Mam niejaki problem z raportem Centrum Badań nad Uprzedzeniami UW. Nie chodzi o to, że chcę bronić swojej złości i dowodzić, że ta moja jest lepsza, bardziej uzasadniona i w ogóle mojsza niż twojsza.

Jednak mam trochę żal o to, że te badania pokazują oczywistości (nie jest odkryciem Ameryki, że antagonizmy pomiędzy PiS i opozycją istnieją). Zaś kontrowersyjny „wyższy wskaźnik nienawiści” w stosunku do zwolenników PiS wytłumaczyła w sumie w rozmowie z Kają Puto sama autorka badania („wynik ten koresponduje z rezultatami niektórych badań psychologów społecznych – grupy niskiego statusu są nieufne wobec grup uprzywilejowanych, a metody redukcji uprzedzeń oddziałują na nie słabiej”).

Jeszcze inaczej (choć już niekoniecznie w duchu bezstronności) ujął to na Facebooku jeden ze znajomych lewicowych ludzi: „Powiedzmy, że wygląda to tak. Ktoś Wam demoluje dom. Nabrudził w łazience i zrobił chlew w kuchni. Pomazał ściany, a teraz wynosi plazmę, laptopa i twarde dyski. No to wołacie do niego: – O ty nazwany brzydkim wyrazem! Ty nazwany pięcioma brzydkimi wyrazami i twoja matka też! A on do was subtelniej: – No chyba cię wyrzuciło poza margines normy.
A teraz przychodzi ekspert i bada, kto kogo bardziej brzydko ponazywał. No wychodzi, że wy. Ale to wy macie większy powód. Wy macie chlew w domu i nie macie plazmy i laptopa”).

Czuję się nieco zakłopotana faktem, że badania ukazały się właśnie teraz. Przeczuwam, że raport pokazujący, że 500 kobiet i 500 mężczyzn reprezentujących różne opcje najchętniej okładałoby się po mordach, tylko jedni o dwa punkty silniej, posłuży… do okładania się po mordach, o czym już w sumie świadczą dyskusje w internecie. Zwolennicy opozycji znów poczuli się urażeni sugestią, że w takim samym stopniu odpowiadają za psucie debaty publicznej, zwolennicy PiS znów poczuli się odczłowieczeni.

Mam też trochę problem z zastosowanym podziałem PiS – „nie PiS”. Motywacje wyborców Platformy, Korwina czy Razem są od siebie odległe, jak tylko się da. Nie ma jednego tworu „opozycja”, a jeśli już – to skupmy się przynajmniej na blokach, które rzeczywiście w momencie badania siedziały w Sejmie, a nie szlajały się gdzieś po marginesach sceny politycznej. Wreszcie, ten podział wydaje mi się po prostu sztuczny. Jaki procent z nas przejawia niezmienne, twarde postawy, które podręcznikowo można wpisać po stronie „Polski liberalnej” albo „Polski autorytarnej”? Ilu jest gdzieś pomiędzy? Ilu nie zgadza się z pomysłami danej partii, ale niekoniecznie biegnie podpalać stosy pod ich elektoratem?

Bo to jest właśnie najważniejsza myśl płynąca z tych badań: zastanówmy się, ile z krytyki poszczególnych formacji i poszczególnych polityków przenosimy na ich elektorat i jak bardzo chcemy się na nich odegrać, uprzednio przykleiwszy łatkę „popiera X – więc to konserwa”, „popiera Y – więc to uczeń Balcerowicza”, „nie podobało mu się, jak działają sądy = zadymiarz/partyjniak”, „protestował pod sądami = ograniczony KODziarz”. Jeśli czegoś nas – elektoraty – to badanie uczy, to tego, by poznać motywacje i zrewidować swoją postawę wobec innej grupy i oddzielić ją od krytyki decyzji politycznych ugrupowań, z którymi się nie zgadzamy.

patronite

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Syria, jaką znaliśmy, odchodzi

Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …