i nigdy nie będę w Razem, to powiem Wam, jak ta sytuacja wygląda dla kogoś z zewnątrz. A wygląda jak farsa. W obliczu największego kryzysu ekonomicznego od dekad, w którym dziesiątki tysięcy pracowników traci możliwość zarobkowania i życia na minimalnie przyzwoitym poziomie, największego kryzysu epidemiologicznego od dekad, w którym służba zdrowia stoi na skraju zapaści, a liczba osób tracących życie w 4 kwartale 2020 jest o 70% większa niż w referencyjnych okresach z lat poprzednich, w momencie, w którym prawicowy rząd faktycznie uderza w prawa reprodukcyjne nas wszystkich, realizując nad Wisłą drugi Salwador, awangarda parlamentarnej Lewicy, którą niewątpliwie jest partia Razem, zajmuje się problemami, które potrafi zidentyfikować i nazwać promil społeczeństwa, pokazując tym samym zupełne oderwanie od realnych problemów, które społeczeństwo faktycznie interesują.

Polska lewica byłaby w zupełnie innym miejscu, gdyby tyle energii, entuzjazmu i intelektu zaangażowała w myślenie o warunkach pracy, systemie emerytalnym, sprawiedliwej transformacji energetycznej i innych sprawach dziś kluczowych, co angażuje w semantyczne napinki i towarzyskie nagonki wokół spraw marginalnych.

Co przytomniejsi w mediach społecznościowych przecierają oczy ze zdziwienia i mówią, że musi być to robota ABW. Osobiście wątpię w zewnętrzną, agenturalną interwencję służb. Nie trzeba bowiem takiej, by z hunwejbina seksualnej rewolucji wyszedł oderwany od rzeczywistości demagog i fanatyk, którego zaślepienie sprawia, że niespełna pół roku po słusznym Strajku Kobiet, rewolucja zaczyna pożerać własne dzieci i wczorajszy Marat staje się dzisiejszym Ludwikiem XVI, którego wiozą windą na szafot.

A wszystko to w momencie, w którym premier Morawiecki spiernicza przez ugór przed goniącymi go rolnikami z Agrounii i Kołodziejczakiem. Przed wami, droga awangardo lewicy, Morawiecki spieprzał nie będzie, bo zanim wpadniecie na pomysł, by go gonić, to zeżrecie się o didaskalia.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Ruski stanął okoniem

Gdy się polski inteligencik zeźli, to musi sobie porugać kacapa. Ale czasem nawet to mu ni…