Na szczęście tylko z bażantem – poszkodowany otrzymał 4 pociski ze śrutowej amunicji. Polowanie odbyło się w ten weekend pod Włocławkiem. A to dopiero początek roku.
Na terenie gminy Boniewo w ostatnią sobotę zamiast do polowania na bażanty, doszło do polowania na człowieka. Myśliwy wycelował i po chwili w głowie jego 60-letniego kolegi wylądowały cztery pociski śrutowe. Policja, która przyjechała na miejsce, zakwalifikowała całe zdarzenie jako spowodowanie lekkiego uszczerbku na zdrowiu, czyli takiego, w którym naruszenie czynności ciała utrzymuje się krócej niż tydzień. Taki uszczerbek ścigany jest z oskarżenia prywatnego, ale poszkodowany łowczy nie złożył wniosku, darował koledze. Ale PZŁ raczej mu już nie daruje: niecelny strzelec stanie przed sądem łwoieckim. Grozi mu zawieszenie prawa do wykonywania polowania na czas do trzech lat, a nawet wykluczenie z Polskiego Związku Łowieckiego.
– Sprawdzamy, czy wszystkie procedury zostały zachowane i czy nie doszło do narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu – powiedział lokalnym mediom sierżant Tomasz Tomaszewski z włocławskiej policji.
Wypadki na polowaniach to polski osławiony standard.
W sobotę 5 stycznia w lesie pomiędzy miejscowościami Żelizna i Żulinki (woj. lubelskie) 71-letni myśliwy wycelował w przebiegającą zwierzynę, a ponieważ miał 0,5 promila alkoholu we krwi, rykoszetem dostał jego 48-letni towarzysz.
Dopiero co w grudniu podczas polowania na dziki jeden z myśliwych został trafiony w udo (do dzików strzela się cięższą amunicją niż do bażantów). Postrzelił go kolega z Koła Łowieckiego „Jeleń” nr 28 w Jarocinie, który wycelował, kiedy na horyzoncie pojawiła się wataha dzików. Zdarzenie miało miejsce w miejscowości Parzęczew, w województwie wielkopolskim.
Rok zaczął się fatalnie również dla myśliwych zza granicy. W minionym tygodniu myśliwy w regionie miasta Nieftiejugansk w zachodniej Syberii w trakcie polowania śmiertelnie postrzelił swojego 18-letniego syna. Pomylił nastolatka z łosiem. Również niewesołe wieści płyną z Chorwacji: dzisiejsze wydanie dziennika „Večernji list” podało, że podczas polowania katolicki biskup Vjekoslav Huzjak z diecezji Bjelovar – Križevci postrzelił innego myśliwego w nogę, zamiast upolować dzika, na którego się zasadzał. Ciąg dalszy z pewnością nastąpi.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Nie istnieje żadne logiczne wytłumaczenie dla legalności rozrywki łowieckiej, czyli płoszenia i mordowania zwierzyny.
„Wypadki na polowaniach to polski osławiony standard.”
Nie tylko polski. A poza tym wśród myśliwych jest nieporównanie mniej wypadków niż w kuchniach naszych mieszkań nie mówiąc o drogach.
Bo nie każdy jest myśliwym, ale każdy jeść musi. A jedzenie zazwyczaj robi się w kuchni.
Z drogami jest podobnie.
Może autor odrobiłby lekcje? Gdyby wpakował temu poszkodowanemu CZTERY POCISKI śrutowe w łepetynę – to robotę miałby jedynie grabarz.
A tu po prostu doszło do trafienia skrajem pola rażenia śrutówki (w odległości 50 metrów promień rozrzutu śrucin z naboju śrutowego to mniej więcej jeden metr!)a drobnego, ,,ptasiego” śrutu pewnie i więcej, a i energia tych ołowianych kuleczek w tej odległości jest na tyle mała, że nie spowodowała znaczących obrażeń a jedynie skaleczenia.
Mam wrażenie że strzelec ,,zapomniał” o tym drobiazgu jakim jest rozpraszanie się śrucin w miarę oddalania się od lufy… zobaczył bażanta nad głową kolegi i… wygarnął. Mogło się zdarzyć, że bażant pozostał nietknięty a oberwał inny myśliwy.
Albo zawiodły emocje, albo brak wiedzy o własnościach używanej amunicji… a zapewne jedno i drugie…
Wypadki na polowaniach były, są i będą. Tak samo jak w górnictwie, kolejnictwie, transporcie kołowym czy lotniczym.
Nie ma się czym podniecać.
Chyba, ze red. WK jest zielonym ideologiem-fanatykiem…