Ulicami Warszawy przeszedł dziś wielki protest polskich rolników. Sprzeciwiali się polityce rządu, która ich zdaniem faworyzuje potężny zagraniczny kapitał, prowadząc do upadku rodzimych hodowców. Pod ambasadą USA wybrzmiały też hasła antyamerykańskie.
Kilkutysięczny tłum, który zgromadził się dziś na Pl. Konstytucji, zaskoczył swą liczebnością nawet organizatorów protestu. Hodowcy i producenci płodów rolnych: warzyw, owoców, trzody i bydła zjechali z całej Polski do stolicy, by sprzeciwić się polityce rządu Prawa i Sprawiedliwości, która – jak ostrzegają – może doprowadzić wkrótce do upadku dużej części krajowego rolnictwa. Wszystko przez to, że ich zdaniem Ministerstwo Rolnictwa faktycznie faworyzuje zagraniczne koncerny, które zalewają Polskę tanimi i niezdrowymi produktami żywnościowymi, paszami i nawozami.
Przed przybyciem do Warszawy inicjatorzy wystosowali list otwarty do Mateusza Morawieckiego premiera, w którym oświadczyli, że reprezentują jedną trzecią polskiego społeczeństwa. „Protestujemy przeciwko bezsilności państwa, od którego nie chcemy jałmużny, tylko spełnienia swoich podstawowych funkcji, w tym kontroli nad monopolistycznymi praktykami” – napisali. „Mamy prawo powiedzieć polskim konsumentom, że to nie my dyktujemy zawyżone ceny produktów. Mamy prawo poinformować, że to nie my produkujemy ten syf, przez który chorują, a który dominuje na półkach supermarketów, bo zachodni konsument nie chce go jeść”.
Michał Kołodziejczyk, organizator protestu ze Stowarzyszenia Polskich Producentów Ziemniaków i Warzyw, mówił do zebranych na Pl. Konstytucji, że dzisiejszy marsz łączy ludzi ponad podziałami partyjnymi. – Dzisiaj wszyscy zobaczyli, że możemy być razem, bez względu na to, jakie kto ma upodobania polityczne. Łączy nas jedno: rolnictwo i jego problemy – deklarował Kołodzieczyk – Niech premier zobaczy, że to nie są pokrzykiwania garstki ludzi. To są dramaty całych rodzin.
Tłum ruszył ulicami spod Pl. Konstytucji pod Urząd Rady Ministrów, robiąc nieprzewidziany postój pod ambasadą Stanów Zjednoczonych, by wyrazić sprzeciw wobec polityki USA w Europie, sposobu traktowania Polski i destrukcyjnej roli amerykańskich koncernów w dzisiejszym rolnictwie – polskim i europejskim. Kołodziejczyk nie owijał w bawełnę: – Co robi ambasada amerykańska? Kłóci nas z Rosją! Pcha nas na Ukrainę! Dzisiaj każdy z nas powinien odważyć się na ten gest i pokazać „fucka” Amerykanom!”.
Lider rolników rzeczywiście wyciągnął środkowy palec w kierunku placówki USA i nie był w tej czynności osamotniony. Oświadczył też, że nastawianie Polski przeciwko Rosji bezwzględnie szkodzi polskiemu rolnictwu, bo Rosjanie byli wielkimi odbiorcami polskich owoców, warzyw i mięsa. Słowa te przyjęto aplauzem.
Pod siedzibą rządu w Alejach Ujazdowskich premier Morawiecki został nazwany Piotrusiem Panem – za bujanie w obłokach i niepoważne traktowanie polskiej gospodarki, a przede wszystkim polskiego rolnictwa. Mówi bowiem o elektrycznych samochodach, tymczasem nie potrafi sprostać podstawowym potrzebom: rodzinne gospodarstwa w Polsce upadają.
– Pan rozkłada ręce i mówi, że nic nie może zrobić. Jeżeli polski premier okazuje bezradność, to nie jest to dobry gospodarz – podkreślił Kołodziejczyk. – Na szczęście budzi się cały kraj, wszystkie dziedziny rolnictwa – mówił dalej. Skrytykował Morawieckiego za to, że zechciał dziś przyjąć zaledwie trzyosobową delegację protestujących. W imieniu zgromadzonych zażądał od premiera Morawieckiego ochrony polskich rolników przed konkurencją zagranicznego kapitału i zapowiedział, że jeżeli ich nadzieje pozostaną niespełnione, wrócą pod budynek URM i to w bardzo zdecydowanym stylu.
– Jeżeli ludzie będą chcieli to wejdą do pana i bez zaproszenia. Wyważymy te drzwi!
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Rolnicy są sami sobie winni. Kiedy przychodzili do lokali wyborczych aby oddac głos w sprawie wstapienia Polski do UE, to jedno tylko słyszałem: „na zachodzie to rolnik nic nie robi bo mu Unia płaci za odłogowanie ziemi”. Tez tak chcieli i to własnie glosami rolników mamy to, co mamy, czyli swobodny przepływ towarow i usług. Teraz więc niech nie narzekają, że rodzimi i nierodzimi handlarze latają z byle jakim chłamem po Polsce od spinacza poczynając na świninie kończąc. I nic tu do tego niema żaden „premier”, bo – jak niegdyś mawiał przefarbowany „komunista” Geremek: „pacta sunt servanda”. Chcieli – to mają i mieć będą zawsze w plecy. Tacy już są polscy rolnicy.
A czego można oczekiwać id bangstera idącego na pasku imperialistycznego kapitału?